Przegląd nowości

O Casanovie i Benjaminie Paschalskim

Opublikowano: poniedziałek, 07, listopad 2022 07:25

Łódzkie Spotkania Baletowe od lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia były dla mnie miernikiem tętna wszystkiego, co działo się w sztuce baletowej. Najpierw krajowej, bo zapraszano zespoły  z Gdańska (Janina Jarzynówna–Sobczak), Poznania (Conrad Drzewiecki), Warszawy (Witold Gruca), Wrocławia (Teresa Kujawa), Wrocławski Teatr Pantomimy (Henryk Tomaszewski), i Łódź (Witold Borkowski), która  dzielnie trzymała fason w tej krajowej konkurencji. Każdorazowo brały udział zespoły zagraniczne, te ze Wschodu ale przede wszystkim z Zachodu, co dla polskiej publiczności stanowiło nie lada atrakcję. 

 

Tak samo było za czasów mojej łódzkiej dyrekcji z istotnym poszerzeniem prezentacji o młodych polskich choreografów (Wycichowska, Wesołowski, Konwiński, Klauzner, Bilski) i wschodzących gwiazd światowych (Kilian, Plisiecki, Ezralof, Majorow). Jeśli do tego dodać wizyty Baletu XX wieku Mauricego Bejarta, Zespołu Kubańskiego z Alicją Alonzo, Baletu Stuttgardzkiego z Marcią Hayde'e, baletu Teatru Bolszoj z Moskwy, Sadler’s Wells z Londynu, Batsheva Dance Company, Baletu Opery w Lyonie i wiele jeszcze innych – to otrzymujemy obraz największego baletowego przedsięwzięcia w ówczesnej wschodniej Europie.

 

Tak było kiedyś. Obecnie 26 edycja tego Festiwalu przedstawia się nader skromnie: Sasha Waltz, Hervé Koubi, Nederlands Dans Theater – to wszystko. Na zakończenie gospodarze wystąpili z premierą Casanovy w choreografii Graya Veredona do muzyki Antonio Vivaldiego. Zarówno Casanova jak i Vivaldi mieszkali w tym samym czasie w Wenecji, ale nigdy się  nie spotkali. Dopiero teraz w Łodzi połączył ich znany tu dobrze Gray Veredon, opowiadając językiem tańca o tym najsłynniejszym miłosnym awanturniku, do muzyki słynnego mistrza baroku. Szkoda, że nie na żywo, a tylko z taśmy.

 

Obejrzałem ten spektakl na premierze 22 października. Jego narracja, obejmująca szmat życia Casanovy, została szczegółowo opisana w pięknie wydanym programie, ale niestety nie pomagała w śledzeniu i rozumieniu perypetii bohatera. Ciekawie skomponowane sceny zespołowe i kilka popisów solistycznych nie pozwalają nazwać tego wykonania nadzwyczajnym sukcesem choreograficznym. Ale spektakl przyjęto życzliwie, soliści i zespół zatańczyli przyzwoicie, a całość – mimo braku czytelności fabuły – mogła się podobać.


Innego zdania jest Benjamin Paschalski, autor recenzji „Grzechy Casanovy” zamieszczonej 27 października na ekscentrycznie nazwanym blogu „Kulturalny cham”. Po wspomnieniu sukcesu Casanovy w Warszawie, którym przed kilku laty zachwycił nas Krzysztof Pastor z Polskim Baletem Narodowym, pan Benjamin przystąpił do jednoznacznie krytycznej oceny spektaklu łódzkiego. Najpierw dostało się Grayowi, który będąc już sędziwym choreografem niepotrzebnie przedłuża coraz bardziej kłopotliwą karierę. Potem autor zajął się nieczytelnością scenografii, nijakością duetów, marnością ruchu scenicznego i ułomnościami niektórych solistów oraz nierównościami w tańcu zespołowym. Konkludując stwierdza: „Grzechów Casanovy nie ujrzeliśmy, ale totalna niemoc artystyczna tnie żyletkami po oczach”.

 

Mimo, że nie zgadzam się z tak ostrym i bezwzględnym postawieniem sprawy, przyznaję w duchu, że Benjamin Paschalski ma trochę racji. Potwierdza  to na blogu wypowiedź w tej sprawie  anonimowej pani Ewy: „… recenzja ze spektaklu Casanova w Łodzi jest świetną analizą krytyczną opartą na wiedzy i teatralnej wrażliwości. To rzadkość, ponieważ recenzje piszą teraz osoby często przypadkowe i powiązane z różnymi koteriami i wtedy wiedzy, profesjonalnego obiektywizmu i rozumienia jakości poszczególnych elementów spektaklu tam nie ma. Proszę pisać dalej!”

 

No właśnie… Zacząłem interesować się, kim jest Benjamin Paschalski. W Internecie znalazłem jego obszerny artykuł z 17 września pt. „Kryzys baletu?”. Zamiast omawiać zawarte w nim myśli i poglądy , apeluję, proszę, rekomenduję i polecam ten tekst do przedruku na łamach naszej Angory. Jeśli zostanę wysłuchany, dowiecie się państwo o licznych zmianach w europejskich centrach baletowych, jak tańczymy w Polsce, kto kieruje u nas zespołami baletowymi, jaka jest ich obecna sytuacja i perspektywy oraz plany artystyczne na rozpoczęty właśnie sezon. 

 

 

A wracając do Łódzkich Spotkań Baletowych radzę tylko, aby uważnie obserwować zjawiska zachodzące w światowej sztuce tańca, z których powinny wynikać zaproszenia zespołów zagranicznych, a nie tylko sugestie agentów baletowych, którzy zwykle handlują czym popadnie. Należy koniecznie wrócić do zwyczaju zapraszania zespołów krajowych, bo mimo rzekomego kryzysu, ciągle pojawiają się spektakle godne zaprezentowania w Łodzi i poddania ich entuzjastycznej ocenie publiczności oraz surowym, ale sprawiedliwym werdyktom takich publicystów, jak Benjamin Paschalski.

                                                                            Sławomir Pietras