Przegląd nowości

Cherubini, spadkobierca Glucka – „Medea“ w MET

Opublikowano: środa, 30, listopad 2022 14:49

Po raz pierwszy w dziejach nowojorskiej Metropolitan Opera na jej deskach scenicznych zagościło dzieło Luigiego Cherubiniego (obejrzane w krakowskim kinie Kijów, należącym do sieci Apollo-Film). Ten reprezentant operowego akademizmu swój styl kompozytorski w znacznej mierze ukształtował pod wpływem Christopha Willibalda Glucka, związanego nie tylko z Wiedniem, ale i z Paryżem. Jemu zawdzięczał rozumienie muzyki dramatycznej jako ściśle związanej z tekstem literackim, służącej przekazowi zawartych w nim treści i wzmocnieniu siły jego wyrazu.

 

Medea 1

 

Stąd na próżno szukać w muzyce wokalnej Cherubiniego ustępów służących popisowi śpiewaków. Na znaczeniu zyskują natomiast partie chóru, jako dodatkowej dramatis persony, oraz orkiestry, o czym świadczy uwertura, bynajmniej nie stanowiąca potpourri z tematów występujących potem w dziele numerów, lecz allegro sonatowe wykorzystujące wybrane z nich, poddawane następnie przetworzeniom. Szczególnie wiele zdaje się łączyć Medeę Ifigenią na Taurydzie tamtego.


Do pewnego stopnia to kontynuacja francuskiego gatunku tragedii lirycznej, gdyby nie występujące w oryginalnej wersji mówione dialogi. Nie dziwi zatem, że po to dzieło sięgnęła Maria Callas, mająca w swym repertuarze także przywołaną operę Glucka. Tytułowa partia, w znacznej mierze utrzymana w wysokiej tessyturze, wymaga nie tylko śpiewaczki dysponującej dramatycznym sopranem i odpowiednią techniką artykulacyjną, ale także wybitnej osobowości scenicznej.

 

Medea 2

 

To po obejrzeniu artystki w tej roli Pier Paolo Pasolini zadecydował o obsadzeniu jej w swoim filmowym ujęciu antycznego mitu, odwołując się przy tym wyłącznie do jej umiejętności aktorskich.

 

Medea 3

 

Ponadto wybitne kreacje w operze Cherubiniego na przestrzeni lat  stworzyły: Leyla Gencer (po matce z Adampola mająca polskie korzenie, a zarazem, będąc rówieśniczką Callas, a także dzieląc z nią typ urody, głosu oraz repertuar, nagrywana była wyłącznie nielegalnie, dzięki czemu można jednak ocenić jej kunszt), Gwyneth Jones, Montserrat Caballé, niezrównana tragiczka operująca środkami aktorstwa czysto wokalnego, Sylvia Sass. Przedstawienie w Metropolitan Opera wykorzystuje włoską wersję z pierwotnie niemieckimi recytatywami dokomponowanyni przez Franza Lachneta na potrzeby Opery Wiedeńskiej, a w której występowała primadonna assoluta.


Czy tym razem udalo się jednak znaleźć wykonawczynię godną swych wielkich poprzedniczek? Gdy po beznamiętnie toczącym się i dłużącym ciągu scen z udziałem Glauke (Janai Brugger), Kreona (Michele Pertusi) i Jazona (Matthew Polenzani) przychodzi w końcu kolej na pierwsze wejście protagonistki ze słowami: "Io? Medea", można było odnieść wrażenie, że wraz z pojawieniem się Sondry Radvanovskyej rozpoczyna się dramat z prawdziwego zdarzenia. Atoli, jeśli nawet wszystkie wysokie nuty zostały wyśpiewane, choć w nielicznych miejscach z pewnym wysiłkiem, a tekst wyraziście podany, wsparty przy tym oszczędnymi środkami aktorskimi, bez zbędnej egzaltacji, to mimo wszystko tragiczny los cynicznie porzuconej żony i matki jakoś nie wzruszał.

 

Medea 4

 

I nie można za wszystko winić zasadę klasycznego decorum, a więc stosowności i powściągliwości wyrazu w granicach dobrego smaku, bo w nagraniach oraz w innych inscenizacjach wykonawcy potrafili wykrzesać z publiczności większą dozę współodczuwania.


Z grona solistów najbardziej przypadła mi do gustu Jekatierina Gubanowa jako Neris, powiernica tytułowej  bohaterki. W swojej arii z solo fagotowym „Solo un pianto con te versare" wydobyła liryczny aspekt tego ustępu, w którym dochodzi do głosu współczucie dla Medei. Duże wrażenie wywarł również finałowy chór Giusto ciel! Oh, terror, dający upust przerażeniu na widok krwawych skutków zemsty Medei, a przywodzący przed uszy ten z Mozartowskiego Idomenea wobec pojawienia się morskiego potwora. Inscenizacja Davida McVicara pozostaje neutralna estetycznie.

 

Medea 5

 

Nie budzi szczególnych kontrowersji, ale i nie zachwyca. Rozegrana zostaje w kostiumach  zbliżonych do czasów powstania opery Cherubiniego, a dokładnie nieco wcześniejszych, albowiem schyłku panowania Ludwików. Na tym tle Medea rzeczywiście wydaje się obcą, nie mającą z nim nic wspólnego, przybyłą z całkiem innego świata - okrutnego świata antyku.

 

Medea 6

 

Drugim, kluczowym pomysłem reżyserskim jest ogromne lustro, ustawione w charakterze dekoracji w głębi sceny. Multiplikuje ono akcję, przydając zdarzeniom dosłownie drugie dno. W scenach kameralnych wszakże pojawia się na przedzie przepierzenie, pozwalające skupić całą uwagę na protagonistów i ich przeżyciach. W sumie przedstawienie na wyrównanym poziomie, jak przystało na MET, ale nie porywające.

                                                                     Lesław Czapliński