Przegląd nowości

Mydlenie oczu lub obniżanie napięć

Opublikowano: poniedziałek, 28, listopad 2016 07:08

Ostatnio otrzymałem list od Edmunda Kowalowa ze Szczecina, który przytaczam z nieznacznymi  skrótami: „Zaprotestowałem u prezydenta Gliwic w sprawie likwidacji Operetki. Otrzymałem taką odpowiedź: „wbrew obiegowym opiniom zamiarem miasta Gliwice jako organizatora teatru nigdy nie była jego likwidacja. Dotychczas podjęte przez dyr. Grzegorza Krawczyka kroki są wynikiem przeprowadzonej przez niego wieloaspektowej analizy funkcjonowania instytucji która wymagała szeregu niezbędnych działań naprawczych… Decyzje Pana Grzegorza Krawczyka zmierzają do prowadzenia instytucji artystycznej o szerokim spektrum repertuarowym adresowanym do widzów o różnych upodobaniach”. Podpisano: Zastępca Prezydenta Miasta Krystian Tomala. I dalej Pan Kowalów: „odpowiedź v-ce prezydenta Gliwic to mydlenie oczu, a prawda jest inna. W Gliwicach jest daleko zaawansowana budowa hali widowiskowo-sportowej na 15 tysięcy miejsc (po co taka duża) i miasto nie otrzymało dotacji na dokończenie inwestycji. Miasto musi z własnych środków zakończyć budowę i oszczędza gdzie się da … Pan Grzegorz Krawczyk do niedawna dyrektor muzeum m. Gliwic bez doświadczenia w branży teatralnej”.

Aby sprawnie przekształcić duży organizm teatralny w mały zespół artystyczny z niewielką obsługą techniczną i administracyjną potrzebny był zaufany, dyspozycyjny, miejscowy funkcjonariusz. Pod pozorem „działań naprawczych” zredukował zatrudnienie i koszty, aby uciułać na „halę widowiskowo-sportową na 15 tysięcy miejsc, do czego nie potrzebne jest „doświadczenie w branży teatralnej”. Wszystko przeprowadzono szybko, sprawnie, bez jakichkolwiek konsultacji z pracownikami, ich organizacjami, a nawet publicznością, której w rozbuchanej demokracji też się należą konsultacje, skoro wszystkie te poczynania są rzekomo czynione dla jej dobra.

Z obawą myślę o sytuacji Opery Bałtyckiej w Gdańsku. Przeżywamy czasy, w których losy instytucji kultury coraz bardziej spychane są na margines życia społecznego. Głosy w ich obronie toną w harmiderze politycznych wrzasków o aborcję, emerytury, obietnice wyborcze, tragedie smoleńskie, problem uchodźców, gender, spowolnienie gospodarki, reformę szkolnictwa, zamieszanie w Unii Europejskiej i groźbę konfliktu światowego.


Gdzie tu czas i miejsce na sytuację teatrów, zwłaszcza tych samorządowych i municypalnych, bo jak niedawno ogłosiło Ministerstwo Kultury, placówki przez nie prowadzone pod względem płacowym mają się zupełnie dobrze (sic !).

Pozytywnie zachował się Mieczysław Strug – marszałek województwa gdańskiego. Spotkał się z dyrekcją, działaczami i pracownikami Opery Bałtyckiej. W toku kilkugodzinnej burzliwej dyskusji znacznie obniżył obustronne napięcie, zaproponował formy dalszych negocjacji, zwłaszcza w sprawach regulaminu pracy, i problemów płacowych, które – ustanowił – każdorazowo będą odbywać się z udziałem z-cy dyrektora Urzędu Marszałkowskiego, pani Beaty Jaworowskiej. Jednocześnie stanowczo oświadczył, że nie ma szans na podniesienie dotacji, ani odwoływanie dopiero co mianowanego dyrektora.

Gdyby mnie o to pytano zasugerowałbym, aby z obecnymi władzami lokalnymi obchodzić się ostrożnie. Wśród nich mamy niestety mało prawdziwych sojuszników. Jeszcze mniej jest ludzi nam sprzyjających, rozumiejących kim jesteśmy i tak naprawdę do czego potrzebni jesteśmy narodowi. Jest nas mało, źle się organizujemy, albo zgoła wcale, nie mówimy jednym głosem w sprawach ważnych, zbyt często kierujemy się emocjami, zamiast rozsądkiem i taktyką.

Minęły czasy dyrektorskich autorytetów, teatralnego absolutyzmu oświeconego, z którym wszystkim było dobrze i nikt nie narzekał. Adam Hanuszkiewicz wspominając poznańskie czasy Waleriana Bierdiajewa opowiadał, jak pewnego razu przyszła do Opery nasłana przez KW PZPR komisja aby zbadać, jak układa się współpraca z organizacjami teatralnymi. Kto angażuje artystów? zapytano. Nu ja – z rosyjska odpowiedział dyrektor. Kto układa repertuar? Nu, też ja. Kto wyznacza obsady? Nu, takoże ja. A jak się współpracuje z POP ? A co to takiego? – spytał Bierdiajew. Po chwili zastanowienia jednak dodał: A, to tacy, co niedawno na korytarzu wywiesili gazetkę „Błyskawica” – Nie zabraniam!.

Młodzież niech się czuje uświadomiona, że w Polsce Ludowej PZPR było „kierowniczą siłą narodu”, a POP to Podstawowa Organizacja Partyjna. Nikt jednak nie domagał się wtedy odwołania Bierdiajewa.

                                                                        Sławomir Pietras