Przegląd nowości

Potomkowie Conrada Drzewieckiego

Opublikowano: poniedziałek, 05, grudzień 2016 07:10

Zmarł równo 10 lat temu. Nie chodzi oczywiście o dzieci ślubne lub nieślubne. Conrad takimi rzeczami się nie zajmował. Jego potomkami nazywamy tancerzy, którzy zainfekowani osobowością, wyobraźnią, wiedzą z różnych dziedzin sztuki i wieloletnimi kontaktami na sali baletowej z tym niezwykłym człowiekiem, sami popadli w to szaleństwo i zostali choreografami.

W sensie dosłownym nie byli jednak jego uczniami. On choreografii nigdy nie uczył. Ba, nawet nie interesowały go czyjekolwiek rezultaty poczynań w tej dziedzinie. Po latach jego następcy tworząc własne balety długo – sami to przyznają – nie mogli się wyzwolić spod dominacji osobowości Conrada, zanim poszli własną droga w sensie estetycznym, techniki tańca w powiązaniu z muzyką, w celu wyrażania zamierzonych treści.

Tak zaczynał swój samodzielny byt w choreografii nieżyjący już Władyszek Janicki. Podobnie ukształtował się niegdysiejszy czołowy poznański solista Juliusz Stańda. Próby w tej dziedzinie czynił inteligentny i wrażliwy Zbigniew Misiuda. Z młodszej generacji znaczny dorobek twórczy zgromadził działający we Francji Stanisław Wiśniewski. Od wielu lat w Berlinie tańczył a potem uczył w tamtejszej Staatliche Ballett Schule Marek Różycki, który w międzyczasie zabłysnął talentem choreograficznym na scenach polskich i francuskich.

Do choreograficznych potomków Drzewieckiego można by zaliczyć Krzysztofa Pastora. W latach 70-tych spędził wprawdzie kilka sezonów w Polskim Teatrze Tańca. Tutaj został solistą, zatańczył szereg interesujących ról, ale szlify choreograficzne zdobył w zespołach zagranicznych. Po powrocie do kraju wyraźnie się od nas dystansuje, a nawet zapomina  – przejściowy, ale jakże ważny – okres tańczenia w Hofie u Makarowskiego i Graczyka.

Krzysztof Pastor zrobił rzetelna międzynarodową karierę. Dotyczy to zarówno osiągnięć solistycznych, jaki i dorobku twórczego. Odniósł trudny do przecenienia sukces, jakim jest osiągnięty ostatnio poziom Polskiego Baletu Narodowego. To właśnie Pastorowi, który przyznaje się do 60-tych urodzin i 30-lecia pracy choreograficznej, należał się opasły album dokumentujący jego dorobek twórczy, a nie Trelińskiemu z ponurymi fotografiami i wyszczególnieniem nieudanych realizacji operowych, na co doprawdy szkoda pieniędzy i papieru.


Trzech choreografów jak żebra wyjęte z organizmu Drzewieckiego to Przemysław Śliwa, Emil Wesołowski i Henryk Konwiński.

Śliwa przetańczywszy baletową klasykę w Operze Poznańskiej i wiele ról w autorskich dziełach Conrada, zdecydował się na samodzielną drogę twórczą w Gdyni, Bydgoszczy i Krakowie, gromadząc pokaźny dorobek choreograficzny.

Wesołowski po wielu latach tańczenia i okresie asystentury u Conrada jako choreograf zadebiutował we Wrocławiu, a od momentu rozpoczęcia pracy w Warszawie (1982) stworzył  kilkanaście choreografii wybitnych, z licznymi repryzami w Łodzi, Poznaniu, Gdańsku i Krakowie. Można by z tego złożyć co najmniej dwa albumy, a trzeci powstałby wkrótce, bo Wesołowski coraz częściej reżyseruje spektakle operowe, operetkowe i współpracuje z teatrami dramatycznymi.

No i wreszcie Henryk Konwiński, obchodzący właśnie 80-te urodziny. Pracując w swej długiej karierze z całą plejadą polskich choreografów twierdzi, że sztuką tą zaraził się właśnie od Conrada Drzewieckiego. Henryk pierwszą część swego życia artystycznego spędził w Poznaniu. Był jeszcze tancerzem, kiedy Conrad polecił mi go do zrealizowania choreografii Krainy uśmiechu w Estradzie Poznańskiej (1970). Moim zdaniem to był właśnie debiut, a nie jak sam Konwiński twierdzi współpraca z Januszem Nyczakiem w realizacji Operetki Gombrowicza w Teatrze Nurt (1972). Wkrótce potem Konwiński związał się aż po dzień dzisiejszy z Operą Śląską. W sensie ilości i różnorodności dokonań nie ma sobie równych wśród potomków Drzewieckiego. Śląsk jego urodziny święcił niezwykle hucznie. Uważam, że począwszy od teraz uroczystości te powinny być obchodzone co roku, bo Opera Śląska umie  i lubi to robić.

A swoją droga dobrze, że Conrad Drzewiecki w swym życiu nie zajmował się dziećmi ślubnymi, ani nieślubnymi. Choćby nie wiem jak się starał i spocił, za żadne skarby nie dorobiłby się aż tylu i aż takich potomków!

                                                                                Sławomir Pietras