Przegląd nowości

Między szkołą nałożnic a gilotyną

Opublikowano: sobota, 15, październik 2022 11:12

Co powinna umieć młoda, ładna dziewczyna, którą w XVIII wieku wysyłano do królewskiej sypialni we Francji? Musiała nauczyć się ładnie dygać w swojej bogatej długiej, sznurowanej sukni , prócz tego śpiewać, grać na jakimś instrumencie (np. klawesynie, harfie) oraz tańczyć. Uczono ją także czytać i pisać. Uniżoność w stosunku do władcy lub kogokolwiek innego z jego otoczenia, była czymś tak oczywistym, że nie wymagała specjalnego tłumaczenia.

 

Szkola luster

 

Nowa powieść historyczna Ewy Stachniak, która w dalekiej Kanadzie pisze po angielsku, ale zależy jej także na polskich czytelnikach, wprowadza nas w ten egzotyczny świat Wersalu. Tytuł jest trochę mylący – Szkoła luster nie mówi za wiele o zawartości, ale Szkoła nałożnic byłaby zbyt brutalna. Bo właściwie nikt takiej nieletniej uczennicy – w powieści nazywa się je elewkami – nie mówił, co ją czeka gdy zostanie zaprowadzona do apartamentów królewskich. Po prawdzie one nawet nie wiedziały, że spotykają się z królem Francji Ludwikiem XV. 


Wmawia się im, że to polski hrabia, daleki krewny królowej Marii, z domu Leszczyńskiej, córki byłego polskiego króla Stanisława Leszczyńskiego. To oszustwo, fikcyjny hrabia i postać królowej Marii to polskie wątki w powieści. Elewki trafiały na niekontrolowane żądze erotyczne monarchy, czasem jeszcze kompletnie niedojrzałe fizjologicznie, przed pierwszą miesiączką. Dziś powiedzielibyśmy – król pedofil, ale w otoczeniu monarchy jego miłości i jeszcze liczniejsze miłostki były czymś prawie normalnym, tym bardziej, że oficjalna małżonka urodziła mu 10 dzieci. A ile ich miał z nieprawego łoża? Encyklopedie podają, iż królewskich kochanek, poza najbardziej znanymi – markizą Pompadour i hrabiną du Barry – było 12. I jeszcze te elewki. Powieść zaczyna się więc od elewki o imieniu Veronique.

 

Ewa Stachnik 1

 

Biedna dziewczyna w wersalskich wspaniałościach zachodzi w ciążę – to jakby pierwsza powieść, albo pierwsza część powieści. Potem akcja przyśpiesza, kolejne rozdziały skaczą po dwa, cztery, albo 8 lat i o Veronique zapominamy, towarzyszymy natomiast jej dorastającej córce Marie-Louise, najpierw w Wersalu, a potem w Paryżu. Jej los jest niemal kopią losu matki, której jednak nie miała szczęścia poznać. Marie-Louise zdobywa zawód dyplomowanej akuszerki i ta druga część powieści obraca się wokół spraw specjalistek od porodów. Ze zdziwieniem konstatujemy, że ówczesna wiedza o prawidłowej opiece nad ciężarnymi i położnicami jest niemal taka jak dziś, choć powszechna praktyka sprawia, że śmiertelność niemowląt jest jeszcze dramatycznie wysoka. W tym przyśpieszonym tempie docieramy do czasów i okrucieństw Wielkiej Rewolucji Francuskiej i w trzeciej części powieści akcja znowu zwalnia. Poznajemy kulisy ówczesnych „reform”, w których głównym narzędziem staje się gilotyna, a trudności aprowizacyjne, drożyzna, donosy, wzajemna nieufność dodają bodźca społecznym nastrojom. Gdzieś tutaj wyczuwany echa świetnej książki Karola Dickensa Opowieść o dwóch miastach. Tam też mamy rewolucję i miłość w cieniu gilotyny. Ścięcie króla Ludwika XVI, wnuka rozpustnego Ludwika XV, wcale nie uspokaja społecznego wrzenia. Ale finał powieści tchnie nieśmiałym optymizmem, a gdzieś na marginesie pada nazwisko generała Bonaparte. Powieść trzyma w napięciu, dostarcza też mnóstwo wiedzy o realiach życia we Francji połowy i końca XVIII wieku i to zarówno tzw. warstw uprzywilejowanych, jak i mieszczaństwa.


Wypełniają ją postacie historyczne, takie jak choćby Madame Pompadour czy Danton, ale są też postacie fikcyjne,  jednak skonstruowane według najlepszych reguł epoki, bo autorka Ewa Stachniak sięgnęła do istotnych źródeł historycznych, m.in. pamiętnika służącej markizy Pompadour oraz mało znanej biografii Królewskiej Akuszerki Madame du Coudray. To dzięki tym świadectwom czytelnik niemal realnie przenosi się do dawnych, jakże ciekawych, choć nie zawsze przyjaznych dla człowieka epok. I jeszcze jedna uwaga o pisarstwie Ewy Stachniak.

 

Ewa Stachnik 2

 

To porównanie powieści Szkoła luster do cyklu książek Lucy M. Montgomery o Ani z Zielonego Wzgórza. I tu, i tam mamy do czynienia z bardzo delikatnym i sugestywnym obrazem wewnętrznego rozwoju młodej dziewczyny. Veronique czy Marie-Louise to nie Ania, ale nie da się zaprzeczyć, że obie autorki w podobny sposób kochają swoje bohaterki, w jakimś sensie troszczą się o ich losy, namiętności, pragnienia i obawy, i sprawiają, że takie uczucia udzielają się czytelnikom. Może to wynika z faktu, że obie autorki są kobietami...

                                                                      Joanna Tumiłowicz