Przegląd nowości

Przejmujący pomysł Gołdy Tencer

Opublikowano: poniedziałek, 03, grudzień 2018 07:30

W repertuarze dramatycznym od lat pojawiają się co najmniej trzy utwory noszące tytuł Matka. Są to dzieła Maksyma Gorkiego, Karola Čapka i naszego Witkacego. Przed dwoma laty Gołda Tencer, dyrektorka warszawskiego Teatru Żydowskiego wymyśliła spektakl Matki, określony również jako performance – spotkanie, a Teatr Telewizji zaprezentował to widowisko w paśmie Kultura przed kilkoma dniami.

 

Mamy do czynienia z  opowieścią trojga ocalałych z holokaustu dzieci żydowskich, wspominających po wielu dziesięcioleciach matki  które ich urodziły, szukające ich, a więc własnych korzeni oraz matki – Polki, nie rzadko z narażeniem życia i z nadludzkim poświęceniem wychowujące je, często w tragicznych okolicznościach. Autentyzm tych zdarzeń, ich niewyobrażalny heroizm przerzucania z getta noworodków w pudełkach po butach albo koszach z koksem nieustannie budzą grozę i przywołują pamięć o największej podłości, jaką zaznała ludzkość  w całej swej historii od hitlerowskich oprawców.

 

W tekście i dramaturgii autorstwa Patrycji Dołowy zawarty został bogaty materiał literacki i fabularny, wystarczający na  szereg scenariuszy filmowych, seriali telewizyjnych, spektakli teatralnych, a nawet librett operowych. Stanowi to niezwykłą siłę oddziaływania tego performance. O dziwo próby uteatralnienia zamiast potęgować niesamowitość opowiadanych zdarzeń, zamącają tylko jego tragiczną wymowę. Taką bowiem moc w tym zdarzeniu teatralnym mają wypowiadane słowa.

 

Teksty Patrycji Dołowy świetnie interpretują aktorzy w konwencji rapsodycznej, ale jeszcze silniejsze wrażenie pozostaje po monologach członków Stowarzyszenia „Dzieci Holokaustu”, Elżbiety Ficowskiej i Joanny Sobolewskiej-Pyz. Zarówno aktorom, jak i obu paniom pozostawiono w czasie spektaklu odzienia prywatne, co uczyniło ich występ rodzajem publicystyki teatralnej.

 

Trzecią postacią w tej grupie był Romuald Jakub Weksler-Waszkinel. Swe fascynujące wywody wygłaszał z pamięci, posługując się znakomitą polszczyzną i ekspresją o wiele bardziej sugestywną, niż teksty z egzemplarza autorskiego. Ocalony z getta w Święcianach, wychowany i wykształcony w katolickiej rodzinie został księdzem i sprawował tę posługę przez pół wieku, a o swym żydowskim pochodzeniu dowiedział się w 35 roku życia. „Moje kapłaństwo było potrzebne, abym uratował żydostwo – powiedział”.


Jak w kadrach z koszmarnego snu przesuwają się sceny talizmanu – łyżeczki z wygrawerowanymi danymi osobowymi, pragnienie posiadania akordeonu, instruowanie typu: „pamiętaj, nie jesteś już Żydem” i pośpieszne uczenie się katolickich pacierzy na wypadek wsypy, wreszcie rzucane przez rówieśników na podwórku przezwisko „ty Żydzie”, czy dramatyczny krzyk przybranej matki nagabywanej przez ocalonego, skąd żydowskie dziecko wzięło się w polskiej rodzinie: „Przecież ja ciebie nie ukradłam!”.

 

Za tekst i dramaturgię tego niezwykłego przedsięwzięcia należą się podziękowania i gratulacje dla Patrycji Dołowy, zaledwie czterdziestoletniej fotografki, autorki sztuk teatralnych, esejów, popularyzatorki nauki i sztuki, działaczki społeczno-kulturalnej, a niezależnie od tego doktora nauk przyrodniczych z zakresu mikrobiologii. W wielu przedsięwzięciach artystycznych współpracuje z reżyserem Pawłem Passinim, rodzajem teatralnego dziwoląga, który być może odnosi sukcesy w swojej poplątanej estetyce, ale w oczach szerokich rzesz wyznawców sztuki operowej zbezcześcił przed kilkoma laty aż dwa dzieła Stanisława Moniuszki; operę Halka i kantatę Widma,o czym już pisałem i powtarzać się nie będę.

 

Efekty teatralne spektaklu Matki nasuwają co najmniej kilka uwag. W zaaranżowanej przez Zuzannę Srebrną przestrzeni scenicznej poruszają  się w uporczywym okręgu dziewczyny tylko w cielistych majtkach i biustonoszach, ni to ubrane, ni nagie. Jeśli miałyby to być adeptki Studia Aktorskiego net TTheatre (co za kolejny dziwoląg!), to bardziej kojarzą się  z dziewiętnastowiecznym zamtuzem, niż z cierpieniami udręczonych holokaustem matek. A już ich kłębowisko roznegliżowanych ciał znacznie obniżyło estetykę całego przedstawienia. Wszystko to zaprzeczało grozie i patosowi  tekstu, jego treści i emocjonalności, wypowiadanej własnymi słowami.

 

Mimo tego powstało wydarzenie parateatralne, utrwalające mało dotychczas relacjonowany aspekt tragizmu żydowskich kobiet, tracących swe dzieci oraz matek – Polek, podejmujących się ich ratowania w okolicznościach zaiste wstrząsających.

 

W finale oglądamy i słuchamy poruszającego songu w wykonaniu Gołdy Tencer, której należy się wdzięczność za przejmujący performance o Matkach holokaustu.

 

                                                                         Sławomir Pietras