Drugi koncert Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego pokazał potencjał tkwiący we wspaniałej Orkiestrze Polskiego Radia w Warszawie i jej dyrygencie Michale Klauzie. Zaczęło się mało znaną Uwerturą do baletu Twory Prometeusza patrona tej cyklicznej imprezy muzycznej.
Utwór zwięzły, zagrany z werwą, po prostu świetna uwertura. Potem jeden z laureatów ostatniego Konkursu Chopinowskiego Martin Garcia-Garcia zagrał ostatni, czyli Piąty Koncert fortepianowy tzw. Cesarski. Zrobił to z fantazją i temperamentem, doskonale wykorzystywał punkty kulminacyjne i sposoby zaskakiwania słuchaczy, które lubił Beethoven. Utrafił w dziesiątkę z generalną pauzą pod koniec finału Rondo Allegro. Potrafił uderzać z furią w klawisze, ale i cyzelować pasaże w górnych rejestrach fortepianu.
Można było mieć niedosyt w tych epizodach, kiedy instrument miał śpiewać, a on tylko nucił, ale za to w częściach skrajnych nadrabiał pomysłowością i temperamentem. Najwyraźniej dla tego pianisty Koncert Beethovena był ogromną przyjemnością. Bardzo ciekawie wybrał on utwory do bisów. Była Bagatela Beethovena zagrana w sposób zupełnie szalony w swym zaskakiwaniu.
Czyżby odezwał się duch Glenna Goulda skrzyżowany z hiszpańskimi torreadorami? A potem artysta dołożył jeszcze Chopinowskiego Walca, już bez prowokacyjnych podchodów, ale i tak daleko od uładzonego, klasycznego wzorca. W sumie wypadł zachwycająco. Po przerwie jednak okazało się, że najlepsze zostawiono na koniec. II Symfonia na orkiestrę smyczkową Mieczysława Weinberga okazała się prawdziwą perłą muzyki. Trzyczęściowy utwór wydawałoby się z uwagi na skład instrumentalny trudno nazwać Symfonią.
Pozbawiona instrumentów dętych i perkusji orkiestra, czyli zaledwie smyczkowy kwintet, prędzej nadawał by się do grywania lekkich i tanecznych Suit. Tutaj jednak talent kompozytora wynagrodził z nawiązką skromny aparat wykonawczy. Starannie rozpisana partytura uwzględniała rozmaite podziały w ramach poszczególnych instrumentów, wprowadzała niezwykle istotne dla całości solowe interwencje skrzypiec, wiolonczeli, altówki, co koncertmistrzowie Orkiestry Polskiego Radia wykorzystali do pochwalenia się swoimi cudownymi talentami.
Już w początkowym Allegro mieliśmy przykład muzycznego geniuszu najwyższej jakości. Smyczkowe nerwowe figuracje á la Szostakowicz stopniowo przechodziły w przejmującą pieśń skargi człowieka głęboko zranionego. Talent dyrygenta dał o sobie znać jeszcze mocniej w części Adagio, kiedy smutek zaczął się wyłaniać z ciszy, przeplatanej westchnieniami.
Spore znaczenie miały w tym utworze partie grane piccicato, które tworzyły właśnie niezwykłe tło symfoniczne. A kiedy jeszcze odzywało się przejmujące solo skrzypiec poparte glissandowym podjazdem, muzyka wchodziła na wyższe piętro duchowej uczty. Zakończenie części finałowej Allegretto zostało też wykonane w tym niebiańskim, astralnym nastroju, choć nie można powiedzieć, iż niebiańska cisza powstająca na sam koniec jest zapowiedzią czegoś przyjemnego i szczęśliwego. Niebo stworzone dla nas przez Mieczysława Weinberga jest niewysłowienie smutne.
Joanna Tumiłowicz