Przegląd nowości

„Poławiacze pereł” Bizeta w Opéra Royal de Wallonie w Liège

Opublikowano: wtorek, 19, listopad 2019 06:41

Michel Carré i Eugène Cormon, autorzy libretta Poławiaczy pereł (Les pêcheurs de perles) Georges’a Bizeta, znaleźli podobno natchnienie w albumie odkryć geograficznych (Wyspa Cejlon i jej ciekawostki przyrodnicze Octave’a Sachota). Opowiadanej przez nich historii miłości Leily i Nadira, umieszczonej w egzotycznym kontekście cejlońskich pejzaży, brakuje jednak boleśnie choćby krzty prawdopodobieństwa i wiarygodności, a cały tekst razi aż zanadto widocznymi słabościami dramaturgicznymi, co przy okazji prapremiery dzieła w 1863 roku przyznali sami jego autorzy.

 

Polawiacze,Liege 1

 

A przecież na podstawie tego libretta zaledwie dwudziestopięcioletni Bizet potrafił stworzyć operę emanującą wprost genialną inwencją melodyczną, oczarowującą skontrastowanymi barwami orkiestry, wysmakowanymi harmoniami, chromatycznymi ornamentami czy ezoterycznym urokiem.

 

Polawiacze,Liege 2

 

Nie brak też w niej zniewalających fragmentów wokalnych, w szczególności duetów i arii, które już od dawna są z upodobaniem wykonywane przez największych śpiewaków. Nic zatem dziwnego, że ta jeszcze do niedawna dość rzadko pojawiająca się na afiszach (z trudno zrozumiałych przyczyn) pozycja staje się ostatnio repertuarową ozdobą najbardziej prestiżowych teatrów świata. Obecnie zawitała na scenę Opery w Liège, której publiczność w bardzo krótkim czasie wykupiła już wszystkie bilety na całą serię przedstawień, co znowu nie zdarza się aż tak często.


Autorem inscenizacji tej prezentowanej w belgijskim mieście realizacji jest Yoshi Oïda, japoński reżyser i zarazem aktor, były współpracownik słynnego Petera Brooka. W swojej wizji nie przywiązuje on na szczęście większej wagi do orientalizmu w dziewiętnastowiecznym wydaniu czy do jakiegokolwiek autentyzmu geograficzno-kulturowego. Wydaje się, że przede wszystkim interesuje go kreowanie zróżnicowanych atmosfer i klimatów, a także zastąpienie sztucznej wizualizacji ułomnej narracji dramaturgicznej zgłębianiem psychologicznych sylwetek protagonistów. To dlatego scenografia (autorstwa Toma Schenka) ogranicza się tutaj jedynie do wypełniającego całe tło sceniczne, wielkiego i abstrakcyjnego a w dodatku zjawiskowo, subtelnie i tajemniczo oświetlanego przez Fabrice’a Keboura płótna. Widniejące na nim barwne i nie do końca skonkretyzowane malunki nasuwają luźne skojarzenia z twórczością chińskiego malarza Zao Wou-Kiego.

 

Polawiacze,Liege 3

 

W tej jednorodnej scenografii pojawiają się niekiedy delikatne odniesienia do elementów kultury arabskiej i azjatyckiej, które współgrają z kostiumami zaprojektowanymi przez Richarda Hudsona. W niemalże pustej przestrzeni pojawiają się jeszcze niekiedy drobne elementy (na przykład wiszące na wysokości modele łódek), które w połączeniu z opisanym tłem dają wystrój mogący momentami przypominać styl japońskich rycin.  Ogólnie rzecz ujmując wydaje się jednak, że pomimo tych skojarzeń mamy tu raczej do czynienia z próbą przywołania bliżej nieokreślonej rzeczywistości, w której każdy z widzów może się w zależności od swojej wyobraźni bez problemu odnaleźć. Najważniejszym osiągnięciem Oïdy wydaje się wszakże oddziaływanie na publiczność (również za sprawą spowolnionych jak w japońskim teatrze nō układów choreograficznych) poetycką i oniryczną atmosferą. Z tak nakreśloną koncepcją idealnie współgra interpretacja muzyczna stojącego na czele Orkiestry Opéra de Liège Michela Plassona, osiemdziesięciosześcioletniego już dyrygenta, który całą swoją uwagę koncentruje przede wszystkim na wydobyciu z partytury Bizeta rozległej palety barw, niemalże hipnotyzującego liryzmu, dźwiękowych i wyrazowych niuansów oraz wspomnianej już wyżej melodyjnej inwencji francuskiego kompozytora.


Takie podejście wpływa na obieranie wyjątkowo wolnych temp, które z kolei utrudniają utrzymywanie odpowiedniego napięcia narracji scenicznej. Jest to oczywiście kwestia artystycznych założeń, które ten specjalista w zakresie francuskiej muzyki na pewno uprzednio dogłębnie przemyślał. Prezentowana w Liège realizacja, prezentowana już uprzednio w paryskiej Opéra Comique i w Opéra National de Bordeaux, zachwyca fantastyczną obsadą solistów, wzbudzającą podziw i wyrażany gromkimi owacjami entuzjazm wyjątkowymi walorami wokalnymi i zaangażowaniem scenicznym.

 

Polawiacze,Liege 4

 

Sopranistka Annick Massis w roli Leily olśniewa najwyższej próby aktorstwem, intensywnością ekspresji i idealnie wyrównanym we wszystkich rejestrach głosem. Śpiewający partię Nadira Cyrille Dubois urzeka stylowym, czułym i szlachetnym frazowaniem, a także jakby nieziemskim i bezbłędnie kontrolowanym piano.

 

Polawiacze,Liege 5

 

W jego wykonaniu słynna romanza „Je crois entendre encore” z pierwszego aktu zamienia się w magiczny i niezapomniany moment tego przedstawienia. W pamięci na długo pozostanie też śpiewany przezeń wraz z wcielającym się w postać Zurgi Pierrem Doyen duet „Au fond du temple saint”. Ponadto z dużą satysfakcją słucha się gęsto nasyconego i ciemnego basu występującego jako Nurabad Patricka Delcoura. Wreszcie powodzenie całego przedsięwzięcia wiele zawdzięcza spójnie brzmiącemu i skrupulatnie realizującemu wszelkie wskazówki dyrygenta chórowi, idealnie przygotowanemu przez jego szefa Pierre’a Iodice’a.

                                                                            Leszek Bernat