Przegląd nowości

Monstrum w kopenhaskiej Operze – musical „Sweeney Todd”

Opublikowano: poniedziałek, 06, styczeń 2020 06:50

Nie często dane mi jest brać udział w spektaklu, który aż tak byłby mi niemiły, jak to miało miejsce w przypadku musicalu Sweeney Todd, który z końcem 2019 roku wystawiono w Kopenhadze. Może mój opór spowodowany był faktem, że nie jestem entuzjastką musicali (jeżeli już, to wolę operetki) i że uważam, że scena narodowa Danii powinna zużywać swe finanse w bardziej rozsądny sposób. Dyrekcja teatru jest jednak wyrażnie innego zdania – premiera otoczona była masywną reklamą medialną, a przedstawienie będzie grane aż do lata.

 

Sweeney 3

 

Dyrektor Opery, John Fulljames, w przedmowie do programu przedstawienia nie nazywa dzieła Stephena Sondheima (ur. 1930) musicalem, a „operą brodwayowską”. O Sweeny Todd niewiele wiedziałam, oprócz tego, że co młodsi znajomi wymieniali film typu horror z Johnny Deppem w tytułowej roli (wyprodukowany w 2007 i nominowany do Oscara), którego też nie oglądałam. Punktem wyjścia scenicznej kariery Sweeney Todd jest powieść Hugh Wheelera (1912-1987) z roku 1973 przerobiona na sztukę teatralną przez Chrisphera Bonda. Musical Stephena Sondheima jest z roku 1979 i od czasu premiery gościł na wielu scenach teatralnych i operowych świata, dosłownie na wszystkich kontynentach. W Danii wystawiony jest on po raz pierwszy. U samego podłoża akcji znaleźć można felieton z angielskich brukowców czasów wiktoriańskich (z lat 1846-1847).


Jest to krwawa historia o fryzjerze mordującym swych klientów podczas strzyżenia. Fryzjer, Sweeney Todd, mieszka w pokoju wynajętym na pięterku nad jadłodajnią pani Lovett, specjalizującej się w produkcji „meat pie” (czyli tarty z mięsem). Czasy są ciężkie, mięso trudne do zdobycie i złej jakości, para Todd-Lovett wpada na wspaniały pomysł użycia trupów z salonu fryzjerskiego do produkcji tart. Interes idzie wspaniale, wkrótce jadłodajnia pani Lovett staje się słynna, a właścicielka coraz bogatsza.

 

Sweeney 4

 

Wszystko jest pięknie zorganizowane, zabite ofiary posyłane są specjalną zjeżdżalnią do kuchni na parterze, a resztki palone w piecu (sąsiedzi skarżą się na paskudny smród wydobywający się z komina, ale nikt niczego nie kojarzy). Jest jeszcze kilka wątków ubocznych, próbujących trochę usprawiedliwić brutalnego mordercę – był on niesłusznie skazany na banicję przez okrutnego sędziego, który mu odebrał żonę i córkę – był młodym marynarzem pragnącym uwolnić córkę, Johanne, z kleszczy sędziego.

 

Sweeney 2

 

Jak by nie było, kończy się to wielką rzezią, ginie zarówno sędzia, pani Lovett a na końcu również główny bohater.  Zanim jednak dobrniemy do tego optymistycznego końca, czeka nas dwie i pół godziny bardzo głośnego spektaklu, z muzyką, która przypomina wszystkie inne musicale, wszystko odbywa się na tle brzydkich dekoracji i w nieciekawych kostiumach. Za to jest na scenie bardzo wiele ruchu, tańców, bieganiny, znikania i pojawiania się – wybitni soliści operowi wyposażeni są w mikrofony (bo mają wiele partii mówionych), głos przetworzony przez elektronikę dobiega z wszystkich stron i kierunków, akcja jest zawikłana, numery „solowe” nieciekawe. Młodsza część publiczności bawi się doskonale, starsza przysypia, albo zastanawia się, czy wyjść w przerwie. W foyer ustawiono stoły posypane mąką z miskami pełnymi czerwonego płynu (imitacja krwi) na środku i sporą ilością tart mięsnych, w towarzystwie sztucznych karaluchów.


Publiczność zachęcana jest do spożywania tych produktów, i co dziwne, niektórzy to czyniąi nawet mówią, że smaczne…. Akcję umieszczono nie w XIX-wiecznym Londynie (czasy, kiedy historia po raz pierwszy się pojawiła), nie w latach 80-tych (kiedy musical miał swą premierę na Broadwayu), a na początku lat 50-tych. Ponieważ przedstawienie grane będzie dość długo, obsadzono wszystkie role podwójnie.

 

Sweeney 1

 

Większość ról śpiewana jest przez tutejszych artystów. Na premierze rolę tytułową kreował wybitny śpiewak, baryton Palle Knudsen, a w rolę Nellie Lovett wcieliła się Susanne Resmark (alt). Oboje są nie tylko doskonałymi śpiewakami, ale też bardzo dobrymi aktorami. Młodą córkę Todda, Johanne, śpiewala Cassandra Lemoine, jej amantem był Frederik Rolin, a uosobieniem zła, sędzią Turpinem, Johannes Mannov. Wielką rolę odgrywał chór, przyodziany głównie w łachmany, śpiewał doskonale i miotał się po scenie zgodnie z wizją reżysera (James Brining), orkiestra grała brawurowo pod dyrekcją Iana Ryana. Mimo, iż dzięki temu przedstawieniu poszerzyła się moja wiedza, to ogólne wrażenie po obejrzeniu spektaklu było na tyle negatywne, że głównym uczuciem, który wyniosłam z teatru w ten bardzo wietrzny i mokry wieczór, było uczucie zdziwienia: w jakim celu wystawiono to mało apetyczne dzieło na wielkiej scenie teatru operowego w Kopenhadze?

                                                                        Eva Maria Jensen