Od Platona do Offenbacha

Opublikowano: poniedziałek, 30, kwiecień 2018 07:11
Pietras Sławomir

Ostatnio obejrzałem dwa spektakle, których nie łączy nic, poza odniesieniem do antyku. Krzysztof Garbaczewski z zespołem warszawskiego Nowego Teatru przedstawił Ucztę Platona we własnej adaptacji i reżyserii. W Operze Bałtyckiej dokonała tego samego Maria Sartova, realizując Orfeusza w piekle Offenbacha.

 

Spektakl warszawski to interesująco inscenizowane dysputy filozoficzne, ciekawie zarysowane postacie i kreacje aktorskie, że zacznę od Jacka Poniedziałka (Sokrates), ale zaraz po nim Magdaleny Cieleckiej (Diotyma), Wojciecha Kalarusa (Arystofanes), Małgorzaty Hajewskiej-Krzysztofik (Fajdros) i Bartosza Bieleni (Pauzaniasz).

 

Interpretacja tekstów Platona (tłumaczenie Andrzeja Serafina) przez świetnie dobraną obsadę sprawia, że tę dwugodzinną porcję filozofii konsumujemy z uwagą, zainteresowaniem, a miejscami nawet z rozbawieniem. Panegiryki na cześć Erosa pokwitowane zostały odważną nagością Jacka Poniedziałka i w mniejszym stopniu demonstracją Bartosza Bieleni. Jest to przyczynek do dyskusji o natężeniu nagości w polskim repertuarze teatralnym. Tu wszystko było na miejscu, a tylko pospektaklowa refleksja obudziła pytanie, dlaczego panowie obnażają się na scenie chętniej, niż płeć przeciwna?.

 

Wieczór spędzony z tym znakomitym zespołem na symultanicznej, zasłuchanej i zapatrzonej widowni, z repertuarem kwintesencji antyku, w gronie utalentowanych realizatorów pod wodzą Garbaczewskiego, to czas obcowania z teatrem nowoczesnym, odważnym, respektującym oczekiwania widza i prawo do własnej wypowiedzi reżysera, bez naruszania tekstu i zawartego w nim przesłania. Bardzo dobra robota, do naśladowania w teatrze operowym.

 

Tym razem również tutaj zagościł antyk. Na wezwanie dyr. Warcisława Kunca polska reżyserka Maria Sartova od 40 lat rezydująca w Paryżu, przywiozła do Gdańska przetłumaczoną przez siebie oryginalną wersję arcyoperetki Jacquesa Offenbacha Orfeusz w piekle,której premiera odbyła się właśnie w Operze Bałtyckiej.


Operetkowe odniesienia do antyku zawarte w tym arcydziele gatunku trudno zestawiać z treściami dywagacji zawartych w tekstach Platona. Komediowe perypetie mitologicznego poety i skrzypka wędrującego do krainy śmierci, aby wyrwać z rąk Plutona ukochaną żonę Eurydykę, mają na polskich scenach muzycznych sporą – poprzetykaną aluzjami politycznymi – powojenną tradycję.

 

U Sartovej też jest tego trochę, ale chciałoby się więcej, ponieważ w naszym życiu politycznym jest wiele sytuacji jakże operetkowych! Spektakl został wyreżyserowany sprawnie, muzycy i artyści chóru zaprezentowali dobry poziom gry i śpiewu pod dyrekcją Warcisława Kunca, a w przygotowaniu solistów widać wysokiej klasy profesjonalizm reżyserki w interpretacji dialogów i rozgrywaniu sytuacji scenicznych z iście francuską, offenbachowską lekkością.

 

W obsadzie którą oglądałem najbardziej podobała mi się Maria Domżał jako Eurydyka (kiedyś w tej roli debiutowała we Wrocławiu młodziutka Maria Sartova). Jako Jowisz wystąpił Adam Woźniak, stwarzając udaną postać ojca bogów i ludzi, bogatą w komizm sytuacyjny, śpiewaną pięknym bas-barytonem, z dobrą prezencją sceniczną. Ciekawie zaprezentowała się Barbara Żarnowiecka (Opinia Publiczna), Michał Grabczuk (Styks), Przemysław Bański (Pluton) i Justyna Jabłonowska (Kupido). Natomiast tytułowy Orfeusz (Dawid Kwieciński) paradował w garniturze nabytym w którymś z gdańskich domów mody, pośród starożytnych bohaterów, odzianych w kostiumy projektu Anny Chadaj.

 

Słabszym elementem spektaklu była oprawa sceniczna przywiezionego znad Sekwany znanego scenografa Yvesa Collet (oszczędna, uboga i zupełnie niezabawna), co jest sygnałem o trudnej sytuacji  finansowej gdańskiej Opery. Również choreografia Jarosława Stańka mogłaby stać się ozdobą spektaklu, gdyby zamiast finałowego tańca diabłów, zaprezentował oczekiwanego w tym miejscu słynnego can-cana.

 

W drukowanym programie zawarto niezbędny tu i pouczający „Indeks mitologiczny”, świetny szkic o Offenbachu pióra Malwiny Kunc, oraz interesujący wywiad z Marią Sartovą, która kolejny już raz pozostawia w polskim repertuarze swój talent reżyserski, kompetencję i nowoczesne podejście do realizacji repertuaru klasycznego.

                                                                         Sławomor Pietras