Przegląd nowości

Przez pomyłkę trafiła do Piekła

Opublikowano: niedziela, 18, wrzesień 2022 12:16

Ambicją dyrektora Polskiej Opery Królewskiej Andrzeja Klimczaka jest skompletowanie w repertuarze kierowanego teatru wszystkich dzieł scenicznych Claudia Monteverdiego. Zamiar godny najwyższej pochwały, bo choć ten kompozytor nie był Polakiem, ale inscenizując jego opery i inne dzieła dające się przetworzyć na scenę można zdobyć dla kraju dodatkowe punkty, a także w kolejnych inscenizacjach przemycić coś z naszej narodowej specyfiki kulturalnej.

 

Si dolce 1

 

Czy tak było w nowej premierowej wersji, której drogą eliminacji nadano tytuł Sì dolce è'l tormento (Tak słodkie są rany)? Sądzę, że muzyczne pasticcio operowe w reżyserii Ryszarda Macieja Nyczki, które powstało z połączenia kilku madrygałów, utworów tanecznych oraz opery – baletu Ballo delle ingrate przyniosło wszystkiego po trochu.

 

Si dolce 2

 

Była więc miłość, ale czysta, była krucjata Krzyżaków pod murami Jerozolimy i nieszczęsny pojedynek na miecze, była wizyta w piekle i optymistyczny finał dla tych, którzy pozostali na ziemskim padole. Udało się kierownikowi muzycznemu Krzysztofowi Garstce oraz reżyserowi wspieranemu dzielnie przez scenografkę Marlenę Skoneczko i choreografkę Joannę Lichorowicz-Greś, dokonać połączenia ognia z wodą (a w projekcji wideo były nawet latające co i rusz komety), czyli epickiego dramatu z wesołymi strofami kochanków. Dramat, który stanowi główną oś tego połączenia to omyłkowe zgładzenie ukochanej Clorindy przez nieświadomego Tancreda. Ona najwyraźniej wyznająca Islam w chwili śmierci prosi Tancreda, by ją ochrzcił. Efekt jednak nie jest zadowalający, bo Clorinda trafia do ... Piekła i tam zostaje (choć w oryginale Il combatimento di Tancredi e Clorinda powinna dostać się do Nieba).


 

Tancred jednak znajduje inną, która go jakoś pociesza. Piękna renesansowa muzyka uwzniośla perypetie sceniczne, ale wizja sceniczna jest nieubłagana dla realiów. Mamy tutaj trzy dłuższe sceny śpiewano-taneczne. Pierwsza to nieco przeciągnięty pojedynek Tancreda i Clorindy, w którym narratorem jest przebrany za zakonnika tenor – Karol Kozłowski, w świetnej formie wokalnej. Druga to okrucieństwa piekielne przetykane rozmową Plutona z Wenus, a igraszki tych rozwiązłych bóstw akceleruje swoimi strzałami synek Bogini – Amor.

 

Si dolce 3

 

Pluton – Dariusz Górski ma głos – bas – jak dzwon (choć czasami go lekko nadużywa), co niektórym paniom nie przypada do gustu, bo jednak Tancred – Jakub Foltak – śpiewający męskim sopranem (czystym i bardzo sprawnym) wydziela więcej estrogenów – jest młodszy i ma długie włosy. Wenerą została niezawodna Dorota Lachowicz (jak zwykle w wokalnej i aktorskiej formie), a Amorkiem Iwona Lubowicz (czasami nierówna wokalnie). 

 

Si dolce 4

 

Moje wątpliwości i niesmak budzą ciągnące się niezmiernie brutalne popychania i szarpania kobiet, choć to te panie, które mają niejedno na sumieniu. Na szczęście Clorindy – Marty Boberskiej, którą wwożą na scenę zamkniętą w sporej skrzyni z okuciami metalowymi, nikt nie bije. Napięcie trochę rozładowuje sam Pluton rozdając potępionym duszom cukierki w czerwonych papierkach – to pewnie żarzące się węgle. Wreszcie dwa madrygały kończące ziemsko-piekielne przygody, ludyczne, radosne i skoczne, przenoszą nas na Ziemię, gdzie miłym akcentem dla uszu i oczu jest Julita Mirosławska, oczywiście w towarzystwie Tancreda. Skłamałabym, mówiąc, że przedstawienie się nie udało, ale czy Monteverdi byłby zadowolony – któż to może wiedzieć.

                                                                     Joanna Tumiłowicz