Przegląd nowości

Nowa wdowa po Moniuszce

Opublikowano: poniedziałek, 03, listopad 2014 11:35

Za mojej operowej pamięci Straszny dwór inscenizowało co najmniej kilkunastu realizatorów: Fotygo-Folański, Merunowicz, Ronard-Bujański, Popiel, Bardini, Żerdzicki, Fołtyn, Prus, Czosnowska, Nyczak, Peryt, Żuławski, Grabowski, Ochman.

Na 60-lecie łódzkiego teatru operowego przedsięwzięcie to powierzono  Krystynie Jandzie. Powstał spektakl przemyślany, artystycznie dopracowany, piękny. Zawiera sugestię, że komediowe perypetie rozgrywają się po upadku Powstania Styczniowego czyli wtedy, kiedy Moniuszko z Chęcińskim zabrali się do tworzenia tego arcydzieła – jak mawiali – na otarcie łez. Toteż w prologu scena zbiorowej modlitwy i błogosławieństwa, a podczas intrady chowanie za pazuchę przez powstańców narodowych emblematów, wreszcie mistrzowsko wyreżyserowane sceny powitania w rodzinnym dworku, przyjazd Stryjenki i finał I aktu.

Zdumienie widzów wzbudził nieruchawy pekińczyk, którego nosiła na rękach niestrudzona Stryjenka. Ktoś siedzący obok mnie sugerował, że to zdechła małpa zwłaszcza, gdy Cześnikowa przywiozła z sobą służbę złożoną z najprawdziwszych Japończyków. Ale czy małpy są z Japonii?

Akt II eksponował urodę gromady dziewcząt wróżących z wosku, nieszablonowo ujętą postać Damazego oraz finał z zadumą nad przeszłością, kłótnią myśliwych i knuciem nocnej intrygi.

W III akcie trafne rozegranie akcji na dwóch planach, bez chowania panien za obrazy prababek i pakowanie Damazego do zegara. Wszystko poparte logiką świateł, chociaż chwilami było trochę za ciemno. Ale za to ostatni akt tonął w promieniach słońca odbitych od ośnieżonego zbocza mimo, że popadywał śnieg, ale niezbyt obfity. Na tym tle wspaniale eksponowały się kostiumy Doroty Roqueplo, a jeszcze bardziej wspaniały mazur Emila Wesołowskiego, ubrany dla kontrastu w kolory czerwieni, zieleni, żółci i błękitu. Czytelną intencją Krystyny Jandy był klimat grottgerowski całości. Doskonale wspierały ten zamysł dekoracje Magdaleny Maciejewskiej.  


Ozdobę przedstawienia stanowiły kreacje solistów. Obejrzałem dwie obsady: Adam Szerszeń i Zenon Kowalski, każdy pełen zalet w roli Miecznika. Występ Małgorzaty Walewskiej jako Stryjenki sugerował, że spektakl powinien otrzymać tytuł Pani Cześnikowa (dobrze, gdyby w pierwszym akcie wjechała np. na armacie!). Od uroku postaci i śpiewu Patrycji Krzeszowskiej jako Hanny trudno się uwolnić. Mogły podobać się obie Jadwigi: Monika Korybalska i Elwira Janasik. W pięknym śpiewie młodego Dominika Sutowicza (Stefan) czuło się wołanie o Radamesa, Calafa i Lohengrina. Radzę jednak ostrożnie i powoli… Piotra Nowackiego w roli Skołuby można bez ryzyka porównać z dawną kreacją Bernarda Ładysza. Świetną scenicznie i wokalnie rolę Macieja stworzył Andrzej Kostrzewski. Wreszcie śpiewak o europejskiej karierze, pochodzący z Łodzi bas Tomasz Konieczny, który partię Zbigniewa zaśpiewał wspaniale, głosem pięknym, dykcją wyrazistą, postacią imponujący. Na pochwały zasługują również Krzysztof Marciniak (Damazy), Robert Ulatowski (Skołuba) i Patryk Rymanowski (bardzo dobry Zbigniew).

We wspomnieniach lat dawnych popełniłem gafę nie wymieniając czterech prominentnych artystów, którzy dożyli 60-lecia operowej Łodzi: Haliny Romanowskiej, Teresy Kubiak, Elżbiety i Eugeniusza Niziołów. Czym prędzej naprawiam ten nietakt, życząc dawnym kolegą zdrowia i długowieczności.

A teraz proszę, aby Krystyna Janda zechciała mnie wysłuchać w sprawie ważnej dla polskiej tradycji operowej. W przeszłości mieliśmy kilka „wdów” po Ojcu Opery Narodowej. Najpierw była to Janina Korolewicz-Waydowa, potem Maria Fołtyn, a teraz miejsce się zwolniło czekając na obsadzenie.

Chodzi o postać mogącą udźwignąć kult sceniczny arcydzieł Stanisława Moniuszki w wymiarze współczesnym. Niegdysiejszy patos i egzaltacja powinna być zastąpiona profesjonalizmem, nowoczesnym myśleniem scenicznym, umiejętnością pracy ze śpiewakami i w każdej sytuacji panowaniem nad specyfiką konwencji operowej. Wszystko to znalazłem w Strasznym dworze, zrealizowanym obecnie w Łodzi.

Prosimy wiec o wizje sceniczne Hrabiny, Halki, Flisa, Verbum nobile i Parii. Moniuszko zasłużył bowiem na to, aby w każdym pokoleniu naród fundował mu kolejną… ”wdowę”!