Przegląd nowości

Coście zrobili z Rajskim Ogrodem?

Opublikowano: niedziela, 19, luty 2023 10:03

Najbardziej zapadają w pamięci: krótki utwór na chór a’capella, rozmowa z kurą, monolog fałszywej Elżbiety – Marylin oraz rąbanie polan na ognisko przez aktorkę topless. To wszystko zapewne jest wynikiem zbiorowej improwizacji wykonawców i twórców interesującej instalacji-koncertu-mówionego baletu. Nowy spektakl w Teatrze Dramatycznym Warszawy, gdzie wciąż nie został dokończony dramat z zawieszeniem dyrektorki, jest zbiorową kreacją socjo-ekologiczną według koncepcji Lucy Sosnowskiej.

 

Arka i ego 1

 

Ogląda się jednak to przedstawienie trwające 2 godziny 15 minut bez przerwy, z pewnym wysiłkiem, więc jeden z wykonawców wygłasza apel, czy też zdradza się z nadzieją, by widzowie dotrwali końca i nie zasnęli. Sprawa jest jednak nad wyraz poważna.

 

Arka i ego 2

 

Nie ma już od dawna bajania o rajskim ogrodzie, gdzie wszystkie stworzenia boskie żyły jakoby w harmonii ze sobą, przeszliśmy etapy podporządkowywania sobie przyrody, a potem na gwałt konstruowanego systemu ochrony i tworzenia parków narodowych, by wreszcie znaleźć się w „czarnej dziurze”, czy raczej w „czarnej d...”. Odwołajmy się do autorskiego opisu wydarzenia. „Rajski ogród został dawno wykarczowany. Spłonął. Zatonął. Zwierzęta masowo wyginęły. Rośliny wyschły. Może właśnie dlatego coraz silniej odzywa się w nas tęsknota za tamtym, utopijnym stanem. Mit znów pulsuje ożywczym potencjałem innych możliwości istnienia. Spróbujmy je sobie wyobrazić. Przetestować inną opowieść o człowieku – zwierzęciu ludzkim, które w międzygatunkowej wspólnocie koegzystuje ze zwierzętami spoza gatunku ludzkiego. Ta opowieść wymaga jednak przemyślenia własnej kondycji – zamilknięcia, ustąpienia miejsca, znalezienia nowych możliwości i form współbycia”. 


Jak taki abstrakt pokazać na scenie? Zadanie ponad ludzkie siły wzięła na siebie reżyserka mająca za sobą już różne etniczno-ekologiczne doświadczenia w różnych stronach świata. Lucy Sosnowska wraz z Magdaleną Kupryjanowicz (dramaturżką) oraz z Elą Szurpicką od kostiumów i dekoracji, i z pomocą reżyserską Moniki Strzępki, zaprosiły aktorów do w miarę swobodnego procesu twórczego.

 

Arka i ego 3

 

Pierwszym jego etapem była wycieczka tej zróżnicowanej grupy do lasu, gdzie są również trzcinowe uroczyska, mech i torf, po prostu dzika przyroda. Tam, na świeżym powietrzu, można było przewietrzyć umysły, oderwać się od cywilizowanego, miejskiego myślenia i zbliżyć się mentalnie do natury. Przydało się, bo dzięki temu człowiek-kura mógł stwierdzić, że to stworzenie wywodzi się, a jakże, od przedpotopowego tyranozaurusa – jedna z jego kości stanowi główną dekorację sceny. A potem w procesie nadymania się, rozkraczania i stękania mógł ...znieść jajko. 


Ale opowieść musi mieć swój początek, nieukształtowaną żywą materię, z której powstaje pierwotny organizm. Tutaj zespół aktorski działa w konwencji teatru tańca nowoczesnego, tworzy ruchome grupowe figury nacelowane na jedną, wyróżniającą się, czy inaczej „wybraną” postać, w czym przypomina choreografię do Święta wiosny Igora Strawińskiego. Z głośników dobiega jednak elektroniczna muzyka, nieco „warszawskojesienna", autorstwa uzdolnionego autodydakty Dominika Strycharskiego.

 

Arka i ego 4

 

A następnie „bezkształtna” masa ustawia się w porządku w dwóch szeregach i tworzy chór zaczynający swój występ cichutkim mruczeniem, potem proponuje wokalizę na samogłoskach uuu-aaa-iii-ooo, by wreszcie na sygnał rąk „wybranej” wykonywać nieskomplikowane acceleranda i crescenda.

 

Arka i ego 5

 

Dopiero po tym koncerciku (aby publiczność nie zasnęła) następuje proces tworzenia się organizmów lepiej zorganizowanych, tzn. jedna pani przyprawia sobie długi, elastyczny ogon oraz odpowiednio charakterystycznie wydłużone uszy. Brzuch tego ciekawego kręgowca będzie w jednej ze scen finałowych prześwietlony urządzeniem USG, które potwierdzi znajdujący się wewnątrz zalążek nowego życia. Niestety spektakl nie daje odpowiedzi na pytanie, kto był ojcem, bo w składzie obsadowym drugiej ogoniastej postaci nie ma. Nie ma więc happy-endu. Chyba, że autorzy chcą nam zasugerować skojarzenie międzygatunkowe. Całość przedstawienia jest jednak nadmiernie przeciągana, nawet ciekawe z założenia sceny nadmiernie wydłużane nużą, a przedstawienie traci tempo. W tym całym zestawie wydają się bardzo interesujące animacje wizualnie rzucane na ściany, gdzie autorem był Michał Dobrucki.                                                                 

                                                                                 Joanna Tumiłowicz