Przegląd nowości

Ku pamięci Verdiego

Opublikowano: wtorek, 23, luty 2021 06:40

Spektakl w wykonaniu pensjonariuszy zagranicznego DPS (domu pomocy społecznej) ma być lekki i zabawny, choć nie pozbawiony pewnej refleksji transcendentalno-eschatologicznej. Wykonawcy są z zawodu śpiewakami operowymi, poza Olgą Bończyk, która tylko gra divę – sopran. W spektaklu mamy do czynienia z teatrem w teatrze (i do tego jeszcze na basenie), a właściwie koncertem muzyki operowej w Warszawskiej Operze Kameralnej, gdzie zaprezentowano Kwartet Ronalda Harwooda.

 

Kwartet 1

 

A więc koncert czyli popis wokalny z okazji rocznicy Giuseppe Verdiego, ale wzbogacony o koncert gry aktorskiej. I tutaj miłe zaskoczenie. Nasi śpiewacy radzą sobie z rolami scenicznymi (tekstem, dykcją, mimiką, gestykulacją, ruchem, tworzeniem napięcia itd.) jakby nigdy w życiu nic innego nie robili. Prym wiedzie profesor wokalistyki Ryszard Minkiewicz, doskonały tenor. Nie ustępuje mu w niczym Alicja Węgorzewska, która już zabłysnęła aktorsko w roli Węgorzewskiej w Matce Witkacego.


Jest jeszcze bas-baryton Maciej Miecznikowski, z akademickim wykształceniem muzycznym, który dotąd raczej uprawiał śpiewanie komercyjne, przyzwyczajony do telewizyjnych shows nieco szarżuje, ale śpiewać postawionym głosem umie. Wróćmy zatem do repertuaru operowego, który pojawia się w spektaklu wyreżyserowanym przez Grzegorza Chrapkiewicza, ze scenografią Natashy Pavluchenko. Warszawska Opera Kameralna nie byłaby operą, gdyby śpiewacy występujący na scenie nie dali głosu.

 

Kwartet 2

 

Maciej Miecznikowski zaczyna od arii Figara (Non piu andrai) z Mozartowskiego Wesela Figara aby niebawem zainicjować wraz z Ryszardem Minkiewiczem duet markiza Posy i Don Carlosa, w którym panowie zapewniają się wzajemnie o wielkiej przyjaźni. Wreszcie największy hit Verdiowski  La donna e mobile wychodzi z ust Ryszarda Minkiewicza.

 

Kwartet 3

 

A zaraz za nim największy hit mezzosopranowy, arię Carmen z opery Bizeta inicjuje Alicja Węgorzewska pokazując, że ma wciąż te kuszące mężczyzn „doły”. Na stronie fb Maciej Miecznikowski wczuwa się już w rolę śpiewającego emeryta i pisze: Dajcie brawa póki czas, bo powoli wszyscy schodzimy ze sceny... Czekałem na tę premierę przez rok!  Prawdą jest to, że śpiewanie operowe na wysokim poziomie i wiwaty publiczności dosyć szybko mijają, a potem – gwiazda sceny zapada w niebyt i może już tylko liczyć na ... Sławomira Pietrasa, który od czasu do czasu wspomina dawne Gildy, Halki, Rusałki, Giselle, Aidy....


Przyznajmy – śpiewakom ułatwiono nieco sytuację (bo mówienie na scenie to coś zupełnie innego, niż operowe śpiewanie), więc otrzymali wsparcie mikroportów, ale wszystko zmierzało do zapowiadanego od samego początku Kwartetu z opery Rigoletto, swoistego arcydzieła muzycznego, w którym pokazanie prawdziwego mistrzostwa wymaga techniki, wzajemnego słuchania i kondycji.

 

Kwartet 4

 

Sceniczna sopranistka Olga Bończyk panicznie broni się (i słusznie) przed kompromitacją tłumacząc, że dawno już zeszła ze sceny. Uczestnicy wieczoru wpadają więc na pomysł, że ów Kwartet „poleci z nagrania”, a artyści posłużą się playbackiem. I tak się dzieje. Słyszymy (i widzimy) archaiczne nagranie koncertowe, a nasi wykonawcy tylko rytmicznie ruszają ustami.

 

Kwartet 5

 

Tutaj sztuka Ronalda Harwooda powinna się zakończyć, ale mając na scenie tylu prawdziwych wokalistów nie można było tak łatwo opuścić kurtyny. Twórcy przedstawienia proponują więc wisienkę na torcie, niezawodny bis operowy – Duet kotów Gioacchino Rossiniego, wykonany już na żywo z akompaniamentem pianina. Tyle, że duet został zamieniony na kwartet, a może kwintet (dołącza pianista). Miau, miau, miau w różnych odmianach może zaśpiewać każdy skład solistów, i im bardziej jest to wymiauczane „kocimi” głosami, tym śmieszniejsze. Wychodzimy z Basenu artystycznego w doskonałych humorach.

                                                                          Joanna Tumiłowicz