Przegląd nowości

Ewa Wycichowska przed beatyfikacją

Opublikowano: poniedziałek, 26, listopad 2018 06:34

 

Jagoda Ignaczak, wieloletnia kierowniczka literacka i rzeczniczka prasowa Polskiego Teatru Tańca napisała książkę o Ewie Wycichowskiej. Ta skądinąd uznana i pracowita choreografka sprawiała często kłopoty nie tylko z percepcją swych prac, ale również z nadawanymi im dziwacznymi tytułami. Oto niektóre przykłady: Fantazja na Harnasia, Dziecko Słońca, Transs… Nieprawdziwe zdarzenie progresywne, +- skończoność, a ja tańczę, spotkania w dwóch niespełnionych aktach, FootBall@..., Szkoda, że Cię tu nie ma, dobrze że tu jesteś. Równie dziwacznie brzmi tytuł opasłego portretu Ewy Wycichowskiej istnienie grać.Pozwala to przypuszczać, że kierowniczka literacka majstrowała również przy tytułach baletów swojej szefowej.

 

Jej dorobek artystyczny jest zaiste imponujący. Ponad 40 ról w Łodzi i Poznaniu, około 60 prac choreograficznych i 30 wstawek baletowych oraz ruch sceniczny w spektaklach dramatycznych i operowych, kilkanaście choreografii i ról w filmach i telewizji, a do tego jeszcze kilka reżyserii teatralnych. W czasie 48 lat kariery została uhonorowana 33 skrupulatnie wyliczanymi nagrodami i odznaczeniami, co przypada około 1,45 odznaczenia na każdy sezon. 

 

Równie bogaty jest przebieg kariery pedagogicznej Ewy Wycichowskiej. Po dyplomie z wyróżnieniem w poznańskiej Szkole Baletowej nauki pobierała w Paryżu, studia w Sekcji Nauczycielskiej Tańca Warszawskiej Akademii Muzycznej, zakończone tytułem magisterskim. Podyplomowe kursy menedżerów kultury na UAM, obrona doktoratu, a wkrótce potem habilitacja, wreszcie godność profesora sztuk muzycznych, nadana przez prezydenta RP. Takiej ilości edukacji nie zaznała w Polsce ani XV-wieczna Nawojka, ani królowa Bona, ani nawet podwójna noblistka Maria Curie-Skłodowska, która wszakże publicznie nigdy nie tańczyła.

 

Życiorys i karierę naukową utytułowanej primabaleriny opisała szczegółowo, skrupulatnie, z oddaniem, uczuciem i czołobitnością Jagoda Ignaczak, popełniając kilka tylko nieścisłości, ale za to wiele przeinaczeń. Stefan Wysocki nie był mężem Tatiany, a jej synem, o czym w szkolnych czasach Ewy wiedzieli wszyscy. Na Kasprowicz i Kowalską tylko po bufetach i garderobach wołano Lilka i Baja. Natomiast te dwie świetne i zasłużone polskie baletmistrzynie mają imiona Liliana i Barbara, więc trzeba było to w tekście uszanować. Tak samo nazwisko Janiny Pudełek, wybitnej uczonej, historyka tańca i baletu, którą autorka nieznośnie nazywa Pudełkową (sic!), na co w słowie pisanym nie odważyłby się nikt inny.


Ale wszystko to tylko drobiazgi, natomiast gorzej z przeinaczeniami. Obecnie nie pora, aby je prostować. Postaram się to zrobić w stosownym miejscu i czasie. Stosunek Conrada Drzewieckiego do swej następczyni, przebieg jej kariery w Łodzi, geneza jedenastu łódzkich prac choreograficznych za mojej tam dyrekcji, czyj był pomysł na objęcie przez nią dyrekcji Polskiego Teatru Tańca, prawdziwe konflikty wokół Jeziora Łabędziego, odejście od idei założycielskich PTT, mimo różnorodnych osiągnięć wieloletniej dyrekcji Wycichowskiej, a przede wszystkim chybiona intryga wokół sukcesji po niej.

 

Ewa przeforsowała podczas konkursu bezsensowną kandydaturę swej uczennicy i wychowanki, a ta po objęciu stanowiska, zamiast okazać wdzięczność „kiedy Ewa przyszła do Teatru, jej rzeczy stały w korytarzu spakowane w kartony, a dyrektor Pasińska nie znalazła czasu by się z nią pożegnać. Z repertuaru wycofała niemal sto procent spektakli z poprzedniego okresu, zlikwidowała Atelier PTT i Międzynarodowe Warsztaty Tańca Współczesnego, w trakcie sezonu zwolniła kilkunastu  pracowników, w tym pierwszych solistów” – o czym informuje na str. 180 zrozpaczona Jagoda Ignaczak.

 

Przed 30-tu laty Conrad Drzewiecki w myśl zasady „po mnie potop” również namaścił swego nieudolnego asystenta, którego na szczęście przelicytowała nasza bohaterka. Teraz ograła ją wieloletnia bliska współpracownica, nie tylko niewdzięczna, ale bezwzględna, harda i bezczelna. Takie jest życie! - nie po raz pierwszy to konstatuję, będąc absolutnie po stronie Wycichowskiej.

Wracając do publikacji istnienie grać, należałoby skorygować szereg zawartych tam poglądów i opinii, pisanych po prostu na klęczkach. Mamy do czynienia z artystką ambitną, obdarzoną fantazją, inteligentną i pracowitą. Jej hagiografka wkrótce zapewne rozpocznie przewód beatyfikacyjny. Gdybym został jego postulatorem zaświadczyłbym o boskości Ewy jako Juli, Śnieżki, Lizy, Gajane, Giselle, Medei, Swanildy, Tytanii i Matki Mozarta. Z nader licznych choreografii wymieniłbym tylko wybitne Stabat Mater, LarghettoŚwięto wiosny, Skrzypek opętany i Bachianas Brasileiras. Reszta warta jest tylko kilku zdrowasiek bez względu na to, co sądzi o tym autorka istnienie grać.

                                                                                       

                                                                                    Sławomir Pietras