Przegląd nowości

Sartova, Tanajewski, Goik, Lampert

Opublikowano: wtorek, 27, grudzień 2016 14:15

Maria Sartova zjechała teraz do Łodzi, aby w ramach Tansman Festiwal ’16 wyreżyserować Złote Runo, operę pełną politycznych aluzji do naszej kłopotliwej współczesności, choć dzieło to powstało jeszcze przed II wojną światową. Swą pracę wykonała celująco, dając spektakl pełen rozwiązań nowoczesnych, logicznych i czytelnych. Świetnie przygotowanymi solistami, chórem i orkiestrą  Teatru Wielkiego dyrygował jak zwykle z precyzją, fantazją i talentem Łukasz Borowicz.

W Białymstoku dzielnie walczy Damian Tanajewski, młody i ambitny dyrektor Opery Podlaskiej. W trosce o karnawałową widownię wyprodukował monumentalną inscenizację Zemsty nietoperza. Mimo zagraconej, ponurej i brzydkiej scenografii Pawła Dobrzyckiego, świetnie zaprezentował się chór Violetty Bieleckiej z zadziwiającymi umiejętnościami taneczno-ruchowymi, nad czym pracuje osiadła w Białymstoku wybitna para solistów baletu Ewa i Jarosław Sołowianowiczowie.

Poza kilkoma zastrzeżeniami (źle wymyślona postać Orłowskiego i nadużywanie baletowej karykatury) reżyseria Andrzeja Bubienia jest walorem tego spektaklu, a starannie dobrana obsada solistów wręcz rewelacją! Takiej Rozalindy jak Ewa Vesin trudno szukać gdziekolwiek. Alfred kreowany przez Adama Zdunikowskiego przejdzie do historii polskiej operetki. Einsenstein w wykonaniu Tomasza Raka, to rola do pokazania na każdej scenie. Adela śpiewana przez Marię Rozynek potwierdza opinię o talencie tej wschodzącej gwiazdy koloratury. Natomiast w Arkadiuszu Anyszce (dr Falke) odnalazłem nie tylko piękny głos barytonowy, ale spore umiejętności aktorskie. Podobał się również Dariusz Machej (Frank), Tomasz Piluchowski (dr Blind), Ryszard Doliński (Frosch), kostiumy Anity Bojarskiej, choreografia Jarosława Stańka i kierownictwo muzyczne Grzegorza Berniaka.

Byłoby dobrze wspierać Damiana Tanajewskiego i otaczający go zespół. Widać wyraźnie, że czyni to publiczność, jeszcze niepewna czy i kiedy bić brawo, ale zakończenie spektaklu oklaskująca z należytym entuzjazmem. Zachęcając władze białostockie do traktowania swego nowo wybudowanego teatru, jak przysłowiowego oczka w głowie przypominam, że tylko te miasta liczą się w Europie i na świecie, które w swych murach posiadają artystyczny klejnot, jakim zawsze jest Opera. Białystok dołącza właśnie do tej grupy.


Od dawna znajduje się w niej Bytom. Obecnie ta legendarna scena przeżywa kolejny zakręt. Dlatego postanowiłem zobaczyć tam wznowienie Cyganerii, w której niegdyś śpiewała niezapomniana Ewa Karaśkiewicz, a o wiele lat wcześniej Pola Bukietyńska, w której kochałem się jako licealista i o mało nie zdałem matury. Obecna obsada jest wręcz doskonała. Na czele Anna Wiśniewska-Schoppa (Mimi), pięknogłosy Szymon Mechliński (Marceli), Ewelina Szybilska (Musetta), Kamil Zdebel  (Schaunard) i Bogdan Kurowski (Alcindor). W akcie II kilka dźwięków wydał z siebie Maciej Komandera w epizodzie Alcindora. Tak być nie powinno. Jak się śpiewa Manrica, Radamesa, Jontka, Stefana, Carlosa, Don Josego i Cavaradossiego, to się nie odbiera chleba epizodystom. Proszę ten epizod zwrócić komu trzeba. Tylko komu?.

Łatwo zauważyć, że w Operze Śląskiej zapanowała atmosfera pracy, ładu, powagi i dobrej organizacji. Nad wszystkim tym czuwa dyr. Łukasz Goik, który jest rodzajem syna pułku. Opanował wszelkie tajemnice zarządzania, ma doskonałe kwalifikacje, aby pokierować nadchodzącym remontem, a jednocześnie zręcznie rozwiązuje liczne problemy finansowe i kadrowe.

Aby na co dzień wszelkie kwestie artystyczne były rozstrzygane mądrze i profesjonalnie powinno się pozwolić mu na jak najszybsze dobranie sobie partnera artystycznego, a Opera Śląska znów poszybuje na wyżyny, na których pozostawała przed wielu laty.

Wspaniałym orłem oglądanej przeze mnie Cyganerii  był tenor Andrzej Lampert w roli Rudolfa. Od kilku lat wokalnie pracuje pod kierunkiem prof. Heleny Łazarskiej. Rezultaty okazują się nadzwyczajne. Niedawno rewelacyjny Ernesto w krakowskim Don Pasquale, a teraz pełen młodzieńczego czaru, pięknego dźwięku, swobodnego frazowania  i ciągle studenckiej aparycji – poeta Rudolf w Cyganerii. Niechaj śląska publiczność gromko go oklaskuje, dyr. Goik trzyma w garści i hołubi, a katowicki samorząd postara się zlikwidować tę bytomską tymczasowość.

                                                                                       Sławomir Pietras