Przegląd nowości

„Hamlet” znad Jeziora Bodeńskiego

Opublikowano: poniedziałek, 11, marzec 2019 07:49

Przed kilkoma dniami nieoceniony program II TV wyemitował nagranie spektaklu Hamleta, zrealizowane w ramach Bregenzer Festspiele w roku 2016 ale nie na Jeziorze, tylko w nowoczesnym, bogato wyposażonym gmachu festiwalowym.

 

Cóż to za wspaniała produkcja!. o ileż bardziej wartościowa artystycznie, niż oklepane tytuły transmitowane obecnie z MET - u w kinach nawet najdalszych prowincji na kilku kontynentach.

 

Nieczęsto się zdarza – nad czym ubolewam – aby podobało mi się wszystko. Począwszy od muzyki Franco Faccio, zupełnie nieznanego u nas artysty, choć jest twórcą muzyki operowej porównywalnej z kompozycjami Verdiego i Pucciniego, który jako dyrygent osobiście prowadził włoskie premiery Aidy, Otella, Requiem Edgara, będąc uważanym z najwybitniejszego kapelmistrza w swej ojczyźnie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX w.

 

Łączyła go wieloletnia rówieśnicza przyjaźń z Arrigo Boito, kolegą z mediolańskiego konserwatorium, librecistą Verdiego, synem polskiej hrabiny Józefiny Radolińskiej, w której majątku w okolicach Konina spędzał często wakacje. To właśnie Boito na prośbę przyjaciela napisał libretto do Hamleta. Tekst wysokiej klasy, utrzymany w duchu szekspirowskim, świetnie przetłumaczony dla potrzeb polskich telewidzów przez Dorotę Gostyńską.

 

Kompozycja Franco Facio zachowując elementy bel canta nosi już znamiona dramatu muzycznego i zapowiada ekspresję włoskiego weryzmu. W warstwie orkiestrowej znamionuje bogactwo barw i nastrojów, a wokalnie pełna jest melodycznego piękna, zarówno w scenach chóralnych, jaki i w popisach solistów.

 

Pierwsze wykonanie Hamleta odbyło się w genueńskim Teatro Carlo Felice w roku 1861, a w sześć lat później w mediolańskiej La Scali. Potem stopniowo – jak to zwykle bywa – zapomniano najpierw o tym dziele, a potem o jego twórcy. Dopiero na początku naszego stulecia zainteresowano się tym Hamletem początkowo w Sarasocie, potem w Baltimore i Nowym Meksyku, aż wreszcie w lipcu 2016 roku festiwal w Bregencji dał jego pełną realizację, która właśnie się zachwyciłem, do czego namawiam również moich czytelników. Bowiem dyrektorzy polskich teatrów operowych i tak mi nie uwierzą, zajęci w kółko swoimi Traviatami, Toscami, Faustami Halkami, bez ładu, składu i sensu granymi w coraz to innych epokach, kostiumach i dekoracjach. Byle mieć na sali jakichkolwiek widzów, na tych kilku jeszcze miesięcznie granych przedstawieniach (za moich czasów było ich każdorazowo minimum 26- 28).

 


 

Hamletem w Bregencji dyrygował Paulo Carignani, znany nam z kierownictwa muzycznego Turandot, na które jeździliśmy z Grand Tourem nad Jezioro Bodeńskie. Dyrygował wtedy i teraz na poziomie mistrzowskim. Partię tytułową utrzymaną w wysokiej tessiturze o mocy tenora bohaterskiego śpiewał Pavel Černoch głosem wspaniałym, wspierającym kreację sceniczną, którą już bez muzyki, ale z oryginalnym szekspirowskim tekstem mogłaby w jego wykonaniu przyjąć najlepsza nawet scena teatralna.

 

W doskonałej obsadzie wyróżnię jeszcze Królową Gertrudę (Dshamilja Kajser), świetnego barytona dramatycznego Jonathana Winnela (Król), Ofelię (Julia Maria Dan), Laertesa (Paul Szchweinester) i Bartosza Urbanowicza (Marcello), który kilkanaście lat temu w Poznaniu  debiutował pod moją dyrekcją, a teraz coraz skuteczniej przebija się w doskonałych obsadach na międzynarodowych scenach, przepięknym basowym głosem i scenicznym talentem.

 

Mój szacunek, podziw, a nawet – nie ukrywam – zachwyt przywrócony do życia Hamlet   zawdzięcza przede wszystkim austriackiemu reżyserowi Olivierowi Tambosi. Prostotą rozwiązań scenicznych, wspaniałymi kostiumami (Gesin Völm), oszczędnie trafną  scenografią (Franc Philippe Schlossmann), precyzyjnym wypracowaniem postaci i interesującym rozplanowaniem scen zbiorowych oraz logiką poczynań bohaterów, uzyskał Tomasi klimat szekspirowski, wsparty porywającym śpiewem i muzycznym klimatem równym najwybitniejszym mistrzom złotego wieku opery włoskiej.

 

Patrząc na to niezwykłe przedsięwzięcie odkrytego na nowo XIX wiecznego wybitnego dzieła operowego z jego głęboko przemyślana szekspirowską, a jednocześnie nowoczesną realizacją zastanawiam się, jak się to ma do poczynań polskich reżyserów. Choćby na chybił trafił ostatnich premier operowych w Warszawie (ManruRogerTosca) Krakowie (Oniegin) Bytomiu (Moc przeznaczeniaRomeo i JuliaTraviata), Poznania (Napój miłosnyFaust), Wrocławia (Halka)czy Białegostoku (Turandot). 

 

Odpowiedź na to pytanie pozostawiam moim zacnym, jak zawsze cierpliwym czytelnikom.

                                                                     

                                                                                    Sławomir Pietras