Przegląd nowości

Piotr Beczała z piórem w ręku

Opublikowano: poniedziałek, 27, luty 2023 07:22

Z uznaniem witam każdą napisaną książkę o wybitnym artyście operowym. Tym bardziej cieszy, gdy pisze ją sam śpiewak, a jeszcze bardziej, jeśli obok talentu wokalnego przejawia niekłamane zdolności literackie.

 

Tak okazało się w przypadku Piotra Beczały. Wprawdzie w podtytule „W daleki świat. Moje życie z operą w trzech aktach” zaznaczono, że wszystko to spisała Susanne Zobl (w języku niemieckim), a przełożyła Maria Wagińska-Marzec. Pozwolę sobie nie uwierzyć, że to co miał do powiedzenia Piotr Beczała w książce o sobie trzeba było spisywać. Jego bogata narracja wyzierająca z każdej strony (jest ich 255) pełna jest dowodów fantazji literackiej, klarownego języka, dbałości o detale i szczegóły, szczerości wypowiedzi i nie popadania w megalomanię, a byłoby ku temu mnóstwo powodów. Ta piękna i wybitna operowa kariera zaczynała się na Śląsku. Wiodła przez austriacki Linz, szwajcarski Zurych, mozartowski Salzburg, Amsterdam, Paryż, La Scalę, Covent Garden, Metropolitan i Wiedeń, gdzie państwo Beczałowie przed kilku laty osiedli na stałe.

 

„Moja Kasia” – jak o niej pisze pan Piotr – to Katarzyna Bąk, interesujący mezzosopran z warszawskiej klasy prof. Krystyny Szostek-Radkowej. U zarania kariery poślubiwszy naszego bohatera zrezygnowała z własnych planów artystycznych, pozostając u boku męża jako niezawodny korektor, precyzyjny doradca i codzienny partner w znoszeniu trudów jego kolosalnej kariery. Wielokrotnie obserwowałem to wspaniałe małżeństwo w różnych miejscach i sytuacjach. Dlatego tak dobrze rozumiem oświadczenie Piotra Beczały na 98 stronie: „… skorzystałem w pełni z tego co ofiarowała mi Kasia. Zamieniła karierę śpiewaczki operowej na rolę żony śpiewaka operowego. Do dziś dla mnie jest nieocenionym doradcą, bez którego nie mógłbym się obejść…” 

 

Trochę mnie dziwi, że ani w książce, ani w rozmowach oboje nie wspominają swych polskich profesorów, którzy podpisali im dyplomy. W przypadku Piotra Beczały był to znany katowicki pedagog, śląski tenor Jan Ballarin, któremu ostatnio powierzył wnuka Krystiana na studia wokalne nasz tenorowy nestor Wiesław Ochman. 


Beczała ujawnia natomiast nazwisko swego pedagoga i korepetytora, z którym za granicą współpracuje od lat dwudziestu w atmosferze pełnej akceptacji i zaufania. Jest to pochodzący z Teksasu Dal Fundling, profesor salzburskiego Mozarteum, pedagog surowy i wymagający, w sprawach wokalnych wybitny teoretyk, bo sam nigdy nie śpiewał (można i tak!), a to Piotrowi Beczale – jak twierdzi – najbardziej odpowiadało.

 

U tego artysty zawsze imponował mi respekt do szeroko pojętej operowej tradycji. Dystans do konceptów i wymysłów teraźniejszych reżyserów, co nazywa w książce mianem „teatru reżyserskiego”. Mimo, że zdarzało mu się padać ofiarą takich zabiegów (np. w Traviacie w La Scali), przejawił szczególną tolerancję dla niszczycielskich poczynań Mariusza Trelińskiego w niedawnej inscenizacją wiedeńskiej Halki: „…przeniósł akcję w czasy komunistycznej Polski lat siedemdziesiątych; miejscem wydarzenia był hotel. W ten sposób stworzył z jednej strony odniesienie do Polski, a z drugiej wyniósł ją na pewną międzynarodową metapłaszczyznę… Przepełniała mnie autentyczna radość, że dałem impuls do tego, że nazwisko Moniuszki stało się znane także poza Polską”. 

 

Z szacunku do osoby i respektu dla światowego dorobku naszego wielkiego śpiewaka, nie będę tutaj polemizował z tym wiedeńskim moniuszkowskim skandalem, przy którym wolałbym, aby nazwiska Piotra Beczały po prostu nie było.

 

Imponująco brzmi na końcu książki wykaz ról. Jest ich aż 47. A przecież ta rozpędzona kariera prędko się nie skończy. Dla przykładu: Łucja z Lammermoor (Monachium, Nowy Jork, Zurych, Warszawa, Tokio, Hamburg, San Francisco, Wiedeń), Faust (Barcelona, Chicago, Nowy Jork, Paryż, Zurych, Londyn, Salzburg, Wiedeń), Werther (Monachium, Barcelona, Linz, Frankfurt, Paryż, Zurych, Salzburg), Czarodziejski flet (Berlin, Linz, Paryż, Salzburg, San Francisco), Cyganeria – rekord w roli Rudolfa – (Nagoya, Monachium, Amsterdam, Berlin, Torre del Lago, Nowy Jork, Tokio, Paryż, Zurych, Londyn, Salzburg, Berlin, Mediolan, San Francisco, Wiedeń), Eugeniusz Oniegin (Amsterdam, Linz, Nowy Jork, Paryż, Zurych, Londyn, Hamburg, San Francisco), Traviata (Monachium, Berlin, Linz, Zurych, Londyn, Mediolan, Wiedeń), Rigoletto (Monachium, Paryż, Zurych, Londyn, Mediolan, Nowy Jork, Wiedeń)…

 

Mam wymieniać dalej? Niestety kończy się miejsce na felieton. Proszę koniecznie przeczytać tę niezwykłą książkę. 

                                                                    Sławomir Pietras