Przegląd nowości

Wrocławska prowizja operowa

Opublikowano: poniedziałek, 31, sierpień 2015 07:14

W czasach gdy sponsorzy coraz bardziej skąpią na ambitne przedsięwzięcia artystyczne Opera Wrocławska znalazła się pod finansową opieką aż 33 firm, takich jak KGHM, GAZ-SYSTEM, PKO BP, Tauron, PGNiG, Rzetelna Firma, Pol – Motors, Naroka Bank, Dach Bud, czy kopalnia Victoria. Oprócz tego coroczna dotacja marszałkowska wynosi ponad 14 mln zł., a wsparcie ministerialne 6 mln.

Z różnych powodów nie uczestniczyłem ostatnio we wrocławskich wydarzeniach operowych. Ale z sympatią i podziwem obserwowałem te inicjatywy - interesujący dobór premier, bezprecedensowa realizację wagnerowskiego Ringu, cykl koncertów gwiazd Metropolitan Opera i odważny wybór miejsc na spektakle plenerowe.

Pozytywnego wizerunku Opery Wrocławskiej nie przesłaniał mi słaby poziom i brak dbałości o sztukę baletową, niektore występy dyrygenckie, a zwłaszcza śpiewy nieszczęsnego starego barytona, którego z takim trudep pozbyliśmy się przed laty z Poznania. Od czasu do czasu docierały z Wrocławia opowieści o bezwzględnej dyscyplinie pod groźbą utraty pracy, sympatiach i antypatiach „żelaznej damy”, nawet mobbingu i zastraszania. Ale czego to ludzie nie wymyślą o ambitnych i wytrwałych dyrektorach Opery!

Aż tu przed kilkoma tygodniami gruchnęła wieść o dymisji Janusza Słoniowskiego, wieloletniego dyrektora technicznego gmachu przy Świdnickiej, najbliższego, lojalnego i wiernego współpracownika Ewy Michnik. Jego matka, nieodżałowanej pamięci wielka śpiewaczka Halina Słoniowska (otwierała Halką odbudowany Teatr Wielki w Warszawie) przyszła do mnie w roku 1980 i powiedziała: Mam syna, który kończy studia i chciałabym, aby tak jak ja swe życie zawodowe związał z operą.

Przyjąłem go do pracy w dziale technicznym, wkrótce został kierownikiem, a po kilku latach zastępcą dyrektora, podziwiany za kompetencję, pracowitość, a następnie blisko 20-letnią wierność swej bezwzględnej szefowej.


Najpierw była to dyscyplinarka, zarzuty o niegospodarność, tolerowanie prywatnych zleceń w godzinach pracy, powierzanie wykonania kostiumów i dekoracji firmom zewnętrznym oraz „pomijanie kierownika technicznego w pracach nad kosztorysami” (sic!). Wkrótce – widocznie na skutek absurdalności tych zarzutów – Ewa Michnik wycofała się ze wszystkiego i skończyło się na porozumieniu stron.

W ferworze tej awantury wyszło na jaw, że przed kilku laty dyrektorka wprowadziła instrukcję regulującą zasady pozyskiwania sponsorów. Na wieść o tym rzeczniczka Opery i jednocześnie kierownik działu promocji Anna Leniart założyła firmę Idea Media, wygrała stosowne przetargi i zarobiła na czysto 1 254 000 zł., co stanowii 20 procent globalnej sumy sponsoringu. W ten sposób dorabiali sobie do pensji również inni pracownicy Opery.

Przez wiele lat miałem do czynienia z operowym sponsoringiem. Zawsze skomplikowane, czasem długotrwałe procedery pokonywałem osobiście, bo inaczej sponsorzy nie wykazywali żadnego zainteresowania sprawą. Spotkania, wizyty na spektaklach, kolacje, nawet udział w życiu towarzyskim, to nieodzowne elementy walki o sponsorów. Nikomu do głowy nie przychodziły jakiejkolwiek prowizje, a czasem niezbędne wydatki trzeba było pokrywać z własnych pieniędzy. Perswazja, siła przekonywania, demonstracja osiągnięć i wiary w spełnianą misję, a przy tym dobre kontakty osobiste, zaufanie i bezwzględna uczciwość, oto atrybuty oraz trudniej zjednujące partnerów do realizacji naszych operowych potrzeb.

„Ewa Michnik nie widzi konfliktu interesów w tym, że jej pracownicy dorabiają do pensji, podpisując umowy ze sponsorami. Nawet jeśli chodzi o 1,2 mln zł.” – napisała w „Gazeta.pl” Magdalena Kozioł.

Ewa Michnik po pozbyciu się Janusza Słoniowskiego na dwa lata przed jego uprawnieniami emerytalnymi i na rok przed końcem własnego kontraktu twierdzi, że to on rozpętał aferę ze sponsoringiem. Może i rozpętał, ale czy lepiej żeby milczał?

Ewa Michnik zapewnia, że żadnych przepisów nie złamała. Jest dumna z tego, czego dokonała: „Jesteśmy prekursorami w sprawie sponsoringu” – twierdzi. 

Dwadzieścia procent prowizji do kieszeni każdego, kto zamiast dyrektora opery namówi kogokolwiek, by zechciał wesprzeć tę instytucję. Zasmuciło mnie to wszystko. Patrząc na dokonania mojej wrocławskiej koleżanki myślę: Przeskakujemy góry, a potykamy się o pagórki.

                                                                                Sławomir Pietras