Przegląd nowości

Festiwal w Salzburgu 2022: wieczór Bartoka i Orffa

Opublikowano: wtorek, 23, sierpień 2022 09:26

Teodor Currentzis (kierownictwo muzyczne) i Romeo Castellucci (inscenizacja, kostiumy, światło) przedstawili program złożony z dwóch dzieł kompozytorów XX wieku będących z formalnych powodów całkowicie odmiennymi, a jednak w ich ujęciu uzupełniającymi się.

 

Salzburg 1

 

To skomponowana w 1911, a wystawiona po raz pierwszy w 1918 roku jednoaktowa opera Beli Bartoka „Zamek Sinobrodego” oraz powstała na zamówienie Festiwalu w Salzburgu w 1973 roku opera-oratorium Carla Orffa „De temporum fine comoedia” - tym razem w wersji poprawionej przez kompozytora w 1981 roku. „Zamek Sinobrodego”, którego libretto wywodzi się z baśni Charlesa Perraulta, jest ponurą opowieścią o kolejnej, czwartej żonie Sinobrodego, w operze mającej imię Judith, która odwiedzając po raz pierwszy jego zamek ulega przerażeniu panującym w nim chłodem, ciemnościami, a w szczególności siedmioma zamkniętymi drzwiami, za którymi - jak słusznie podejrzewa – kryją się straszliwe tajemnice gospodarza.


Na jej stanowcze żądanie Sinobrody daje jej klucze do tajemnych drzwi, za którymi mieszczą się: izba tortur, zbrojownia, skarby, przepiękne klejnoty, widok na ogród i na ziemie będące jego własnością. Wszystko splamione jest krwią. Sinobrody wzbrania się przed otwarciem kolejnych, siódmych drzwi, ale wreszcie ulega żądaniu małżonki. W ostatniej izbie są skrwawione i martwe zwłoki poprzednich trzech żon. Sinobrody wyjaśnia, że pierwsza była jego Porankiem, druga Południem, trzecia Zmierzchem, a sama Judith ma być jego Nocą.

 

Salzburg 2

 

Trudno o bardziej ponurą i pesymistyczną historię, która przyprawia o depresję pomimo bogactwa i piękna muzyki Bartoka. Twórcy zdają się nam ukazywać libretto oczami Judith. Nie sądzę jednak, żeby przeżyła katharsis, tak jak i ja jako widz nie przeżyłem. Wszyscy pozostaliśmy w niemym przerażeniu.  Rozwiązanie przyjdzie dopiero na końcu drugiego członu wieczoru, a więc w dziele Orffa.

 

Salzburg 3

 

Inscenizacja jest do bólu oszczędna, ale tym silniej działająca na zmysły, budząc zgrozę i klaustrofobię. Jesteśmy w absolutnych ciemnościach, rozświetlanych tylko blaskiem płomieni układających się w różne znaki, z których najbardziej charakterystycznym jest pojawiający się pod koniec znak-słowo: ICH, czyli po niemiecku JA. Czy to ma być symbol absolutnego egocentryzmu i egoizmu bohatera? Fenomenalną odtwórczynią partii Judith była obdarzona mocnym jak skała i pięknym sopranem dramatycznym młoda Litwinka Ausrine Stundyte, którą w ubiegłym roku podziwiałem jako tytułową Elektrę w operze Richarda Straussa. Baryton Mika Kares jako Sinobrody śpiewał znakomicie, ale przy TAKIEJ partnerce był na drugim planie. 


Tematem „De temporum fine comoedia” jest Sąd Ostateczny. Autorem libretta łączącego kilka języków: starożytną grekę, łacinę i niemiecki, jest sam kompozytor. Idea dzieła odzwierciedla zapatrywania religijne Carla Orffa, wywiedzione z teologii Oryginesa z Aleksandrii, żyjącego na przełomie II i III wieku. Uważał on, że na Sądzie Ostatecznym Bóg przebaczy wszystkim, bo jest Miłosierdziem, a więc nawet najgorsi zbrodniarze zostaną ułaskawieni.

 

Salzburg 4

 

Nie jestem biegły w teologii ( nie można znać się na wszystkim), nie wiem więc co na to współczesne kościoły chrześcijańskie. Ale myśl, że Hitler, Goebbels, Himmler, Goering et consortes zostaną zbawieni wydaje mi się osobliwa i kojarzy mi się z dość niewątpliwymi związkami Orffa z nazizmem. Zostawmy jednak historię, bo w dziele Orffa końcowa katharsis to przyznanie się samego Lucyfera do win przed Bogiem i uzyskanie przebaczenia oraz powrót do roli zgodnej z jego imieniem, czyli „Niosącego Światło”.

 

 Salzburg 5

 

Przebaczenie uzyskują też przywędrowujący dość niespodziewanie z opery Bartoka: Judith (ona nie wiem za co, chyba za ciekawość) i potwór Sinobrody. Inscenizacja jest znowu ciemna i ponura. Niestety tym razem muzyka nie rozświetla krajobrazu, bo poza tym, że jak to u Orffa, bywa porywająca rytmem, też jest jednostajnie monotonna i depresyjna. Nie ma tu istotnych partii solowych. Przyjmuję na wiarę, że tego dzieła lepiej niż na Festiwalu w Salzburgu wykonać się nie da. Wystąpili: musicAeterna Choir, BachChor Salzburg oraz Salzburger Festspiele und Theater Kinderchor. W obu operach grała olśniewająco Gustav Mahler Jugendorchester. Dyrygent Theodor Currentzis zasługuje na najwyższe pochwały.

                                                                  Piotr Nędzyński