Przegląd nowości

Pod znakiem kamelii – „Traviata“ z MET

Opublikowano: środa, 23, listopad 2022 08:41

W przedstawieniu Metropolitan Opera w Nowym Jorku (obejrzane w Kijów Centrum należącym do sieci Apollo-Film) wizja umierającej Violetty z Alfredem przy jej łóżku towarzyszy orkiestrowemu wstępowi. A nad sceną unosi się udrapowany, ogromny kwiat kamelii, emblemat Małgorzaty Gautier, bohaterki sztuki Alexandre'a Dumasa syna, podczas gdy w opartej na niej operze Giuseppe Verdiego atrybutem Violetty Valery jest raczej wachlarz, od którego wzięła nazwę jej wielka aria na zakończenie pierwszego aktu.

 

Traviata,MET 16

 

Jeszcze nigdy nie słyszałem jej kawatyny Ah fors'è lui zaśpiewanej z taką muzykalnoścìą jak to było w ujęciu Nadine Sierry. Dźwięki intonowane z niezwykłą delikatnością, stopniowo rozszerzane i nabierające mocy, cała gama odmian piana nigdy nie tracącego przy tym na czytelności. W cabaletcie Follie! Delirio vano è questo! natomiast zabrakło odpowiedniej techniki koloraturowej, w dalszej części opery tracącej na znaczeniu wraz z porzuceniem przez bohaterkę dotychczasowej płochości charakteru, której znakiem była ona zgodnie z operową retoryką. 


 

 Warto odnotować, że wokalizy pojawiają się również w partii Alfreda pod koniec wolnej części jego wcześniejszego duetu z Violettą Un di felice eterea w pierwszym akcie, a nieobecne już od czasów Rossiniego. Występujący w tej roli Stephen Costello odznacza się umiejętnością płynnego kształtowania frazy, a więc lirycznych kantylen, do czego wydaje się szczególnie predestynowany, ale na koniec cabaletty O mio rimorso, o infami w arii z drugiego aktu sięgnął do c'', zgodnie z oczekiwaniami żywionymi wobec tenorów we włoskich operach.

 

Traviata,MET 17

 

Wszystkie wspomniane atuty Sierry, a więc wielka kultura śpiewu, dochodzą również do głosu w duecie z ojcem Alfreda Pura siccome un angel, w którym znalazła godnego partnera w osobie barytona Luce Salsim, odznaczającego się nadto naturalnymi środkami aktorskimi, aczkolwiek z czasem, niestety, porzuconymi na rzecz operowych sztamp. W jego arii z drugiego aktu, zgodnie z ostatnio stosowaną praktyką, przywrócono cabalettę No, non udrai rimproveri.

 

Traviata,MET 18

 

A tak na marginesie, sama postać George'a Germonta należy do galerii Verdiowskich strasznych ojców, ściągających nieszczęście na swoje dzieci, a jego uroszczenia są dla współczesnego odbiorcy całkowicie anachronicznymi i niezrozumiałymi, jeśli nie wprost irytującymi. A kiedyś to on właśnie wzbudzał współczucie, o czym świadczy, będący niezbyt wiernym przekładem, polski incipit jego arii Posiwiały ojciec twój. W trzecim akcie, w tym w arii Addio del passato aktorstwo wokalne Sierry jest najwyższej próby, dosięgając wyżyn artyzmu. Śpiewaczka nie tylko sięga po paletę odcieni dynamicznych, ale i agogicznych, różnicując tempo. 


Dyrygent Daniele Callegari ze swej strony wydobył w trzecim akcie wszystkie trytony, wdzierające się w przebieg muzyczny i zapowiadające tragiczny finał, podobnie jak motyw marsza żałobnego. Najsłabszym ogniwem omawianego spektaklu jest inscenizacja Michaela Mayera. Ciężkie, rokokowe dekoracje Christine Jones raczej nadawałyby się do Kawalera srebrnej róży.

 

Traviata,MET 19

 

Na dodatek scena jest strasznie zagracona (wspomniane łoże, fortepian), co szczególnie dawało się we znaki w znakomitej scenie baletowej w układzie Lorina Latarro, z tancerzami ze zmysłowo obnażonymi torsami, wzbogaconej o zadania akrobatyczne jak  przerzucanie w powietrzu partnerek. W choreograficznym ujęciu corridy szczególnie wyróżniał się  technicznie Barton Cowperthwaite. Udanym rozwiązaniem jest też zmiana oświetlenia w concertacie Di sprezzo degno se stesso rende na koniec drugiego aktu, paralelnie do rozwoju sytuacji i wynikającego z niej klimatu.

 

Traviata,MET 20

 

W trakcie duetu Violetty i George'a Germonta przy słowach, gdy żąda od kobiety poświęcenia w imię dobra swojej córki, ta na pewien czas się fizycznie materializuje. Jeszcze raz pojawi się w ślubnej sukni i z welonem z długim trenem podczas wstępu do trzeciego aktu jako senny koszmar nawiedzający umierającą. Przyznam się szczerze, iż nie darzę Traviaty szczególnym uczuciem, jak w ogóle, poza wyjątkami (np. Makbetem czy Messa da requiem), nie żywię większej atencji dla twórczości Verdiego. Poza tym słyszałem ją już po wielokroć. Tym razem jednak, dzięki wszystkim artystom, doświadczyłem autentycznych wzruszeń.

                                                                         Lesław Czapliński