Przegląd nowości

Z Nowego i Starego Świata

Opublikowano: poniedziałek, 20, marzec 2023 21:41

W piątek 17 marca w Filharmonii Krakowskiej odbył się koncert utworów kompozytorów środkowoeuropejskich z końca XIX i pierwszej połowy XX wieku, przy czym dzieło jednego z nich powstało w Nowym Świecie, czego ślad na trwałe zapisał się w tytule.
 Tym twórcą był Czech Antonín Dvořák, przez trzy lata przebywający w Nowym Jorku jako profesor miejscowej uczelni muzycznej. Doświadczenia z tego okresu zawarł w swojej „Dziewiątej” e-moll op. 95 Z Nowego Świata właśnie. To symfonia należąca do żelaznego repertuaru koncertowego.

 

Filharmonia Krakowska 225

 


W przypadku omawianego wieczoru można mówić o zmiennym powodzeniu towarzyszącym jej wykonaniu. Bardziej udanym ustępom odpowiadały te nie w pełni zadowalające.
 Zwłaszcza blacha nie popisywała się zbyt ujmującym brzmieniem. Na przykład za mocne wejście rogów już we wstępie Adagio do Allegro molto mogło nie najlepiej nastroić słuchacza.

 

Filharmonia Krakowska 226

 


Z kolei w otwierającym drugą część chorale całej sekcji blaszanej zabrakło stopliwego, organowego brzmienia, wymagającego idealnego (ze)strojenia.
Więcej satysfakcji można było czerpać z dalszej części lirycznego Largo, kiedy do głosu dochodziło drzewo i smyczki, a Alaksandar Chumała jest wrażliwy na tego rodzaju jakości i potrafi z dużym wyczuciem kształtować frazę.
 Jest to ogniwo, w którym Dvořak nawiązać miał do motywów muzycznych rdzennej ludności indiańskiej oraz potomków afrykańskich niewolników, ale do dziś nie rozstrzygnięto, czy bezpośrednio zetknął się z ich kulturą muzyczną, czy też odwołał się raczej do własnej, bogatej wyobraźni melodycznej?



W sumie wykonanie pozostawiło mieszane wrażenia. Nieraz powierzchowna brawura i efektowność wygrywały z precyzją gry, choć warto podkreślić, że dyrygent uwypuklił bardziej, niż zwykło się to czynić, związek tria ze Scherza, będącego skądinąd ukłonem wobec tego z symfonii Beethovena o tym samym numerze, z zasadniczym materiałem tematycznym całego dzieła.
 Bez zarzutu natomiast, żeby nie powiedzieć świetnie wypadła muzyka ze „Starego Świata” u progu jego nowoczesnych dziejów.

 

Filharmonia Krakowska 227

 

Polaka z Ukrainy i Węgra rodem z rumuńskiego dziś Banatu, co znajdzie konsekwencję w dalszym przebiegu koncertu. 
Twórczość Karola Szymanowskiego i Beli Bartóka to muzyka półcieni, ale i silnych kontrastów agogicznych oraz dynamicznych w przypadku tego drugiego.


 

Filharmonia Krakowska 228

 

W jego II Koncercie skrzypcowym Sz. 112 momentami tok nieomal zamiera, by po chwili wybuchnąć ze zdwojoną siłą w swoistym paroksyzmie, zwłaszcza rytmicznym. A przy tym nie pozbawiony jest i dawki humoru w interakcjach solisty i orkiestry z użyciem artykulacji z tzw. skaczącym smyczkiem pod koniec drugiej części Andante tranquillo. 
Rosanne Philippens grała na udostępnionym jej stradivariusie Barrere nośnym, pewnym dźwiękiem. Znakomicie opanowana technika pozwoliła wydobyć pierwiastek wirtuozowski, między innymi w kadencji pod koniec pierwszej części w tempie Allegro non troppo, a w innych miejscach wykazać się znaczną dozą muzykalności.



Alaksandar Chumała ze swej strony potrafi natomiast skutecznie wyegzekwować subtelną artykulację, tym bardziej wyrazistą w zestawieniu z agresywnymi zwrotami tutti, tak charakterystycznymi dla stylu Bartóka. 
Poza tym niezwykle plastycznie towarzyszył solistce, tak że może dziwić, że otrzymaną różę ofiarowała kotliście.

 

Filharmonia Krakowska 229

 


Na bis holenderska skrzypaczka wykonała miniaturę George'a Enescu z charakterystycznym motywem Skowronka (Ciocărlia), co współgrało z twórczością Bartóka, często sięgającego do rumuńskiego folkloru.
 Muzyka z V aktu dramatu Tadeusza Micińskiego Kniaź Potiomkin op. 51 Karola Szymanowskiego to wyrafinowana kolorystycznie partytura, rozpoczynająca się od tremola wielkiego bębna, a potem eksponująca nie tylko sola ulubionych przez tego kompozytora skrzypiec, ale i fletu, oboju, z fortepianem dobarwiającym dźwiękowy pejzaż w tle.

 

Filharmonia Krakowska 230

 

Ten białoruski dyrygent, a zarazem szef muzyczny krakowskich filharmoników, powoli wysuwa się na czoło współczesnych interpretatorów muzyki autora Harnasi, którymi zresztą miał już okazję zadyrygować. Może więc szkoda że nie dopełniono programu w drugiej części na przykład dawno nie granym w Krakowie Cudownym mandarynem? Albo, jeśli chciano stworzyć muzyczny trójkąt wyszehradzki, rapsodią Taras Bulba innego Czecha – Leoša Janačka – co zarazem współgrałoby z poparciem dla Ukrainy. A także stanowiłoby bardziej spójne zestawienie pod względem stylistycznym.

                                                                     Lesław Czapliński