Przegląd nowości

Kim był Kacper z Poznania

Opublikowano: poniedziałek, 13, kwiecień 2015 10:48

Nie był chłopięcym chórzystą molestowanym przez swego dyrygenta, ani klerykiem, co z tych samych powodów uciekł na antypody. Nie był również dziennikarzem opisującym te wydarzenia pod pseudonimem, jako że ich rzetelnej prawdy ciągle nie dowiedziono. Kacper z Poznania nie jest również ksywą pewnej tancerki podającej się za mężczyznę, ani donosiciela do bezpieki z czasów wydarzeń marcowych, ani imieniem ukochanego psa leciwej primadonny miejscowej Operetki.

Jest to sprawa poważna, zaskakująca i niewiadomo dlaczego dotąd w Poznaniu nieznana. Dowiedziałem się o niej podczas niedawnego pobytu w Lizbonie. Tam od wieków przekazywana jest niezwykła opowieść o przybyszu z Poznania, który wsławił się jako Gaspar (Kacper) da Gama, nazywany też Gaspar da India.

Nasz Kacper urodził się około roku 1450 w rodzinie żydowskiej w Poznaniu. 16 lat później musiał uchodzić z rodzinnego miasta, przeganiany częstymi wówczas pogromami starozakonnych. Jakiś czas wraz z ojcem zatrzymał się we Wenecji, potem w Aleksandrii, aż dotarł do Jerozolimy. Następnie wiele lat zajmował się handlem kamieniami szlachetnymi i korzennymi przyprawami, podróżując często do Indii. Posługiwał się biegle kilkoma językami: hebrajskim, arabskim, chaldejskim, włoskim, no i oczywiście polskim.                 

Kiedy po raz pierwszy zetknął się z Portugalczykami miał już żonę i 19-letniego syna. Był zamożny, posiadał nawet własne statki, a w administracji Szacha - władcy Goa odpowiadał za cła i rokowania z obcymi kupcami.

Wracając z Indii Portugalczycy pod wodzą Vasco da Gammy uprowadzili naszego bohatera, który okazał się być szpiegiem planującym ich zaatakowanie i rabunek. Podczas tortur uratował sobie życie krzycząc, że „jest Żydem z Królestwa Polskiego, z miasta Poznania, stolicy Wielkopolski i siedziby biskupa, znacznego i silnie obwarowanego miasta…”.

Vasco da Gamma zorientował się, że ma do czynienia z osobą niecodzienną, a przy tym wybitnym znawcą Indii. Zaproponował mu współpracę, ale pod warunkiem przejścia na katolicyzm. Kacper się przechrzcił, a jego ojcem chrzestnym został i udzielił mu swego nazwiska sam wielki odkrywca. Wraz z nim dotarł do Indochin, na Jawę, Cejlon i do Wschodniej Afryki.


Po przypłynięciu do Portugalii został dworzaninem królewskim, a król nadał mu tytuł „Kawalera mojego domu”. W roku 1500 brał udział w wyprawie, podczas której odkryto Brazylię. W drodze powrotnej spotkał się z Amerigo Vespuccim, wkrótce stając się jego doradcą w sprawach podróży i odkryć. W XIX w. wybitni znawcy przedmiotu określili Gaspara (Kacpra) da Gamma „współodkrywcą Brazylii” (Humbolt), oraz „pierwszym badaczem tych ziem” (Peixoto).

Zdaniem berlińskiej Encyklopedii Judaica (1931) Kacper z Poznania zginął podczas walk w Indiach około roku 1510. Historycy portugalscy twierdzą jednak, że umarł w Lizbonie. Joachim Lelewel w tonacji lekko antysemickiej napisał kiedyś : „Bez Żydka z Poznania po Indii krążącego, a chrztem Gaspar da Gamma zwanego, Vasco… i Kabral nie mieliby tego powodzenia w wyprawach, jakie on im zjednał”.

W Polsce o Kasprze z Poznania wspominało niewielu: Bolesław Olszewicz, Ryszard Badowski, Anita Mrągowska, Bartosz Radojewski, no i teraz ja.

Zrobiłem to dlatego, aby nudzący się Poznaniem nieliczni w tym mieście ludzie pióra, zamiast żerować na tandetnych sensacjach, kłamliwych insynuacjach, wyświechtanych PRL-owskich „bohaterach”, czy drugorzędnych postaciach z pustawych kawiarń, zajęli się czymś lub kimś takim, jak Kacper. Można o nim napisać książkę, ułożyć wiersz, sztukę teatralną, namalować obraz, wyrzeźbić pomnik, a nawet skomponować operę.

Nie proponuję kręcenia filmu, bo cała przeznaczona na to forsa zmarnowana została pod Wysokim Patronatem na osławioną Hiszpankę.

P.S. W ubiegłotygodniowych rozmyślaniach W DNIU TEATRU omsknęło mi się – niby pianiście palec na klawiaturze – nazwisko Ryszarda Filipskiego i myśląc o jego filmowej kreacji Hubala napisałem: Pietruski. Pewnie dlatego, że też Ryszard, a może chwilowe zaćmienie umysłu? Jeśli tak, to tylko chwilowe!

Przykładnie zawstydzony serdecznie przepraszam Ryszarda Filipskiego, a zwłaszcza grupę interweniujących w redakcji jego dozgonnych wielbicieli.

                                                               Sławomir Pietras