Przegląd nowości

Mi-parti albo Dwa w jednym

Opublikowano: piątek, 24, luty 2023 21:21

Na afisz krakowskiego Teatru Varieté trafiła australijska komedia Do dwóch razy sztuka ze znamionami numerologicznymi, skoro w odniesieniu do niej kilkakrotnie zastosowanie znajduje liczba dwa. Na Broadwayu popularne są kameralne, dwuosobowe melodramaty, że przytoczę Dwojga na huśtawce Williama Gibsona, spopularyzowanych poprzez przeniesienie na duży ekran przez Roberta Wise'a z Shirley MacLaine i Robertem Mitchumem.

 

Teatr Variete 1

 

Do tego gatunku należy właśnie utwór Barryego Creytona z 1987 roku, którego odległym pierwowzorem sprzed ponad półwiecza było Prywatne życie brytyjskiego dramaturga Noëla Cowarda. W obydwu dochodzi do ponownego spotkania rozwiedzionych małżonków. Choć Do dwóch razy sztuka miało swą prapremierę w Sydney, to jego akcja w przeważającej mierze toczy się w Nowym Jorku, na co między innymi wskazuje projekcja w tle drapaczy chmur na Manhattanie, a także nałogowe uzależnienie postaci od terapeutów, sprawiające, że George ze swoim przeżyje nawet romans.


Spektakl w reżyserii Anny Gryszkówny rozgrywa się w dwóch rejestrach nakładających się na dwie jego części utrzymane w odmiennych stylistykach niczym niesymetryczne stroje średniowieczne czyli właśnie mi-parti. W pierwszej dominuje ton farsowy i liczne są w niej numery muzyczne. Richard Strauss w związku z Kawalerem srebrnej róży pisał do swego librecisty Hugona von Hofmansthala, że nie na to być „farsa berlińska”.

 

Teatr Variete 2

 

Do niej zdaje się niebezpiecznie zbliżać humor, który momentami cechuje niewybredny charakter poprzez dość częste odwoływanie się do wulgaryzmów, choć w scenach intymnej natury zachowano znaczną dozę pruderii.

 

Teatr Variete 3

 

Aktorzy Michał Staszczak i Barbara Kurdej-Szatan niejednokrotnie operują dosadnymi i przerysowanymi środkami wyrazu w zakresie mimiki i posługiwania się głosem, co dodatkowo zwielokrotnione zostaje za sprawą zastosowania mikroportów. Rekompensują to rozbrzmiewające w ich wykonaniu kompozycje George'a Gershwina, Cole Portera, Irvinga Berlina z repertuaru między innymi Elli Fitzgerald, Louisa Armstronga, Franka Sinatry i Paula Anki (na telebimach wyświetlany jest angielski przekład dialogów, szkoda że z kolei na prompterze nie ma polskich tłumaczeń tekstu piosenek). Dobrał je  Michał Lamża, a zespołem muzycznym kieruje Oleg Sznicar. A także oprawa plastyczna w znacznej mierze tworzona przez wielobarwne oświetlenie o ekspresyjno-dekoracyjnym przeznaczeniu (Karolina Gębska).


Wymowa przedstawienia ulega diametralnej zmianie po przerwie. Między innymi wskutek odwrócenia sytuacji i wymienienia się przez bohaterów osobami terapeutów bez wzajemnej o tym wiedzy. Znacznemu wysubtelnieniu ulega gra aktorska odznaczająca się teraz większą dozą powściągliwości, mając za zadanie raczej wzruszyć widza niż wzbudzić śmiech.

 

Teatr Variete 4

 

Przejmujący w ujęciu Michała Staszczaka monolog George'a o urazach wyniesionych z dzieciństwa w związku z osobami rodziców nabiera prawdziwie dramatycznych rysów, nie mających nic wspólnego z poprzednimi farsowej natury. Światło zaś ogranicza się do roli czysto funkcjonalnej, a więc eksponowania dekoracji (Karolina Łucja Bramowicz) czy zaznaczania zmieniających się pór dnia. W tle pojawiają się natomiast tym razem projekcje widoków miast odwiedzanych przez parę bohaterów, a więc Wenecji, Florencji, Rzymu, Paryża i Londynu.

 

Teatr Variete 5

 

Kiedy trafiają do tego ostatniego, w toczonych dialogach mężczyzna nadaje wypowiadanym przez siebie słowom brzmienie Big Bena, wskutek czego humor wzbogaca się dodatkowo o czynnik sytuacyjny. Ostatecznie akcja zatacza okrąg i powraca do punktu wyjścia, tyle że na wyższym poziomie spirali. Dzięki skontrastowaniu części otrzymujemy komplementarne widowisko, łączące w jedno sprzeczne ze sobą żywioły farsy i dramatu.

                                                                              Lesław Czapliński