Przegląd nowości

Jadą goście jadą...

Opublikowano: poniedziałek, 25, maj 2015 12:48

To jedna z tych niezapomnianych piosenek Tadeusza Sygietyńskiego, którymi ,,Mazowsze” przez całe dziesięciolecia rozsławiało naszą Ojczyznę, były jej najlepszym ambasadorem, a często nawet znakiem firmowym Polski. Regres tego wspaniałego zespołu zbiegł się poniekąd z upadkiem Polski Ludowej, której ,,Mazowsze” było oczkiem w głowie. Ale niech mi nikt nie wmawia, że był to symbol komunizmu i ,,ansien regimu”. A opowiadania o tym, że folklor stał się przeżytkiem i wyszedł z mody są tyle warte, co zapewnienia, że po pozbyciu się złotówki i wprowadzeniu euro będzie taniej i przyjemniej.

Po śmierci Miry Zimińskiej-Sygietyńskiej, współtwórczyni i żelaznej dyktatorki ,,Mazowsza” zespół zaczął przechodzić z rąk do rąk, był coraz gorzej zarządzany i dostawał się w zgrabiałe łapy ludzi bez pomysłu, determinacji, a nawet dobrej woli. Z narodowego symbolu stał się – nie wiedzieć czemu – jednostką samorządu mazowieckiego. Jego marszałek – protektor nieudolnego, aczkolwiek przebiegłego i chorobliwie ambitnego dyrektora, po latach tolerowania ewidentnej równi pochyłej prowadzącej do klęski, dokonał wreszcie spóźnionej defenestracji tego kłopotliwego osobnika.

W napięciu czekamy na publiczne wyjaśnienie całej sprawy, oraz rzetelnego rozliczenia marszałka mazowieckiego za uczestniczenie w procederze, który doprowadził do niewyobrażalnego kryzysu i bałaganu. Jedno można dziś powiedzieć z całą pewnością: zespół powinien natychmiast znaleźć się pod nadzorem Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, która – jestem tego pewien – przeszłaby do historii jako druga – obok Pani Miry – matka i odnowicielka ,,Mazowsza”.

Tymczasem obserwujemy dziwne i niespotykane dotąd w artystycznej przyrodzie zjawisko. Mianowicie śpiewaczki obdarzone głosami mezzosopranowymi zaczęły obejmować stanowiska kierownicze: Alicja Węgorzewska w wirtualnym (sic!) Mazowieckim Teatrze Muzycznym, Małgorzata Walewska na Festiwalu i Konkursie im. Ady Sarii w Nowym Sączu, a Urszula Kryger od niedawna szefowa katedry wokalistyki na Akademii Muzycznej w Łodzi, obecnie również przewodnicząca jury Konkursu Wokalnego im. Jana Kiepury w Sosnowcu.


Do zagospodarowania są jeszcze dwie mezzosopranowe armaty rodzimej produkcji: Stefania Toczyska i Krystyna Szostek-Radkowa. Pierwszej proponuje powierzyć obowiązki ambasadora wokalistyki przy Unii Europejskiej, a drugiej konsultanta wokalnego wojskowych okrzyków urraaaa, urraaa, podczas parad na Placu Czerwonym. Mógłby to być polski wkład w oddalenie groźby wybuchu III wojny światowej.

Taka mezzosopranowa armata gościć będzie wkrótce we Wrocławiu na galowym koncercie z cyklu Gwiazdy Metropolitan Opera na scenie Opery Wrocławskiej. Jest to litewska śpiewaczka Violeta Urmana, która od kilku lat nie schodzi z afiszy teatrów operowych Nowego Yorku, Madrytu, Barcelony, Paryża, Berlina, Wiednia, Mediolanu i Londynu.

Jest kobietą urodziwą, o pokaźnej wyporności i jeszcze większym wolumenie głosu. Śpiewa zarówno wysokie partie Leonory (Moc przeznaczenia), Odabelli (Atylla), Zyglindy, Aidy, Gioccondy, Amelii, Medei, Tosci, Normy, Ifigenii, Ariadny, Izoldy, jak i coraz niższe i ciemniejsze w brzmieniu, np. Lady Makbet, Santuzza, Kundry, Eboli, czy Amneris. Na koncert we Wrocławiu wybrała arie z Dziewicy Orleańskiej Czajkowskiego, Samsona i Dalili Saint-Saënsa, Don Carlosa i Trubadura Verdiego, oraz Rycerskości wieśniaczej Mascagniego.

,,Jadą goście, jadą…” Oby jak najczęściej odwiedzali Polskę ci aktualnie najwybitniejsi. Tylko od czasu do czasu niechby gościły u nas ,,bulwary zachodzącego słońca”, do których mamy uzasadnione sentymenty. Najrzadziej albo wcale niech nie przyjeżdżają tacy, w miejsce których udają się w świat rodzimi przeciętniacy, miernoty, albo wykwity obrzydliwej krajowej protekcji, w myśl zasady: ja tobie, a ty mnie.

,,Jadą goście, jadą…” Oby zebrane na powrót pod silną, kompetentną i twórczą ręką ,,Mazowsze” znowu zaczęło śpiewać i tańczyć swój dotychczasowy najlepszy repertuar, oraz pozycje nowe, porywające i piękne. Oby znowu zaczęło jeździć po świecie, jako polski artystyczny znak firmowy.

Nie śmiem marzyć!

                                                                                           Sławomir Pietras