Opera Śląska w Bytomiu 17 kwietnia na scenie Teatru Śląskiego w Katowicach dała przedsmak przyszłej inscenizacji Don Pasquale Gaetano Donizettiego. Na razie była to prezentacja na wpół sceniczna. Z solistami, stołem i fotelami na proscenium, orkiestrą i chórem za nimi oraz projekcją wideo na horyzoncie. Czworo śpiewaków odwoływało się zaś do własnej pomysłowości oraz doświadczeń w tych rolach wyniesionych z inscenizacji w innych teatrach.
Najswobodniej pod tym względem czuł się i zachowywał Stanisław Kufluk jako doktor Malatesta, trzymający w swych dłoniach nici całej intrygi. Fabuła libretta ogniskuje się bowiem wokół motywu o antycznym jeszcze rodowodzie, kiedy mężczyzna w podeszłym wieku rusza w konkury do młodej kobiety i zostaje ostatecznie wykpiony (na przykład Doktor Bartolo w Cyrulikach sewilskich Giovanniego Paisiella i Gioacchino Rossiniego).
Ustanawia zarazem na gruncie opery wzór, który zostanie powielony przez Ottona Nicolaia i Giuseppe Verdiego we współpracy z Arrigo Boito w dziełach osnutych wokół perypetii szekspirowskiego Falstaffa oraz w Kawalerze srebrnej róży Richarda Straussa z tekstem Hugona von Hofmannsthala. W tytułowej roli wystąpił Dariusz Machej, którego bas okrzepł i uległ pogłębieniu, tak że w pełni uniósł wymagania tej partii, a zarazem za pomocą niekiedy falsetu z powodzeniem wydobywał komizm sytuacyjny i granej postaci. Dzielnie mu sekundował przywołany już Stanisław Kufluk, zwłaszcza że w jego arii „Bella siccome un angelo" pojawiają się repliki partnera.
Błyskotliwie zabrzmiał też ich duet „Aspetta, aspetta, cara sposina", z charakterystycznym, utrzymanym w zawrotnym tempie parlandem, którego zakończenie bisowali, choć dla mnie punktem odniesienia pozostanie niezrównana interpretacja tego ustępu przez Andrzeja Bieguna i Janusza Borowicza. Głos Eweliny Szybilskiej w partii Noriny swym krystalicznym brzmieniem budził niekiedy skojarzenia z dawnymi, lekkimi sopranami koloraturowymi, ale wymaga jeszcze dopracowania precyzja intonacji w górnym rejestrze i zadbanie o jakość wokalnej barwy.
Dyrygent Tomasz Tokarczyk posiada doświadczenie związane z tą partyturą, przed siedmiu laty wystawioną pod jego batutą w Operze Krakowskiej w reżyserii Jerzego Stuhra. Z tamtym przedstawieniem omawiane wykonanie łączy też osoba Andrzeja Lamperta jako Ernesta.
W pierwszych dwóch ariach: „Mi fa il destino mendico", z replikami Don Pasquale oraz poprzedzonej solo na trąbce „Cercherò lontana terra" artysta unikał wysokich dźwięków, a w trzeciej, serenadowej „Com'è gentil" intonował je falsetem. Podobnie w następującym po nim duecie z Noriną „Tornami a dir che m'ami", śpiewanym mezza voce. Kierowana przez Tomasza Tokarczyka orkiestra w krótkim czasie uczyniła znaczne postępy w porównaniu do Nabuchodonozora z ubiegłego miesiąca, zwłaszcza w zakresie precyzji rytmicznej. A zatem nabrało się chęci obejrzenia tego dzieła w pełnej formie widowiskowej na wyremontowanej, macierzystej scenie w Bytomiu, zwłaszcza że muzyka Donizettiego czyni wiarygodną opinię Arystotelesa, że sztuka ta czyni ludzi szlachetniejszymi.
Lesław Czapliński