Przegląd nowości

„Ernani” Verdiego w Opera Vlaanderen w Antwerpii

Opublikowano: środa, 28, grudzień 2022 11:26

Prapremiera Ernaniego, piątej z kolei opery Verdiego, miała miejsce w 1844 roku w weneckiej La Fenice, w której później publiczność odkrywała największe arcydzieła tego kompozytora, jak Rigoletto czy Traviata. Jako pierwowzór posłużyła tragedia Victora Hugo Hernani albo Honor kastylijski, z której libretto wywiódł młody jeszcze wówczas debiutant Francesco Maria Piave, w przyszłości najbliższy i najwierniejszy współpracownik Verdiego.

 

Ernani,Antwerpia 1

 

Ponieważ nazwisko Hugo wciąż było źle widziane przez austriacką cenzurę, Piave musiał nieustannie dokonywać nowych poprawek w libretcie, co spotykało się z ostrym sprzeciwem kompozytora. Na szczęście wszystkie te problemy zmierzały do pozytywnego finału, a wspomniana prapremiera Ernaniego w Wenecji przyniosła triumfalny sukces i niezwykłe powodzenie rzeczonej opery na włoskich i zagranicznych scenach. Podczas procesu jej powstawania Verdiemu przyświecały trzy ujęte przezeń w trzech słowach cele: ”ogień, akcja, zwięzłość”. Chodziło mu bowiem o to, aby jego librecista wyeksponował intensywne i skrajne uczucia przeżywane przez dysponujące mocnymi osobowościami postaci.


W dodatku owe uczucia miały się manifestować podczas spektakularnie prowadzonej i bezpośrednio oddziałującej na widza akcji, nie wymagającej żadnych dodatkowych wyjaśnień czy niepotrzebnie zabierającego czas wprowadzenia. Oczywiście takie założenia wykluczają budowanie bardziej subtelnego i wypełnionego dwuznacznościami teatru, ukazującego ewoluowanie przeżyć i afektów bohaterów, których sylwetki psychologiczne także ulegają znacznemu uproszczeniu.

 

Ernani,Antwerpia 2

 

Natomiast w zamian Verdi ofiarowuje nam w każdym momencie spontaniczność scenicznej narracji, energię i zdecydowanie kreślone charaktery. Ten dość radykalny wybór estetyczny zawierał w sobie pewne ryzyko popadnięcia w tony emfazy i rozdmuchanej podniosłości, wszakże talent i doświadczenie kompozytora pozwoliły zręcznie uniknąć owych pułapek. W efekcie mamy tu do czynienia z dziełem może niezbyt wyrafinowanym, ale skonstruowanym jakby na jednym oddechu, wciągającym odbiorcę rytmem, zręcznym łączeniem poszczególnych „numerów” oraz przede wszystkim organiczną jednością stylu i formy połączoną z imponującą inwencją melodyczną.

 

Ernani,Antwerpia 3

 

Wydaje się, że właśnie tego nie zrozumiały czeska reżyserka Barbora Horákova Joly i współpracująca z nią brytyjska dyrygentka Julia Jones, które wprowadzają do prezentowanej w Antwerpii inscenizacji absurdalnie rozbijające konstrukcję opery rozwiązania. Według sformułowanej w programie deklaracji postanowiły one skoncentrować całą treść na psychologii protagonistów, w dodatku ukazywanej z punktu widzenia Ernaniego. Z kolei w celu jakoby lepszego zrozumienia motywacji tego ostatniego, obie panie zamówiły u Petera Verhelsta, belgijskiego poety, pisarza i dramaturga, napisanie monologów, które przez całe przedstawienie recytuje aktor Johan Leysen. 


Artystki przyznają wprawdzie, że dokonanie takiego zabiegu w przypadku innych oper Verdiego byłoby czystym szaleństwem, uznając zarazem pretensjonalnie, że w tym przypadku takowa inicjatywa nada Ernaniemu „nowy i świeży powiew”. Otóż doprawdy trudno się z takim punktem widzenia zgodzić. W praktyce wygląda to bowiem w ten sposób, że zatrzymywaną regularnie narrację muzyczną przetykają właśnie owe mętnie brzmiące, wydumane i niewprowadzające do treści libretta niczego ciekawego monologi, w dodatku podawane monotonnym głosem przez przywołanego aktora, którego rola jest zresztą dla widza trudną do zrozumienia.

 

Ernani,Antwerpia 4

 

Może ma on symbolicznie ucieleśniać egzystencjalny ból tytułowego bohatera, rozdarcie jego podświadomości, skłonność do samobójczych myśli? Te ostatnie są dosłownie przywołane już w pierwszej scenie, kiedy Ernani zakłada sobie pętlę na szyję, podczas gdy odziana w obszerną suknię Elwira zjeżdża z góry na linach.

 

Ernani,Antwerpia 5

 

Jakkolwiek byśmy odczytywali obecność aktora na scenie, należy podkreślić, że skandalicznie pocięta na fragmenty i w dodatku bezceremonialnie pozbawiona recytatywów partytura oraz regularne zatrzymywanie gry orkiestry nie pozwala utrzymać uwagi publiczności w napięciu. Jeśli chodzi o samą inscenizację, to jest ona osadzona w pogrążonej w ciemnościach przestrzeni, dzielonej za pomocą zasłon otoczonych oślepiającymi widzów jarzeniówkami. Minimalna scenografia jest w pewnym sensie zastąpiona przyjmującymi symboliczne znaczenie akcesoriami. Wystarczy chociażby wspomnieć o niemalże parodystycznej scenie ślubu Elwiry, podczas którego kręcący się wśród wyposażonych w czerwone balony chórzystek Carlo zabawia się puszczaniem mydlanych baniek. 


Z kolei duet z drugiego aktu zostaje rozegrany we wnętrzu dwupokojowego mieszkania w konwencji kłótni małżeńskiej. Ogólnie jednak cały obraz jest utrzymany w dość ponurej tonacji, którą wzmacniają wyświetlane na przezroczystych ekranach, a przywołujące wojenny klimat, projekcje wideo, ukazujące na przykład płonące lub wylatujące w powietrze budynki.

 

Ernani,Antwerpia 6

 

Ponadto na nagich torsach niektórych bohaterów pojawiają się napisy typu „Silence is war”. W wojennym stylu utrzymane są też stroje autorstwa Evy-Marii van Acker (również scenografki), wśród których przeważają spodnie kamuflażowe, czarne płaszcze i wojskowe buty. W finale Ernani nie popełnia samobójstwa, przebijając sobie serce, lecz ginie od ran doznanych podczas spektakularnie zainscenizowanego pojedynku z Carlo. Na koniec reżyserka ustawia w centrum sceny wielki model bijącego serca, ale hałas imitującego jego bicie mechanizmu irytująco zakłóca brzmienie gry orkiestry. Nie do końca przekonuje też obsada wokalna tego wprawiającego w duże zakłopotanie, gdyż brutalnie ingerującego w samą formę opery, przedstawienia. 


Śpiewający partię tytułową Vincenzo Constanzo imponuje pełnym pasji zaangażowaniem scenicznym i atrakcyjną barwą wzorowo prowadzonego tenora, chociaż brakuje mu swobody w górze skali, co skutkuje siłowym atakowaniem niektórych dźwięków. Nieco podobny problem ma wcielająca się w postać Elwiry kanadyjska sopranistka Leah Gordon, chociaż w jej wykonaniu podobać się mogą subtelnie prowadzone fragmenty liryczne i plastyczne wokalizowanie. Ostatecznie rewelacją wieczoru okazuje się kreujący starego Silvę Andreas Bauer Kanabas, dysponujący głębokim, gęsto nasyconym basem o dużej mocy.

 

Ernani,Antwerpia 7

 

W roli Carlo doskonałe wyczucie verdiowskiego stylu prezentuje też hipnotyzujący szlachetnym barytonem Ernesto Petti o męskiej i niemalże pomnikowej posturze. Stojąca na czele Orkiestry Symfonicznej Opera Ballet Vlaanderen Julia Jones stosuje znakomitą gradację dynamiki i wewnętrznych emocji, kładąc nacisk na klarowność i czytelność brzmienia, przy jednoczesnym frapującym budowaniu kulminacji. Tym większa zatem szkoda - powtórzmy to raz jeszcze - iż w tej ekspresywnej i barwnej interpretacji świadomie doprowadzono do powtarzanego bez żadnego dramaturgicznego uzasadnienia zrywania muzycznej narracji.

                                                                                            Leszek Bernat