Przegląd nowości

„Turek we Włoszech” Rossiniego w Opéra d’Avignon

Opublikowano: wtorek, 07, marzec 2023 21:33

Wydaje sie, że w obecnych czasach publiczność jest szczególnie spragniona szlachetnej rozrywki, w której próbuje znaleźć skuteczne lekarstwo na wzmagające się ostatnio pesymistyczne nastroje i przygnębiającą atmosferę. Są one pokłosiem wyczerpującego psychicznie okresu pandemii, dramatycznych doniesień z Ukrainy, a we Francji również narastających napięć społecznych, wywołanych planowaną reformą systemu emerytalnego.

 

Turek we Wloszech,Awinion 1

 

Nic dziwnego, że w takim przytłaczającym kontekście ludzie szukają w teatrze możliwości oderwania się od ponurej rzeczywistości i doznania podbudowujących ich morale wrażeń. Owe potrzeby idealnie wyczuł Frédéric Roels, dyrektor Opery w Awinionie, który zaproponował widzom tryskającą przednim humorem i wyjątkowo udaną realizację Turka we Włoszech (Il Turco in Italia) Rossiniego, pokazaną już w minionym roku w Operze Monte Carlo.

 

Turek we Wloszech,Awinion 2

 

Spektakl ten wyreżyserował wieloletni szef tej ostatniej placówki Jean-Louis Grinda, zastąpiony ostatnio na tym stanowisku przez słynną mezzosopranistkę Cecilię Bartoli, która zresztą wystąpiła wówczas w przywołanym przedstawieniu. Powiedzmy od razu, że wybór przez Grindę właśnie tej dramma buffo Rossiniego, zamiast jego znacznie chętniej wystawianej Włoszki w Algierze, okazał się strzałem w dziesiątkę. Bowiem już od samego początku, czyli od mediolańskiej prapremiery Turka we Włoszech w 1814 roku, uznano go niesprawiedliwie za rodzaj kopii Włoszki, podczas gdy tak naprawdę chodzi tutaj o zupełnie nową i oryginalną partyturę. Otóż Jean-Louis Grinda nadał jej urzekającą i zarazem porywającą formę sceniczną, utrzymaną w klasycznym stylu, w najlepszym znaczeniu tego słowa. 


Otwiera ją krótka i utrzymana w czarno-białej tonacji projekcja wideo (Gabriel Grinda i Julien Soulier), przedstawiająca wszystkich protagonistów opery. Następnie cały spektakl rozgrywa się w bardzo tutaj celnie wykorzystywanej konwencji teatru w teatrze, nasyconej ponadto odniesieniemi do gatunku commedia dell’arte, Przyczyniają się do tego wysoce atrakcyjne dekoracje Rudy’ego Sabounghiego, barwno-karnawałowe, ekstrawaganckie i pełne powabu stroje Jorgego Jary’ego oraz nastrojowa i świetnie prowadzona przez Laurenta Castaingta reżyseria świetlna.

 

Turek we Wloszech,Awinion 3

 

Kreowany przez tych doskonale się rozumiejących artystów obraz przykuwa nieustannie uwagę i oczarowuje egzotyczną atmosferą, niemalże przywołującą magiczną podróż do świata z Księgi tysiąca i jednej nocy. Spuszczane z góry tiule pozwalają ilustrować poszczególne miejsca akcji (na przykład wnętrze salonu), a umieszczona w głębi - na tle poruszanych przez techniczną obsługę płacht niebieskiego materiału - makieta statku sugestywnie przyzywa morski krajobraz.

 

Turek we Wloszech,Awinion 4

 

Z kolei chętnie pokazywana w drugiej części przedstawienia sylwetka wulkanu Wezuwiusza nie służy wyłącznie geograficznemu osadzeniu akcji na neapolitańskiej plaży, lecz symbolizuje także rozpalone jak wulkaniczna lawa porywy miłosne poszczególnych bohaterów. Niektórzy z nich zastygają na moment w nieruchomych pozach i wjeżdżają w ten sposób na scenę - lub ją opuszczają - na ruchomych platformach, co dodatkowo ożywia reżyserską koncepcję. 


Wreszcie bardzo dobrym pomysłem okazuje się przenoszenie akcji na zabudowane kładkami boki sceny oraz bezpośrednio przed kanał orkiestry, co całkowicie znosi dystans oddzielający solistów od publiczności, zacierając zarazem granicę pomiędzy teatralną fikcją i prawdziwym życiem. Główną osią narracji scenicznej jest bowiem ukazanie postaci Prosdocimo - poety w roli jakiegoś reżysera filmowego, który już podczas uwertury przedstawia wybranym przezeń aktorom (oczywiście uosabianym przez śpiewaków) pierwsze ujęcia powstającej ekranizacji. 

 

Turek we Wloszech,Awinion 5

 

Niektórym z tych aktorów, czyli bohaterów opery, owe wyświetlane na dużej zasłonie rezultaty przypadają do gustu, innych zaś zupełnie nie przekonują. Ostatecznie cała inscenizacyjna wizja Jean-Louisa Grindy zamienia się jakby w mozolny proces zmierzania do końcowego efektu, jakim ma być planowany film, a w rzeczywistości opera Rossiniego.

 

Turek we Wloszech,Awinion 6

 

Współpraca przywołanego Prosdocimo z zaangażowaną przezeń ekipą nie zawsze układa się pomyślnie, toteż niekiedy do pisanego przez tego poetę na bieżąco scenariusza nanoszone są kolejne poprawki. Wynikające z tak nakreślonej interpretacji sytuacje porywają widzów wybornym dowcipem, nagłymi zmianami akcji oraz budowaniem zaskakujących relacji pomiędzy poszczególnymi solistami. Należy tutaj podkreślić, że każdy z nich łączy naturalną vis comica z nieprzeciętnymi kompetencjami wokalnymi i dogłębną znajomością stylu Rossiniego. W rolę Prosdocimo - poety wciela się bas Giovanni Romeo, potrafiący zręcznie unikać wszelkich przerysowań w komicznych epizodach, a jednocześnie miękko prowadzący przypisane jego postaci frazy.


Sylwetkę zabawnego Don Geronio, przedstawiającego się jako ofiarę niewiernej żony, sugestywnie kreuje Gabriele Ribis, zaś sułtanem Selimem jest dysponujący mocnym i gęsto nasyconym basem Guido Loconsolo. Z ciemną barwą głosu tego ostatniego zajmująco kontrastuje jasny tenor Patricka Kabongo, który w partii Don Narciso imponuje świetlistą górą i nieprzeciętną muzykalnością. Gwiazdą wieczoru jest jednak sopranistka Florina Illie, która w roli Fiorilli, żony Don Geronio, zręcznie przeplata kokieterię ze sporą dozą elegancji, elektryzując słuchaczy delikatnością precyzyjnych ornamentów, plastycznością fraz czy swobodą emisji w całej rozciągłości skali.

 

Turek we Wloszech,Awinion 7

 

Bardzo pozytywne wrażenie wywiera też występująca jako Zaida, niegdysiejsza faworyta sułtana Selima, mezzsopranistka José Maria Lo Monaco, celnie oddająca emocje zdradzonej kobiety. Obsadę solistów uzupełnia ujmujący pewnie prowadzonym tenorem Blaise Rantoanina w roli Albazara.

 

Turek we Wloszech,Awinion 8

 

Jak zawsze nie zawodzi sumiennie przygotowany przez Aurorę Marchand chór, którego spójne brzmienie i sceniczne zaangażowanie pozwala szybko zapomnieć o jego paru niefortunnych niedokładnościach rytmicznych, będących wyraźnie skutkiem pewnej chwilowej dekoncentracji. Nad całym wykonaniem czuwa brazylijski dyrygent Miguel Campos Neto, pod którego batutą muzyczna narracja nabiera odpowiedniej dynamiki i ekspresji. Docenić należy fakt, że utrzymywana przezeń nieustannie kontrola wolumenu umożliwia zachowanie optymalnej równowagi dźwiękowej pomiędzy orkiestrą i solistami. Co ważne, dyrygent nie zapamiętuje się w szybkich tempach, ale też nie wprowadza przesadnych zwolnień, co pozwala utrzymać odpowiednie tempo tej ze wszech miar udanej realizacji. Wprawiona w szampański humor publiczność nagradza zarówno jej autorów, jak i wszystkich wykonawców gromkimi i długotrwałymi owacjami.

                                                                             Leszek Bernat