Przegląd nowości

Otwarcie sezonu zimowego w Operze w Kopenhadze

Opublikowano: czwartek, 12, wrzesień 2019 18:31

Det Kongelig Kapel (Kapela Królewska) szczyci sie tytułem „najstarszej orkiestry świata”, korzenie jej bowiem siegają roku 1448, kiedy to król Christian I założył zespół (według renesansowego „przepisu” były to głównie instrumenty dęte blaszane), od tego czasu nieprzerwanie zwiazany z dworem królewskim. Dopiero w roku 1685 do stałego składu „kapeli” weszły instrumenty smyczkowe, od 1703 wzbogacone o instrumenty dęte drewniane.

Royal Danish Orchestra

 

Na co dzień jest to dzisiaj orkiestra Opery, która jednakże kilka razy do roku „wychodzi” na estradę i prezentuje się jako orkiestra symfoniczna. Są to od dawień dawna wielkie wydarzenia w życiu kulturalnym Kopenhagi. 7. września, podczas pierwszego w tym sezonie koncertu Kapeli, nie widać było żadnych pustych foteli. Według słów dyrektora teatru, Kaspera Holtena, to właśnie koncerty symfoniczne cieszą się największym powodzeniem publiczności teatru, który oprócz opery, również liczy teatr dramatyczny i balet (każdy z gatunków prezentuje sie w osobnym budynku). Cieszyć może fakt, że na koncertach, troche inaczej niż na przedstawieniach operowych, gdzie dominuje publiczność 60+, widzi się wielu młodych ludzi. 


Na pierwszym koncercie sezonu przedstawiono repertuar „mieszany” – obok I Symfonii Mahlera (jakoś dawno w Kopenhadze nie granej), usłyszeliśmy „samograj” w formie Koncertu skrzypcowego Brucha oraz zupełnie nowy utwór Hansa Abrahamsena (ur. 1952) – Trzy obrazy symfoniczne z opery Królowa śniegu (według Hansa Christiana Andersena), której prapremierę zobaczymy w październiku. W tym układzie programowym Abrahamsen był najtrudniejszy do przyswojenia, więc zagrano go na początek. Hans Abrahamsen przeżywa w tych latach niespodziewany szczyt kariery – po latach kompozytorskiej „ciszy”, kiedy nazwisko jego głównie związane było z jego działalnością pedagogiczną (wychował całe pokolenia kompozytorow duńskich, ale i wielu zagranicznych, między innymi z Polski), osiągnął nagle światową sławę i otrzymał wiele znaczących nagród, między innymi nagrodę muzyczną Rady Nordyckiej, amerykańską nagrodę Grawemeyer oraz duńską nagrodę Léonie Sonning. Na tejże to fali Opera zamówiła u niego „Królową śniegu”. 

 

Hans Abrahamsen

 

O ile przedstawione fragmenty symfoniczne miały być zachętą do obejrzenia opery, to roli tej niestety nie spełniły, muzyka okazała sie bowiem bardzo trudno dostępna. Licząca ponad 100 muzyków orkiestra walczyła dzielnie przez 20 min, dyrygent wił się na podium, a rezultat był jedynie murem dźwieku, prawie zupełnie statycznego. To naprawdę kunszt, aby napisać trudną do grania muzykę, która tak mało przekazuje słuchaczowi. Większość utworu była stosunkowo cicha, minimalistyczna, z kilkoma głośnymi punktami – nie kulminacyjnymi, a niespodziewanymi, bo nic nagłego wychuchu dźwieków nie uzasadniało. O ile publiczność mogła być skonsternowana po tym pierwszym utworze, to zaraz „pogłaskano” ją romantycznymi dźwiekami koncertu Maxa Brucha. To nie tylko bardzo znane dzieło – to również dzieło zagrane przez pupilka publiczności, skrzypka Nikolaja Szeps-Znaidera. Urodzony w Danii w rodzinie emigrantów z Polski, Nikolaj rozpoczął swoją karierę jeszcze jako cudowne dziecko, wygrywając wszelkie konkursy, jakie na tej szerokości geograficznej można znaleźć. Od chwili debiutu rozpoczął międzynarodową karierę, dziś już w Danii nie mieszka, ale przyjeżdza co roku, by zagrać koncert z Kapelą Królewską, lub solowy recital na scenie Teatru Królewskiego. Dzieje się tak przede wszystkim dlatego, że to właśnie duński teatr operowy zakupił dla niego „na dożywocie” bardzo wartościowe skrzypce w zamian za rokroczne pojawianie się na tutejszej scenie. W ostatnich latach Nikolaj rozpoczął rownież karierę dyrygenta, od roku 2018 jako kierownik Orchestre National de Lyon.


Nikolaj grał koncert Brucha niezliczoną ilość razy, przed 20 laty nagrał go nawet z orkiestrą BBC, zna go więc jak własną kieszeń, a mimo tego wykonał go nie tylko brawurowo, ale też i bardzo osobiście, jak gdyby sam go napisał. Można było słuchać z prawdziwym zafascynowaniem, bo koncert „rodził” się na nowo przed nami, czesto „z przytupem i przysiadem”, jakby trochę „z klezmerska”. To samo można było powiedzieć o wykonaniu I Symfonii Mahlera – tu też był „przytup i przysiad”, dużo ironii, parodii i niespodziewanego dramatu.

 

Nikolaj Szeps-Znaider

 

Dyrygent Alexander Vedernikov (zatrudniony w Kapeli na stanowisko głównego dyrygenta w roku 2016) to „biczował” orkiestre, to przynaglał do grania „na ludowa nutę”, to przymilał się do pierwszych skrzypiec, by wydobyć z nich ducha wiedeńskiego walca, to przesadzał w dźwieku instrumentów dętych blaszanych – jednym słowem było to wykonanie zarówno fascynujace, jak i chwilami nawet przerażajace.

 

Alexander Vedernikov

 

Zastanawiałam się potem, skąd u niego ta przesada, groteska i wykrzywienie w bolesnym grymasie. Doszłam do wniosku, że Vedernikov gra Mahlera po „szostakowiczowsku”, często twierdzi się, że Szostakowicz w swych najbardziej sarkastycznych cześciach wzorował się na Mahlerze. Tutaj dostaliśmy coś na odwrót: interpretacje Mahlera „po Szostakowiczu”. W sumie był to wyjątkowy wieczór, pełen emocji. Wracajac pieszo nabrzeżem kopenhaskiego portu wśród licznych rowerzystów, przemykajacych obok, czułam sie prawie pijana wrażeniami, a światła miasta „za wodą” wydawały się iście bajkową krainą.

                                                                        Eva Maria Jensen