Przegląd nowości

Nowy musical i zaczepka z Oświęcimia

Opublikowano: poniedziałek, 19, wrzesień 2022 07:23

Na premierę musicalu o Irenie Sendlerowej zjechało do Poznania wiele wybitnych postaci naszego życia artystycznego. Wśród nich znalazł się dyrektor Opery Krakowskiej Bogusław Nowak, który po dwudziestu latach nienagannego kierowania tym Teatrem odchodzi właśnie, ale nie żegnany – jak to u nas – z szacunkiem i wdzięcznością, ale uczuciem ulgi krakowskich władz samorządowych, jakbyśmy mieli wykwalifikowanych dyrektorów Oper w nadmiarze. Przy tej okazji chciałem go ugościć i uhonorować w Poznaniu, ale terminy pokryły się z moim wyjazdem na Festiwal do Salzburga. Poprosiłem tylko, aby przekazał mi swoje wrażenia z poznańskiej prapremiery musicalu Irena, ponieważ liczę się z jego poglądami i koleżeńską uczciwością. Oto co napisał po obejrzeniu spektaklu: „Drogi Sławku. Otóż wczorajszy wieczór w Teatrze Muzycznym, niezwykły, ważny, ujmujący, wzruszający. Nie jestem fanem, a co za tym idzie znawcą musicalu, ale muzyka Pawlika poprawna, bardzo dobra inscenizacja i reżyseria. Wszystko w punkt, skromnie i z wyczuciem. A nie jest łatwo w tym teatrze coś ładnego zrobić. No i wykonanie bardzo przekonujące. Piękny i niezwykły wieczór…”. Zachęcony taką opinią obejrzałem bodaj czwarty z kolei spektakl i potwierdzam wrażenia dyr. Nowaka, dodając od siebie co następuje: 

 

Tematyka zmagań człowieka ze złem, przemocą, podłością, wymagająca odwagi, hartu ducha i bezkompromisowości, to zadanie trudne do wyrażenia w musicalowym scenariuszu, pełnym zwrotów akcji, zaskakujących zdarzeń i gwałtownych poczynań bohaterów. Nie trzeba być znawcą gatunku aby podziwiać, jak zręcznie realizatorzy poradzili sobie z szeregiem następujących po sobie rozwiązań scenicznych. Dyr. Przemysław Kieliszewski odważnie sięgnął po Briana Kite, z prawdziwego zdarzenia amerykańskiego profesjonalistę tego gatunku, który wyreżyserował libretto Piotra Piwowarczyka i Mary Skinner w trudnej przestrzeni niewielkiej sceny, ale z dużą dozą wiarygodności, klimatu i przekonywujących działań pierwszoplanowych i epizodycznych bohaterów. Jest ich aż kilkudziesięciu. Wymienię tylko najważniejszych: Oksana Hamerska – tytułowa Irena, świetnie zagrana, postaciowo wystudiowana, dobrze śpiewająca, a jeszcze lepiej interpretująca dialogi, z nienaganną dykcją i nośnością głosu.


Obok niej przyjaciółki Ireny: Magda (Urszula Laudańska) i Jaga (Aleksandra Daukszewicz) – obydwie przekonywujące, Pani Grinberg (Agnieszka Wawrzyniak), oraz Adam (Radosław Elis), Icek (Wiesław Paprzycki), Jan (Łukasz Brzeziński), Jurek (Bartek Sołtysiak) – wszyscy trafnie obsadzeni, podobnie jak szereg innych pomniejszych postaci. 

 

W kilka dni po tym niezwykłym wydarzeniu artystycznym przyjechała do Poznania Krystyna Janda, aby w Auli Artis zagrać wstrząsający, porywający, a jednocześnie wzruszający spektakl Zapiski z wygnania, po którym publiczność zerwała się z miejsc dla długiej, spontanicznej owacji. Po przedstawieniu w gronie entuzjastów tej wielkiej artystki ktoś opowiadał, że na Wybrzeżu jakiś wydziwus na łamach miejscowej gazety – niby mimochodem – nazwał Krystynę Jandę „reżyserem użytkowym”. Wszyscy jednocześnie się oburzyli. Dożyliśmy takich czasów, że bez twardej skóry odpornej na zaczepki trudno funkcjonować w życiu publicznym, działając wśród ludzi przekonanych, że im wszystko wolno. 

 

Kilka dni temu przyszedł do Angory list z Oświęcimia, którego autor podpisany nazwiskiem „Paweł Wodniak – redaktor naczelny Fakty Oświęcim” zwrócił uwagę, że w moim Alfabecie dla zaawansowanych wkradł się błąd w dacie sprawowania obowiązków Ministra Kultury przez Izabellę Cywińską. Miał rację, więc czym prędzej prostuję, że Cywińska była Ministrem Kultury w latach 1989-1991. Pan Wodniak wykorzystał jednak okazję, aby mi „dowalić” rozpoczynając swą korespondencję w ten oto sposób „Rzadko czytam pełne samozachwytów i pychy teksty Sławomira Pietrasa publikowane w Angorze”. 

 

Szanowny Panie, nie będę się mógł zrewanżować takim samym lub podobnym stwierdzeniem, bo pierwszy raz i bodaj ostatni słyszę o istnieniu kierowanego przez Pana Organu. Stanowczo odrzucam oskarżenia o pychę i samozachwyt, ponieważ w całym dotychczasowym życiu walczyłem o skromność i mam coraz więcej sukcesów (choćby to wyznanie !). A zachwyt nad sobą pozostawiam moim czytelnikom… i – póki co – nie mogę narzekać. To tyle jeśli chodzi o oświęcimskie zaczepki, od których niewolna jest (na Wybrzeżu) nawet Krystyna Janda.

                                                                Sławomir Pietras