Przegląd nowości

„Kopciuszek” („La Cenerentola”) Rossiniego w Kopenhadze

Opublikowano: sobota, 17, wrzesień 2022 21:36

Na rozpoczęcie nowego sezonu w kopenhaskiej Operze wybrano bardzo błyskotliwe przedstawienie, Kopciuszek Gioachino Rossiniego (1792-1868). Nie była to samodzielna produkcja tutejszej Opery, lecz, jak to ostatnio bywa, zakupiona za granicą, tym razem w Norwegii, gdzie wystawiono ją w 2021 roku w reżyserii Stefana Herheima (ur. 1970), znanego zarówno we własnym kraju, jak i za granicą.

 

Kopciuszek,Kopenhaga 1

 

Po premierze norweskiej zobaczono ją zarówno w Madrycie, jak i Lyonie, zanim zawędrowała do Kopenhagi. Herheim współpracował już wcześniej z Operą w Kopenhadze: wystawiono tu zarówno jego wersję Lulu Berga (2010), Salome Straussa (2015), Nieszpory sycylijskie Verdiego (2015), oraz Opowieści Hoffmanna Offenbacha (2017). Ogólnie można powiedzieć, że wszystkie przedstawienia Herheima były błyskotliwe, zaskakujące i kolorowe. Tak też i Kopciuszek, który jest zabawniejszy niż można się było tego spodziewać, ale też naiwny w sposób kiczowaty, choć sympatyczny.

 


 

Na scenie dzieje się dużo, bardzo dużo, wszystko, dekoracje, kostiumy zmieniają się szalenie szybko, można sobie wyobrazić, że tak szybko, jak powstawała muzyka. Rossini napisał Kopciuszka w przeciągu 24 dni, wersja kopenhaska wykorzystuje ten fakt aż do przesady. Zewsząd spadają na wykonawców gęsie piorą, która służą chórowi do dyrygowania solistami (a i orkiestrą), a zapisane arkusze nutowe pałętają się wszędzie.

 

Kopciuszek,Kopenhaga 2

 

Genialnym chwytem jest fakt, że chór (tylko głosy męskie, bo w tym teatrze, dla której przeznaczona była opera, byli tylko mężczyźni na etatach chórzystów) ucharakteryzowany został na klony Rossiniego, takiego, jakiego najlepiej znamy z portretów. Odgrywają oni role amorków, widzów teatralnych śledzących akcje sceniczna przez lornetki oraz wielu innych. Dekoracje zmieniają się w tempie muzyki, w pewnym miejscu na niebie pojawia się całe mnóstwo kółek zębatych, kręcących się w zawrotnym tempie, w takt muzyki.

 

Kopciuszek,Kopenhaga 3

 

Wszystko w tym wydaniu porusza się i zmienia błyskawicznie, widz może dostać oczopląsu i nie wie, co ma śledzić. Herheim każe śpiewakom poruszać się w tym samym tempie, co muzyka: zarówno soliści, jak i inne, obecne na scenie osoby, podrygują, albo kręcą głową, albo trzęsą się rytmicznie, już nie mówiąc o tym, że biegają w te i we wte. Na dodatek elementy dekoracji wciąż są mnożone w nieskończoność: obramowanie kominka powtarza się stając się coraz większe, aż przeistoczy się w wielką bramę na proscenium, kwiaty w dekoracji rozrastają się do wielkości drzew.


 

Sama historia bazuje na innej wersji Kopciuszka niż ta znana nam z kreskówek Disneya. Są co prawda złe siostry, nie ma jednak macochy (tylko tyran ojciec, wciąż pijany), nie ma zgubionej ciżemki (lecz są dwie bransoletki, umożliwiające księciowi odnalezienie Kopciuszka na nowo). Nie ma dobrej wróżki, ale jest rodzaj dobrego ducha występującego a to jako Bóg Ojciec (zawieszony w chmurce nad sceną), albo kardynał, albo jeszcze jedno wcielenie Rossiniego. Herheim dodaje jeszcze jedną warstwę, współczesną, do tej kolorowej bajki. Kopciuszek to dzisiejsza sprzątaczka (biurowa?) wyposażona w solidny wózek z miotłami, wiadrami i środkami do mycia i czyszczenia.

 

Kopciuszek,Kopenhaga 4

 

W pewnym momencie spada z nieba książka, i to czytając w tej książce sprzątaczka przeistacza się w operową heroinę, lecz kostiumy raz po raz opadają z niej, a wózek jest wszechobecny na scenie (czasami zamieniając się w karetę), przez cały czas. Przedstawienie kończy się, gdy przy ostatnich taktach muzyki, książka ponownie spada na Kopciuszka i suknia weselna znowu zamienia się w fartuch. Opery Rossiniego, które w ostatnim czasie stają się znowu popularne (Kopciuszek wiele zawdzięcza wspaniałej śpiewaczce Cecylii Bartoli, która nagrała tę partię wielokrotnie), wymagają bardzo specjalnych jakości wokalnych. Jest to bowiem zarówno opera buffo, jak i bel canto. Buffo jest odpowiedzialne za wciąż przyspieszane tempo w nieskończoność powtarzających się frazach, bel canto zaprasza do improwizowanych koloratur i wirtuozerii w opanowaniu wielu rejestrów dźwiękowych. Nic więc dziwnego, że do Kopenhagi zaproszono specjalistów z „wielkiego świata”, przede wszystkim wspaniałą brazylijską mezzosopranistkę (Josy Santos w roli Kopciuszka), włoskiego tenora (Matteo Macchioni w roli księcia Don Ramiro), węgierskiego buffo basa (Miklós Sebesyen w roli Don Magnifico), fińskiego barytona, (Tomi Punkeri w roli służącego Dandiniego), koreańskiego basso profondo (Tae Jeong Hwang w roli Alidora). Biorą również udział dwa duńskie soprany koloraturowe: Clara Cecilie Thomsen i Kari Dahl Nielsen jako złe siostry. Wszyscy śpiewacy wywiązali się brawurowo ze swych zadań – trudno nawet jednego wynieść nad drugiego. Niestety, dyrygent (Steven Moore) nie zawsze sobie radził z tempem muzyki, i od czasu do czasu zostawał w tyle, wraz z orkiestrą. Publiczność bawiła się wyśmienicie, recenzje były zgodne co do tego, że było to bardzo wyjątkowe przedstawienie.

                                                                            Eva Maria Jensen