Przegląd nowości

Kulturalne podglądanie i skandaliczne prowokowanie

Opublikowano: wtorek, 22, listopad 2022 07:00

Zaskakuje w tej serii przede wszystkim zestaw problemów będących pozornie na marginesie sztuk wizualnych, bo to tylko jest „podglądanie”, „prowokowanie” i „fantazjowanie”. Tak jakby nie było innych nieprzemijających wartości i idei w sztuce, takich jak kolor, proporcja, kształt, światłocień, symbolika, sugestia, figuratywność i abstrakcja, zaangażowanie społeczne, polityczne, religijne itd.

 

Motyl 1

 

A jednak te trzy sprawy, znajdujące się na uboczu „wielkich problemów” okazują się niezmiernie interesujące, głęboko wnikające w istotę sztuki. Oczywiście tylko wtedy, gdy się do nich podejdzie oryginalnie i ze znawstwem. Po drugie zaskakujący jest wybór konkretnych dzieł malarskich, które ilustrują poszczególne eseje dotyczące „podglądactwa”, „prowokacji” i „fantastyki”. Czasami owe przykłady są strzałami w dziesiątkę, innym razem trzeba się mocno wysilić, by zrozumieć, dlaczego Marta Motyl wybrała je jako egzemplifikację takiego podejścia. Po trzecie zaskakuje obszar wiedzy, jakim rozporządza autorka, bo naświetla ona przy każdej okazji zarówno historyczne realia epoki, fakty z życia danego artysty, skomplikowane losy wybranego dzieła, elementy warsztatowe powstających obrazów, kwestie obyczajowe danego okresu itd.


A wszystko jest drobiazgowo udokumentowane, o czym świadczą setki przypisów i odwołań, liczne cytaty z innych autorów i znajdowanie dowodów i uzasadnień na każdą wysuniętą tezę. Wydaje się, że Marta Motyl mając tak sprawny warsztat naukowy i pisarski jest w stanie wytłumaczyć i udowodnić wszystko, co tylko jeszcze wydaje się nam niejasne. Już pierwszy esej w książce Sztuka podglądania, o obrazie Courbeta Pochodzenie świata oszałamia wnikliwością podejścia i poprowadzeniem intrygi, która sama w sobie mogłaby być scenariuszem do jakiej mydlanej opery z pieprzykiem.

 

Motyl 2

 

A to dopiero początek podróży po śliskiej, wręcz wstydliwej i mocno skrywanej w naszej świadomości drodze życiowej. Jednak warto wiedzieć, że ten właśnie obraz jest najodważniejszym aktem nie tylko w dorobku francuskiego artysty, lecz być może także w całej zachodniej historii sztuki. W drugiej pozycji cyklu pt. Sztuka prowokowania pierwszy esej omawia bardzo stare dzieło Jeana Fouqueta z 1456 roku przedstawiające Madonnę z dzieciątkiem wśród Aniołów, więc wydawałoby się, że w tych czasach, gdy działała Święta Inkwizycja, żadna prowokacja w tej materii nie byłaby dopuszczalna. Tymczasem „modelką” do postaci świętej posłużyła ówczesna piękność, królewska metresa, która bezwstydnie odsłania lewą (złą) pierś, a nie prawą (dobrą) i nie po to by karmić dzieciątko, lecz by kusić mężczyzn, bo taką właśnie modę wymyśliła na dworze Karola VI. Okazuje się jeszcze, że zdolny, ale niezbyt świątobliwy malarz stworzył ów wizerunek na zamówienie innego mężczyzny, również kochanka wspomnianej damy. Autorka eseju zauważa cytując lewicowego polskiego politologa, że trzeba jednak odróżnić akt prowokacji od efektu prowokacji. I tu okazuje się, że XVI-wieczna Madonna bardziej bulwersuje dziś niż wtedy, gdy ją namalowano.


Trzecia książka Sztuka fantazjowania wydaje się najbardziej oddalona od motywu przewodniego poprzednich dwóch pozycji, to jest życia seksualnego i tego realnego, i wydumanego. Tymczasem już w pierwszym eseju poświęconym Ogrodowi rozkoszy ziemskich Hieronima Boscha autorka zagłębia się głównie w rozwiązłościach środkowego i największego rozmiarami członu tryptyku. Szuka odniesień do różnych seksualnych osobliwości, pragnień i obaw nawet w alternatywnym ruchu kulturowym New Age, z jego medytacjami i tantrycznymi rytuałami seksualnymi i tu umiejscawia osobowość niderlandzkiego artysty.

 

Motyl 3

 

A potem, jakby w momencie opamiętania, spogląda na trzeci obraz tryptyku, gdzie nie ma chuci, jest horror rodem z wyimaginowanego piekła i uznaje, że jednak Bosch wolałby ukarać wszystkich grzeszników z poprzedniego Ogrodu rozkoszy, i to w sposób wyrafinowanie okrutny. Szczytem okrucieństwa  zdaje się być „zła" muzyka zaś instrumenty muzyczne zostały przedstawiane jako narzędzia tortur. Autorka nawiązuje tu do poglądu średniowiecznej mistyczki i kompozytorki Hildegardy z Bingen, która twierdziła że czart jest wrogiem harmonii a jego bluźnierstwa porównywała do sfałszowanej muzyki. Rozważania o fantazjowaniu w sztuce kończy esej o jednym obrazie Zdzisława Beksińskiego, który nie ma tytułu, ale tu rozpoczyna się wgłębianie się w fantastyczny okres w twórczości tego malarza. Marta Motyl zastanawia się dlaczego odbiór jego dzieł był i jest nadal dwoisty, były zachwyty, ale i ostre cięgi oraz posądzenia o kiczowatość. Choć technice malarskiej artysty nie można niczego zarzucić, ale wielu krytykom nie podobała się XIX-wieczna staroświeckość i brak korzystania ze „zdobyczy awangardy". Beksiński odniósł jednak zwycięstwo po śmierci, paradoksalne, bo finansowe.


Obrazy sprzedawane za kilkadziesiąt tysięcy złotych otrzymały w nowych wycenach jeszcze jedno zero. Uznano bowiem, że fantazje uwieczniane na płótnach wyrażają obawy i fobie ponadczasowe. I że rację miał paryski marszand Piotr Dmochowski, który już dawno chciał z Beksińskiego uczynić sławę międzynarodową. Omówieniu serii o tych „marginalnych” obliczach sztuki wydanych bardzo starannie przez oficynę  LIRA, należy się także szczypta krytyki. Oczywiście sam wybór obrazów do scharakteryzowania tendencji podglądackich, prowokacyjnych i fantastycznych w sztuce jest decyzją autorki i nie ma co z nią dyskutować w tej kwestii.

 

Motyl 4

 

A jednak chciałoby się przeczytać jakie są jej poglądy np. na podglądactwo Mai Berezowskiej i Jana Dobkowskiego, na prowokacje Doroty Nieznalskiej z krzyżem czy Joanny Rajkowskiej z palmą na rondzie wprost na przeciwko dawnego gmachu KC PZPR, czy wreszcie na fantastyczne wizje Jacka Yerki, który wycenami swoich obrazów dogania, a może już przegonił Beksińskiego. Można by natomiast podyskutować nad pomysłem, który się pojawił w tomie Sztuka prowokowania, gdzie każdemu z omawianych obrazów przypisała ona ilustrację muzyczną w postaci nagrania jakiegoś utworu. I dlaczego na liście ścieżek dźwiękowych pojawił się tylko jeden utwór z dziedziny klasyki, a więc ze zbioru sztuki wyższej – poemat symfoniczny La Mer Clauda Debussy'ego, który został przypisany do obrazu Impresja Wschód Clauda Moneta? Każdy z wiodących obrazów znalazł się na kolorowej wkładce w środku tomu. Ilustracje są niewielkie, czasem nawet podzielone na dwie stronice ale przecież takie ciekawe zbiory esejów o sztuce nie są wydawnictwami albumowymi. Droga do muzeów jest wciąż otwarta.

                                                                           Joanna  Tumiłowicz