Po tegorocznym, szóstym festiwalu teatrów ekspresji audiowizualnej „Materia prima” (Kraków 17-28 lutego), można było wysnuć wniosek, że to drugie, albowiem składające się nań przedstawienia były wyjątkowo rozgadane.
Nagiej (po włosku Nuda, co mogło stanowić wdzięczny przedmiot kalamburów) szwajcarskiej Compagna Finzi Pasca towarzyszyły dwie narratorki snujące nieprzerwaną opowieść o bliźniaczych siostrach, z których jedną jeszcze za życia ogłoszono świętą, skoro przyszła na świat w naturalnej powłoce skrywającej goliznę. Z kolei w Księdze dżungli na nowo wymyślonej brytyjskiej Akram Khan Compagny liczne dialogi rozlegały się z playbacku. Szkoda zatem, że nie zawierzono bardziej obrazowi, stanowiącemu właśnie materia prima wszelkich sztuk widowiskowych. W nurcie niemieckiego kina niemego, tzw. kammerspielfim, za punkt honoru uznawano opowiedzenie historii bez napisów, wyłącznie środkami wizualnymi.
Również w teatrze plastycznym należałoby dążyć do maksymalnej redukcji słów. Tak zresztą było w przypadku poprzednich festiwali. W Nagiej, by osiągnąć pożądany efekt, wystarczyło poprzestać na nastrojowej grze świateł z przewagą turkusu i purpury, falującej materii i rozsuwających się kurtynach, powiązanych z ruchem postaci, od czasu do czasu unoszących się na linach ponad sceną, oraz dyskretnej oprawie muzycznej. Przy wszystkich zastrzeżeniach nie sposób jednak odmówić znacznej siły wyrazu trzem sekwencjom.
Pierwszej, z udziałem dwóch akrobatek (Jess Gardolin i Micol Veglia), wykonujących na zawieszonych kołach malownicze figury. Drugiej, choreograficznej, z udziałem trzech animatorów (Francesco Lanciotti i poprzednio wymienione), zrośniętych z lalkami wprawianymi we frenetyczny ruch. I finałowej, rozgrywanej w oparach rozproszonych świateł, z mieniącymi się w nich, prószącymi odblaskowymi konfetti, oraz z wahadłem w kształcie globu, nieubłaganie odmierzającym kres wszystkim rzeczom tego świata.
I właśnie katastroficznej wizji nadciągającej zagłady klimatycznej poświęcone było przepisane z Josepha Kiplinga widowisko Akram Khan Company. Jego stronę wizualną w znacznym stopniu kształtowały animacje, na początku przywołując unicestwienie emblematycznych obiektów, kojarzących się ze światowymi stolicami i wytworami dotychczasowej cywilizacji, a więc wieży londyńskiego Pałacu Westminsterskiego oraz paryskiej Eiffela. Świat ludzi ulega zatopieniu, a jego ostatnia przedstawicielka - mała dziewczynka Mowgli (u Kiplinga był to chłopiec) - staje się łupem zwierząt, odzyskujących kontrolę nad otoczeniem.
Rozpoczyna się o nią rywalizacja pomiędzy różnymi gatunkami. Niektóre z nich, jak małpy, pragną przyswoić ludzkie umiejętności i zdobycze, by z ich pomocą uczynić sobie poddanymi pozostałych pobratymców. Głównym atutem spektaklu były pomysłowe animacje podwodnego świata, latających ptaków oraz majestatycznie kroczących korowodów żyraf i słoni. A także operowanie różnobarwnym światłem, odmalowującym i rzeźbiącym przestrzeń gry. Niekiedy proste środki mogą równie silnie oddziaływać na widza.
Na przykład wprawiana w ruch błękitna płachta w celu wyobrażenia wzburzonych wód, w których kipiel wpada bohaterka. Z kolei wąż Kaa unaoczniony został za sprawą kartonowego pudła z wyciętymi otworami, spoza których rozbłyskiwały światełka.
Znacznie mniejsze wrażenie wywierał sam taniec, będący głównym nosicielem akcji. Z jednej strony posiadał mimetyczny charakter, ilustrując zachowania zwierząt, z drugiej pozostawał czysto ekspresyjnej natury. W Nocy z Grubym i Chudym (Night with Thick & Tight), serii skeczów z pogranicza kabaretu, w nasze czasy przeniesione zostały ikoniczne postacie władające wyobraźnią, umysłami i zmysłami ludzi dwudziestego wieku. A więc Błękitny Anioł czyli Marlena Dietrich, ze względu na frak i cylinder zjawiająca się raczej z kadrów Maroka. Portrecista puszek z zupą Campbell w osobie „papieża pop-artu” Andy Warhola. Wreszcie satanistyczny Seks pistolet czyli Sid Vicious, lider tej punkrockowej formacji, odznaczający się wyzywającym zachowaniem estradowym. A na koniec w duecie Marilyn Monroe z Dianą Spencer.
W trzech pierwszych miniaturach układy choreograficzne do odtwarzanych z playbacku motywów muzycznych związanych z tymi postaciami lub ich subkulturami oraz ówczesnymi modami tworzyły dynamiczne stageclipy - to mój wymysł przez analogię do videoclipu - oddzielone od siebie poprzez efekt blackoutu, a więc wyciemnień sceny i chwilowego zapalania świateł na widowni.
W trwającym natomiast pół godziny finale formuła ta szybko się wyczerpała i opatrzyła, zwłaszcza że nie do końca znajdowało uzasadnienie połączenie bohaterek, do których dołączyli: Arthur Miller, Tony Curtis, książę Karol i jego ówczesna kochanka Camilla, a pośród których najwyraźniej zabrakło Johna Kennedyego (czyżby nie starczyło twórcom odwagi, by tykać możnych supermocarstwa?).
Prawdopodobnie zamierzeniem autorów była teza, że uwikłanie naiwnych kobiet w przerastający je świat polityki i władzy (co prawda brytyjska rodzina królewska jedynie panuje, a nie sprawuje rządów) nieuchronnie prowadzić musi do tragedii (samobójstwo i wypadek wskutek opresji ze strony nie szanujących ich prywatności mediów). Mimo nie do końca rozstrzygniętej kwestii pierwszeństwa pomiędzy pierwiastkami werbalnym i wizualnym, ze scen festiwalowych rysowała się w przeważającej mierze pesymistyczna perspektywa czekającej nas przyszłości, jeśli na czas nie przyjdzie opamiętanie.
Lesław Czapliński