Przegląd nowości

Verdi dla kucharek

Opublikowano: niedziela, 24, listopad 2019 09:09

Do tej pory uważałam, że najbardziej niedorzeczna opera Giuseppe Verdiego to Trubadur. Jednak po wrocławskiej Traviacie przesunęłabym pierwszeństwo do historii opartej na powieści Dumasa – syna. Podobno pisarz znał osobiście pierwowzór bohaterki, czyli Violettę, która trudniła się elegancką prostytucją, a naprawdę przyjęła po swej matce imię Maria.

 

Traviata,Wroclaw 1

 

Kompozytor opierał się na libretcie znakomitego autora Francesco Maria Piave i napisał do niego piękną, melodyjną muzykę, z której największą karierę zrobił Toast (Libiamo ne' lieti calici). Jest to dziś ozdoba wszystkich operowych gali, wystarczy wręczyć śpiewakom kieliszki i już robi się wesoło. Kiedyś w polskich teatrach operowych śpiewano tę scenę w naszym języku Więc pijmy, więc pijmy za zdrowie miłości tej. Na wrocławskiej scenie wykonano toast w oryginale, ale kieliszki ustawione w wielkie koło były... plastikowe. I to był pierwszy zgrzyt. Violetta w osobie Edyty Piaseckiej w finale swojej popisowej arii È strano, w której zrezygnowała z wysokiej nuty na zakończenie, postanowiła jednak dla większego efektu rzucić kieliszkiem o ziemię. Wtedy zamiast szklanego rozległ się plastikowy szczęk.


Że też dyrygent Adam Banaszak tego nie usłyszał i nie zaprotestował. Ogólnie prowadził orkiestrę z nerwem dając dobre tempa i podkreślając najbardziej emocjonalne ustępy partytury, jednak przepuszczenie takiego zgrzytu dźwiękowego trudno wybaczyć. Reżyser Grażyna Szapołowska wpadła na pomysł ubarwienia duetu miłosnego frywolną zabawą w ciuciubabkę między kochankami. To bardzo uczłowieczyło ten romans.

 

Traviata,Wroclaw 2

 

Jednak już do rozbrojenia ojca Alfreda, który w „nietypowej sprawie" pofatygował się do prywatnych posiadłości Violetty trzeba było wymyślić inna zabawę, może karty, warcaby, jakiś konkurs. Ciuciubabka nie pasowała do powagi wieku i stanowiska, ale reżyserka starała się przekonać widzów, że wstążka, jaką Violetta przewiązała Germontowi oczy pozostała miłym wspomnieniem w pamięci staruszka. W ogóle to rodzina Germontów miała w obyczaju reagować biciem na pojawiające się konflikty.

 

Traviata,Wroclaw 3

 

Najpierw syn Alfred – Andrzej Lampert, przewrócił ojca, a później ojciec kreowany przez niezawodnego Andrzeja Kruszewskiego, ciosem w szczękę powalił syna. Brak szacunku dla słabości prezentowała także Violetta, bo swojej służącej ze złamaną nogą, czyli Dorocie Dutkowskiej, kazała krążyć wokół siebie, podawać wodę itp., a sama zachowywała się tak, jakby symulowała chorobę. Umarła w tańcu, w swej wspaniałej srebrnej sukni, w której wskoczyła nawet na stół. Co się stało ze służącą, nie wiemy. O ile troje głównych solistów śpiewało przyzwoicie, choć wcale nie rewelacyjnie – przynajmniej jednak dysponowali dobrymi głosami – o tyle role poboczne zabrzmiały marnie.


Solidnym mezzosopranem wykazała się jeszcze Jadwiga Postrożna w roli przyjaciółki Flory. Doktorowi, Tomaszowi Rudnickiemu nie pozwolono nawet w finale zbadać denatki i orzec zgon, zachodzi więc podejrzenie, że to był tylko kolejny wybieg Violetty, tak jak przechadzki wśród publiczności z dziewczynką, może swoim dziecięcym uosobieniem, a może córką, bo chyba nie wnuczką. Jest inny trop, który podsuwa znawca opery Sławomir Pietras – po prostu uwagę i sympatię widowni zawsze pobudza wprowadzenie na scenę dziecka albo żywego zwierzęcia, np. psa, słonia.

 

Traviata,Wroclaw 4

 

Trudno mieć jakieś uwagi do scenografii – dzieła Ewy Kochańskiej. Słabiej wypadły jej kostiumy, zwłaszcza służącej. Scena początkowa dzieje się nie na balu, ale w kasynie gier hazardowych, scena końcowa również w kasynie, tyle, że opuszczonym.

 

Traviata,Wroclaw 5

 

To jest do przyjęcia, gorzej z multimedialnymi animacjami Piotra Maruszaka, które są albo spadającymi żetonami, albo trupimi czaszkami w momencie rozmowy z Germontem. W scenie domniemanej śmierci Violetty jednak czaszek nie ma, co nasuwa podejrzenia o oszustwo. Rzecz dzieje się w nieokreślonym czasie i nieokreślonym miejscu. W warstwie słownej, choć tak przecież jest zapisane w libretcie, za dużo jest odniesień do Boga. Bóg prowadzi ojca Alfreda, Bóg przebacza Violetcie, Bóg nagrodzi Violettę, Bóg jest uosobieniem ojca, Bóg wreszcie godzi kochanków, ale nie daje im się długo cieszyć miłością. Dobrze, że przynajmniej Verdi nie skomponował sceny z modlitwą Violetty, ale i tak muzyki słucha się z przyjemnością.

                                                                 Joanna Tumiłowicz