Virginia Wolf, Clarissa Vaughan, zwana panią Dalloway, i Laura Brown to tercet protagonistek (w sensie muzycznym forma ta pojawi się na zakończenie), pomiędzy którymi rozgrywają się Godziny (the Hours) Kevina Putsa, kolejna opera powstała z filmu w reż. Stephena Daldryego oraz powieści Michaela Cunninghama pod tym samym tytułem (przedstawienie nowojorskiej Metropolitan Opera obejrzane 11 grudnia w krakowskim kinie Kijów, należącym do sieci Apollo Film).
Pierwsza właśnie pracuje nad powieścią Pani Dalloway, w której rozczytuje się trzecia z postaci, a druga poniekąd ucieleśnia literacką bohaterkę w swoim życiu, tyle że zamiast męża ma kochankę, Sally. Ich wątki przeplatają się, czasem toczą się symultanicznie, by ostatecznie zbiec się, jak już wspomniałem, w finale.
Chór potraktowany został najradykalniej i często jego partia operuje płaszczyznami brzmieniowymi, niekiedy wypełnianymi z zastosowaniem techniki aleatorycznej. Dostarcza on poniekąd osnowy dla kantylenowo poprowadzonych na tym tle partii solistów. Z kolei w orkiestrze od czasu do czasu dają znać o sobie ustępy o znamionach repetytywnych, właściwych dla współczesnej muzyki amerykańskiej. W epizodzie zakupu przez Clarissę kwiatów w pierwszym akcie, sprzedająca (Kathleen Kim) zachwala je za pomocą koloratur, inspirowanych ich nazwami i wzorowanych między innymi na motywie Papageny z Mozartowskiego Czarodziejskiego fletu.
W drugim akcie pojawiają się numerowo potraktowane: duet Clary i Virginii oraz retrospekcyjny tercet Clarissy oraz zaprzyjaźnionych z nią kochanków: Richarda i Louisa. Wzruszający pozostaje monolog chorego na AIDS poety Richarda przed popełnienien samobójstwa, któremu Clarissa nie jest w stanie zapobiec. Wspomnianą głębię wyrazu zawdzięcza on odtwórcy, barytonowi Kyle Ketelsenowi. Spośród solistek bez wątpienia na pierwszy plan wysunęła się Joyce DiDonato, przydająca portretowi Virginii Woolf cech wybitnie lirycznych.
Jako Clarissa wystąpiła Renée Fleming, a Laurze głosu i postaci użyczyła Kelli O'Hara. Prowadzący spektakl od pulpitu dyrygenckiego Yannick Nézet-Séguin zadbał o należyte wydobycie z orkiestry całej kolorystycznej migotliwości, a także o odpowiednie wyważenie proporcji pomiędzy nią a partiami wokalnymi.
Jak z tego wynika muzyka Kevina Putsa jest eklektyczna¸ chciałoby się powiedzieć¸ że dostosowana do dramaturgii¸ gdyby nie to iż współczesne dzieła sceniczne na ogół pozbawione są wyrazistej dramaturgii, kulminacji i rozładowań napięcia, stąd nieuchronnie wkradające się po jakimś czasie poczucie monotonii. O Moniuszkowskiej Hrabinie złośliwi mawiali, że jest to opera o rozdartej sukni. Trawestując, w odniesieniu do Godzin można powiedzieć, iż w znacznej mierze poświęcone są pieczeniu urodzinowego tortu. Ostatecznie jednak wyszedł z tego zakalec.
Lesław Czapliński