Przegląd nowości

Festiwal w Salzburgu 2022; Leoš Janáček „Katia Kabanowa”

Opublikowano: piątek, 16, wrzesień 2022 18:04

Przyznam szczerze, że oper Janacka nigdy specjalnie nie lubiłem. Denerwowały mnie rwane po dwóch lub trzech taktach frazy, brak pozostających w uszach melodii, jak choćby u Pucciniego, którego ponoć Janáček uwielbiał. Spektakl Katii Kabanowej w Salzburgu zmienił całkowicie moje nastawienie. Mam oczywiście w mojej kolekcji płyt nagrania każdej z oper tego kompozytora, ale od wielu lat do nich nie sięgałem, bo wolałem 62-gą Toskę albo 31-ą Moc przeznaczenia.

 

Katia Kabanowa,Salzburg 5

 

Teraz poświęcę parę tygodni, żeby wszystkich „ Janáčków” uważnie jeszcze raz wysłuchać. Na moją przemianę złożyło się oczywiście wszystko, co stało się TAM. Festiwal w Salzburgu to po prostu szczyt marzeń o realizacji oper. Jak głosi dewiza jego twórców z 1920 roku (m.in. Richard Strauss): należy „pokazać najlepsze, w wykonaniu najlepszych i najlepiej”. Tak było właśnie w przypadku opery Janáčka. Nie zawsze to się udaje, bo czasem po prostu „najlepsi dzisiaj” ustępują najlepszym z wczoraj czy przedwczoraj.


Katia Kabanowa to przede wszystkim pokaz możliwości – wokalnych i aktorskich – tytułowej bohaterki. Corinne Winters jest zjawiskowa. Przepiękna młoda kobieta, obdarzona mocnym sopranem o barwie kości słoniowej, wciela się w postać Katii tak, że oczu nie można oderwać ani na chwilę.

 

Katia Kabanowa,Salzburg 1

 

Śpiewała bardzo trudne frazy Janáčka z maestrią świetnie wykształconej w dobrej szkole śpiewaczki, ale zarazem z naturalnością wyjątkowo utalentowanego dziecka, któremu dano na akademii do wyrecytowania wiersz Słowackiego Smutno mi Boże i które nie ma pojęcia jak to jest trudne, ale czuje instynktownie frazy. Bohaterka opery nie może udźwignąć największego – tak jej wpojono – grzechu: zdradziła męża (przypuszczalnie impotenta) z młodym sąsiadem.

 

Katia Kabanowa,Salzburg 2

 

Wychowana w głębokiej wierze odczuwa ogromne wyrzuty sumienia i wyznaje swą winę przed całą społecznością, która ją potępia. Od początku okrutnie traktowała ją teściowa, bezwzględnie dominująca nad synem Kabanicha, która teraz zyskała dodatkowy argument, aby ją gnębić. Katia zabija się rzucając w nurty Wołgi. Libretto, napisane przez kompozytora według dramatu Burza Aleksandra Ostrowskiego (1859), wskazuje jako czas i miejsce akcji Rosję połowy XIX wieku. Twórcy inscenizacji sugerują jednak kostiumami czasy nam współczesne. To trochę dziwi.  Dlaczego Katia nie ucieknie i będąc zdolną intelektualnie kobietą skończy n.p. studia prawnicze i zostanie obrończynią praw człowieka? Dzisiaj byłoby to możliwe – inaczej niż w opresyjnym społeczeństwie carskiej Rosji.


Tutaj widzę pewną niekonsekwencję, chociaż twórcy spektaklu przekonują (nie bez racji) w wywiadach umieszczonych w programie, że takie społeczeństwa fanatycznie religijne i dzisiaj w niektórych miejscach świata istnieją. Genialnym pomysłem reżysera (Barrie Kosky) było ustawienie tyłem do widowni i do solistów około setki prawie nieruchomych statystów, reprezentujących nietolerancyjną, bezwzględnie ukształtowaną przez kościół (cerkiew?) społeczność.

 

Katia Kabanowa,Salzburg 3

 

Kościół wpoił im nieżyciowe zasady dotyczące seksualności, żeby mieć władzę. Oduczył też myślenia. Soliści są prowadzeni pewną ręką i to ich gra aktorska jest najistotniejsza, a nie żadne wyszukane pomysły inscenizacyjne. W scenografii (Rufus Didwiszus i Victoria Behr) dominują czerń i odcienie szarości, co pogłębia odczucie beznadziei i depresji.

 

Katia Kabanowa,Salzburg 4

 

Słynna śpiewaczka Wagnerowska, Evelyn Herlitzius, była fenomenalna wokalnie i aktorsko jako bezwzględna i okrutna Kabanicha. Zachwycali ładnymi głosami tenorzy David Butt Philip oraz Benjamin Hulett jako pełni młodzieńczego wdzięku Borys i Wania. Potrafili przy tym umiejętnie pokazać odmienne charaktery tych postaci. Urocza nastolatka (w roli, bo w istocie na pewno nieco starsza) Jarmila Balazova była świetna jako Warwara. Pozostali soliści w mniejszych rolach bez wyjątku znakomici. Grała jak zawsze rewelacyjnie orkiestra Wiener Philharmoniker, tutaj mająca wyjątkowe pole do popisu jeśli chodzi o bogactwo barw. Dyrygował z pełną maestrią Jakub Hrusa. 

                                                                                 Piotr Nędzyński