Przegląd nowości

„Hrabina”według Jandy

Opublikowano: poniedziałek, 20, maj 2019 06:49

Podejmując się wyreżyserowania Hrabiny Krystyna Janda zupełnie nie przejęła się jej kontekstem historycznym, naporem mody francuskiej na tradycję szlachecką, kosmopolityzmem salonów warszawskich wobec kontuszowego patriotyzmu wreszcie, że komedia z tekstem Włodzimierza Wolskiego i muzyką Stanisława Moniuszki jest jedyną operą o naszej stolicy, zresztą z czasów Księstwa Warszawskiego. Podejrzewam, że może nawet mało ją to obchodziło.

 

Mając do dyspozycji anemiczne libretto z tragedią rozdartej spódnicy (jak określił to po prapremierze Józef Sikorski – recenzent i przyjaciel kompozytora), Krystyna Janda zdecydowała się postawić na teatralizację działań scenicznych, wyraziste sylwetki bohaterów, komizm sytuacyjny i analogiczny jak przed dwoma wiekami konsumpcjonizm, snobizm i tandetny celebrytyzm ówczesnej (ale i dzisiejszej) warszawki.

 

Powstał spektakl o nadzwyczajnej urodzie, lekkości i wdzięku. Nie pamiętam artystów chóru wykonujących równie szczegółowo przemyślane i zakomponowane indywidualne zadania i sytuacje aktorskie, a równocześnie precyzyjnie śpiewających i uczestniczących w akcji. Przy tym wrażenie potęgują wspaniałe, dla każdego śpiewaka inne kostiumy, zaprojektowane z cytatami najnowszych trendów współczesnej mody (Weronika Karwowska), licznymi rekwizytami, zharmonizowanymi z precyzyjną grą aktorską, będącą demonstracją teatralnego warsztatu reżyserskiego twórczyni, przybyłej z dramatu na teren opery , aby ożywić  strukturę  teatru śpiewanego.

 

Wszystko to wspierał swą inwencją, talentem i solidnym doświadczeniem scenicznym Emil Wesołowski. Roztańczenie scen zbiorowych, pomysłowe elementy tańca w rolach Dzidziego i Panny Ewy, uroda scen baletowych i spójne zmontowanie przebiegu akcji znacząco wsparły inscenizacyjne koncepty Krystyny Jandy.

Na czoło obsady zdecydowanie wysuwał się Rafał Żurek jako Dzidzi. Dysponując jego świetnymi warunkami scenicznymi, wdziękiem i swobodą poruszania się, reżyserka z choreografem drugoplanową w końcu rolę uczynili postacią niemal pierwszego planu.

 

Bogata tradycja nakazywała obsadzanie Hrabiny amantkami dramatycznymi (Rivoli, Dowiakowska, Kruszelnicka, Zboińska-Ruszkowska, Bojar-Przemieniecka, Bandrowska- Turska, a w naszych czasach Dudicz-Latoszewska, Lachetówna, Stokowacka, Kostrzewska, Rozelówna, Pietraszkiewicz, Słonicka, Nieman). U Krystyny Jandy jest to Monika Świostek, śpiewaczka o głosie dramatycznym, ale pokaźnej korpulencji i zacięciu aktorskim zgoła charakterystycznym.


 

Pani reżyser konstrukcję protagonistów wyraźnie dostosowała do warunków i możliwości obsadzonych solistów. Dzieję się tak przede wszystkim w przypadku postaci Kazimierza, który w oryginale jest atrakcyjnym, choć nienawykłym do salonów ułanem, po powrocie (w oryginale  z wojny) swe zapały kierującym zamiast do oczekującej go starzejącej się „pudernicy” – Hrabiny, w stronę świeżej jak rzodkiewka z inspektu szlachcianki Broni. W wersji Jandy mamy do czynienia z niepozornym i nieporadnym gaptusiem, z czego bardzo dobrze wywiązuje się tenor Łukasz Załęski, śpiewając przy tym niby amant pierwszej wody. Równie ujmującą postać Broni stworzyła Katarzyna Nowosad, Panny Ewy – Joanna Moskowicz, w rolę Podczaszyca wcielił się Dominik Kujawa, a Chorążym był Robert Ulatowski.

 

Kierownictwo muzyczne powierzono Monice Wolińskiej, pozytywnie zwiększającej polskie grono dyrygujących kobiet. Niestety obfitująca w cytaty z przedstawienia wspaniała uwertura miast koncertowo, zabrzmiała nieśmiało i mało wyraziście. Potem było o wiele lepiej, zarówno w akompaniamentach, jak i fragmentach orkiestrowych. Na czele dobrze tańczącego baletu jako Zefir i Flora wystąpili Maria Kielan i Gento Yoshimoto, para baletowa pozyskana niedawno z Teatru Wielkiego w Poznaniu przez przedsiębiorczego i kompetentnego szefa baletu gdańskiego Wojciecha Warszawskiego.

 

Gdyby któryś teatr operowy zechciał powtórzyć Hrabinę według Krystyny Jandy to, koniecznie należałoby obsadzić przylegającą do tej koncepcji najbardziej optymalną obecnie obsadą: Joanna Woś lub Jolanta Żmurko (rola tytułowa), Rafał Bartmiński (Kazimierz), Katarzyna Nowosad (Bronia), Joanna Moskowicz (Panna Ewa), Marian Kępczyński (Chorąży), Bernard Ładysz (Podczaszyc – jeśliby zechciał i miał wolne terminy!) oraz Rafał Żurek (Dzidzi non plus ultra).

 

Niektóre z tych nazwisk widnieją już zresztą na gdańskim afiszu. Jednak byłoby najlepiej, gdyby Krystyna Janda po wzięciu kilku lekcji śpiewu ( np. u Magdy Umer) zaśpiewała i zagrała rolę tytułową sama. Można by dodać jej za partnerów Artura Żmijewskiego (Kazimierz), Joannę Szczepkowską (Bronia), Krystynę Tracz (Panna Ewa), Ignacego Gogolewskiego (Chorąży), Cezarego Żaka (Podczaszyc) i Michała Pielę (Dzidzi).

 

W ten sposób powstałby oszałamiający moniuszkowski musical, grany z tak dobraną obsadą najlepiej codziennie, czyli wiecznie…

                                                                             Sławomir Pietras