Przegląd nowości

O utrwalaniu ulotnej sztuki tańca

Opublikowano: poniedziałek, 06, styczeń 2020 06:52

Z wieloma artystami różnych pokoleń spotykałem się podczas wizyt w Paryżu, gdzie od lat odwiedzam Andrzeja Glegolskiego. Najczęściej w siedzibie jego studia baletowego na Montmartre, na kolacjach w gościnnym domu na Montparnasse, lub podczas nocnych wypraw do paryskich restauracji, obowiązkowo kończących się nad ranem w nieistniejących już Halach. Od pewnego czasu jadam z nim obiady w luksusowej rezydencji, gdzie ten wybitny pedagog i choreograf zainstalował się dla wygody, dbałości o zdrowie i wykwintne otoczenie, ciągle nie rezygnując z dawania mistrzowskich lekcji tańca, zawsze przy kompletach artystów baletu niemal z całego świata.

 

Ostatnio dołączyła do nas Aleksandra Sikorska, niegdysiejsza absolwentka warszawskiej Szkoły Baletowej z rocznika 1977, utalentowana i urodziwa balerina, o której mało kto dziś pamięta. Wkrótce po dyplomie opuściła balet warszawski, odnosząc sukcesy w paryskim Crazy Horse, którego przez wiele sezonów była gwiazdą. Jej kariera warta jest utrwalenia w beletrystyce zwłaszcza, że pełna była szaleństw, przygód, egzotycznych związków, niebanalnych przyjaźni i odwagi – ze swą urodą i talentem – bycia niezależnym.

 

Inną wybitną baletową postacią po latach odnalezioną w połowie mijającego roku stała się Iwona Wakowska. Po jej wspaniałej młodości na scenach Bytomia i Łodzi w latach 60 - tych (Jezioro łabędzie, Stańczyk, Czarodziejska miłość, Fontanna Bachczysaraju, Pan Twardowski, Śpiąca królewna, Romeo i Julia, Królewna Śnieżka, Harnasie, Wesele w Ojcowie, Sylfidy, Dafnis i Chloe, Córka źle strzeżona) wyjechała do Szwecji i tam kontynuowała karierę, o czym dochodziły do nas tylko skąpe wiadomości. Po jej zakończeniu bez rozgłosu wróciła do Warszawy z upodobaniem, uporem i konsekwencją odseparowała się od swego środowiska, co – trzeba przyznać – wzmocniło jej artystyczną legendę. Jej rówieśne baleriny rozpowiadały nawet z obłudnym smutkiem, że pewnie umarła…

 

Przed kilkoma miesiącami okazało się, że Iwona Wakowska nie tylko żyje, ale czytuje „Angorę”, gdzie zostawiła mi telefon z prośbą o kontakt. Natychmiast zadzwoniłem, pojechałem w odwiedziny i wyperswadowałem, że unikanie nas nie ma sensu. Następnie zawiadomiłem o wszystkim Teatr Wielki w Łodzi. Jego nowy dyrektor Dariusz Stachura zarządził zaproszenie niegdysiejszej primabaleriny na spotkanie z publicznością, dawnymi kolegami, obecnym zespołem baletowym oraz uczniami Szkoły Baletowej. Organizację tego wydarzenia powierzył Kazimierzowi Knolowi, scenicznemu partnerowi i przyjacielowi Wakowskiej. Więc wszystko przygotowane zostanie doskonale i odbędzie się uroczyście.


Z taką samą sugestią zwróciłem się do Opery Śląskiej, spotykając w jesieni na jej widowni Grzegorza Pajdzika, przez lata czołowego tancerza, a od niedawna kierownika baletu. Ucieszył się, podziękował i … więcej się nie odezwał. A co na to dbający o śląską tradycję operową i baletową dyr. Łukasz Goik?

 

Myśląc o Wakowskiej trzymam w ręku dwa wspaniałe albumy otrzymane w prezencie świątecznym, poświęcone wybitnym współczesnym postaciom polskiego baletu. Pierwszy nosi tytuł Waldemar Wołk-Karaczewski, nasz danceur noble, a drugi po prostu Pastor. Po obejrzeniu ich zachwycającego materiału fotograficznego i przeczytaniu świetnie napisanych tekstów upewniłem się, że bez względu na to, kto za co odpowiadał i kto był wydawcą, za wszystkim stoi kompetencja, rozległa wiedza w dziedzinie tańca i baletu, talent, pasja i precyzja działania Pawła Chynowskiego.

 

Edytorem pierwszego jest Towarzystwo Miłośników Ziemi Ciechanowskiej, ponieważ stamtąd pochodzi Wołk-Karaczewski. Pomieszczone w nim niektóre teksty Chynowski firmuje nazwiskiem Zofii Humięckiej. Hmm … Pawle, nie ściemniaj! Zwłaszcza w eseju Z Ciechanowa na sceny świata erudycja, znajomość tematu, dogłębne rozeznanie w repertuarze, bezbłędne poruszanie się w szczegółach biografii artystycznej Waldemara, i jakże trafny dobór odnośników i cytatów, a przede wszystkim kompozycja całości sugeruje, że dla urozmaicenia waloru literackiego albumu, przybrałeś gustowny pseudonim: Zofia Humięcka.

 

Wszystkie te umiejętności Pawła Chynowskiego w dwójnasób występują w potężnym wydawnictwie poświęconym Krzysztofowi Pastorowi. Skrupulatne prześledzenie kariery solisty w zespołach krajowych i zagranicznych, omówienie wszystkich dotychczasowych prac choreograficznych (a jest ich już blisko 30) z wyszczególnieniem prezentacji na scenach niemal całego świata, to praca wykonana wręcz po mistrzowsku. Do tego świetny wywiad Zadziwiać, i być zadziwiany, mądry tekst Krzysztof Pastor: Człowiek na nasze czasy i imponujący zestaw życzeń urodzinowych (podobno ten młody choreograf ma już 60 lat), dopełnia rangi i znaczenia tego albumu.

 

Gdyby Pawłowi Chynowskiemu starczyło sił w utrwalaniu współczesnych sylwetek ulotnej sztuki tańca, to teraz kolej na choreografów Emila Wesołowskiego i Henryka Konwińskiego, pedagogów Andrzeja Glegolskiego, Tadeusza Matacza i Lilianę Kowalską, a z balerin Ewę Głowacką, Barbarę Rajską no i charyzmatycznego Sławomira Woźniaka.

 

Pawle, życzę Ci zdrowia i … nie zapominaj o Iwonie Wakowskiej!

                                                                                Sławomir Pietras