Przegląd nowości

„Na" czy „w" Ukrainie?

Opublikowano: poniedziałek, 12, wrzesień 2022 21:33

Zakończenie 8. Dni Muzyki Ukraińskiej w Warszawie przebiegło w atmosferze prawykonań. Żadnego z prezentowanych w Filharmonii Narodowej utworów nie znaliśmy i to było wydarzenie, które sprowadziło na koncert nawet Dyrektora Warszawskiej Jesieni Jerzego Kornowicza. Program koncertu przygotowała Orkiestra i Chór Fiharmonii Narodowej pod dyrekcją Romana Rewakowicza. Wystąpili też wybitni soliści polscy i ukraińscy. Było czego posłuchać i czym się emocjonować. Nie zajmowano się sztucznie trochę postawionym dylematem, czy należy mówić „na" czy „w" Ukrainie, bo obie formy zdobyły sobie obywatelstwo i aktualne wzmocnienie dwustronnych kontaktów to całkowicie potwierdziło, ale starano się po prostu zrozumieć „co jest grane". Co było grane w początkowej Uwerturze Triumf autorstwa Oleksandra Szymko? Była to głośna, pełna mocnych uderzeń w wielki bęben, ale także kilku efektownych progresji całego składu orkiestrowego z licznymi tremolo smyczków. Materiał muzyczny Uwertury utrzymany był w stylistyce post-minimalistycznej, ale to było doskonale obudowane rozmaitymi figuracjami i nie sprawiało wrażenia ubóstwa. Jedyną uwagą w stosunku do utworu będącego jakby emanacją ukraińskiej tożsamości, powstałego z okazji 30-lecia Niepodległości, był brak jakiegoś akcentu narodowego, kojarzącego się nam w Polsce, z melodyjnością pieśni czy żywiołowością tańców. Ale być może nasze wyobrażenie o „ukraińskości" jest już mocno anachroniczne i przez to fałszywe.

 

Ukraina 3

 

A jednak druga kompozycja – quasi-koncert wiolonczelowy Zoltana Almaszi pt. Oddziaływania, pokazał nam rąbek owej mitycznej trochę specyfiki muzyczno-narodowej. Utwór skomponowany przez praktykującego wiolonczelistę – u nas zagrany przez Bartosza Koziaka – zdradzał doskonałą znajomość specyfiki instrumentu. Mieliśmy tu niemal wszystko, co można tradycyjnie (tzn. bez stukania w pudło i grania za podstawkiem) osiągnąć dzięki czterem strunom i smyczkowi. Solista pokazał np. najwyższy dźwięk osiągany na wiolonczeli, który był przytrzymany przez co najmniej jedną minutę, a także szaleńcze pasaże, granie akordowe, glissanda, ale wśród tych popisowych fragmentów nie zabrakło śpiewnej quasi-dumki czy romansu opartej na popularnej melodii z Zakarpacia. Bardzo interesująca była też partia orkiestry, np. trzy powtarzane kilkakrotnie opadające klastry smyczków, niczym kroki tradycyjnego wiejskiego hopaka, ale nie zabrakło też instrumentów perkusyjnych kojarzonych z Dalekowschodnią Azją, które dodawały smaczków brzmieniowych tej zmieniającej się nieustannie tkance orkiestrowej. W programie napisano też, że jeden z segmentów utworu nawiązuje tytułem do wiersza narodowego wieszcza Ukrainy Tarasa Szewczenki, który był kimś w rodzaju Mickiewicza dla Polaków. To on w czasach tak u nas fetowanego romantyzmu stał się ikoną tożsamości narodowej. Był nawet represjonowany i skazany za pisanie wierszy w języku ukraińskim i promowanie w carskiej Rosji niepodległości Ukrainy. Kim jest Szewczenko dla ukraińskiej kultury przekonaliśmy się słuchając trzeciej kompozycji, Bohdany Frolak (w książce programowej Warszawskiej Jesieni, gdzie również będzie wykonywana kompozycja dramaturgiczno-muzyczna,  występuje ona jako Bohdana Frolyak).


Generalnie jej oratorium Duszo sprawiedliwa na chór, solistów śpiewaków i orkiestrę symfoniczną, w całości do tekstów Tarasa Szewczenki, można by nazwać „ukraińskim requiem”. Mnie się ono jednak kojarzyło z Widmami Moniuszki, do tekstów Adama Mickiewicza z Dziadów.

 

Ukraina 4

 

Już pierwsze odwołanie się poetyckie do „duszy sprawiedliwej" z nadzieją usłyszenia pieśni o Ukrainie, kieruje nas w rejony transcendentne i mistyczne. Kompozytorka wplotła w przebieg oratorium ok. 10 wierszy, które stanowią epicką opowieść o ukraińskiej ziemi, o przyrodzie, o ukraińskim domu, o dzieciach i ich matce, a kończy się monologiem samego poety, który wyznaje pragnienie by być pochowanym na tej ziemi, która go zrodziła. Cały tekst oratorium został wydrukowany w programie po ukraińsku i po polsku w znakomitym tłumaczeniu poetyckim Adama Pomorskiego. Ciekawe jest muzyczno-dramaturgiczne rozłożenie akcentów, bo są tu partie  śpiewane przez solistów, Tamarę Kalinkinę – sopran z opery w Kijowie, Natalkę Polowynkę – mezzosopran z lwowskiego Centrum Teatralnego oraz polskiego barytona Huberta Zapióra.


Ale kompozytorka przewidziała też partie czysto orkiestrowe, czysto chóralne i mieszane z solistami. Niezwykłe wrażenie wywołała swoją natchnioną kreacją wokalno-aktorską Natalka Polowynka będąca nie tylko śpiewaczką, ale także aktorką, reżyserką i działaczką kulturalną. Artystka specjalizuje się m.in. wykonując dawne śpiewy sakralne, tradycyjne pieśni i romanse. Bierze też udział w działaniach z pogranicza teatru i muzyki, do czego przyczyniła się praktyka Natalki u samego Jerzego Grotowskiego.

 

Ukraina 5

 

Tak więc te części, w których melodeklamacyjnie występowała Natalka Polowynka były prawdziwym teatrem nostalgii za minionym czasem, jej marzeniem, były jej osobistą rozmową z duchami, jaką prowadzi w Widmach Moniuszki Guślarz. W oratorium trzeba też wyróżnić piękne brzmienie Chóru Filharmonii Narodowej, zwłaszcza w partiach śpiewanych a’cappella. Wykonanie tego zespołu sięgało mistrzostwa, jakie zwykle przypisuje się najlepszym chórom ukraińskim. Podsumowując wrażenia po koncercie można stwierdzić, że nie było w nim ważne, czy się mówi „na Ukrainie" czy „w Ukrainie", lecz czy się słucha uważnie sztuki muzycznej z Ukrainy.

                                                                                         Joanna Tumiłowicz