Przegląd nowości

Koniec Festiwalu, czyli początek nowego

Opublikowano: wtorek, 10, wrzesień 2019 17:02

Finał Chopin i jego Europa szczególnie ciekawy i uroczysty 1. września w Filharmonii Narodowej, nie nosił jednak cech obchodów 80-lecia wybuchu wojny. Było to raczej przypieczętowanie ostatniego członu nazwy Festiwalu – ukazanie Europy jako ojczyzny muzyki klasycznej, kiedyś i dziś.

 

Andrzej Boreyko 1

 

Ostatni klasyk wiedeński z jego czteroczęściową Piątą, czteroczęściowy Koncert skrzypcowy, posiadający tę samą klasyczną konstrukcję, oraz wspaniałe Wariacje symfoniczne, czyli forma, którą również klasycy z upodobaniem uprawiali. Grała orkiestra FN pod dyrekcją Andrzeja Boreyko, który wystąpił jeszcze przed oficjalnym objęciem fotela dyrektora artystycznego. Grała jak w transie. Lutosławski był barwny i różnorodny aż do upojenia, a przy tym oparty na temacie ludowym (czyżby kompozytor już przeczuwał nadejście socrealizmu).


Wspaniałe dzieło, które podobno nie spodobało się profesorowi młodego Witolda czyli Witoldowi Maliszewskiemu. Ciekawe byłoby wysłuchanie takiej krytyki sprzed lat. Później była klimatyczna Alena Baeva w seledynowej długiej sukni. Pod jej palcami Mieczysław Weinberg brzmiał trochę ironicznie, trochę bohatersko, a trochę nostalgicznie przywodząc na myśl jakiś motyw śpiewu żydowskiego. Blisko było tej muzyce do stylu Szostakowicza, choć trochę mniej drapieżnego. Ostatnia część w rytmie nieco upiornego marsza, a także część pierwsza, stały się okazją do popisu niebywałej wirtuozerii. Na bis Baeva odwołała się do wcześniejszej epoki, co średnio pasowało do głównego dania, ale uspokoiło rozszalałe emocje, a jej skrzypce, Stradivarius „Molitor”, brzmiały spokojnie i ciepło. Było tych słynnych instrumentów podczas Festiwalu więcej. Np. grający dwa dni wcześniej Daniel Hope, też wzięty wirtuoz, przywiózł skrzypce Guarneriego, które kiedyś służyły naszemu Karolowi Lipińskiemu.

 

Andrzej Boreyko 2

 

Wreszcie po przerwie nastąpiła erupcja słowiańskiego temperamentu w Beethovenie. Orkiestra miotała się od fff do ppp. Poszczególne sekwencje utworu, bodaj najsłynniejszej Symfonii Mistrza z Bonn, zostały maksymalnie skontrastowane. Przejście od Scherza do Finału podprowadzone zostało do obłędnego wybuchu, a poprzedzające ten moment pizzicato  zdawało się całkiem nierealnym odebraniem mocy muzycznej narracji. Choć utwór jest powszechnie znany tym razem wydawał się jakiś zaskakująco „inny”. Koda pokazała możliwości dynamiczne zespołu, z dobrze dozowanym napięciem, które musi w końcu znaleźć rozwiązanie w ostatecznych akordach, które jednak nie nadchodzą. Maestro Boreyko zmobilizował zespół do ogromnego wysiłku, nawet drobna awaria skrzypiec koncertmistrza nie popsuła piorunującego wrażenia. Po ostatnich taktach nastąpiła długa owacja, dyrygent wychodził kilkakrotnie, wyróżniał poszczególne grupy instrumentów, dętych, smyczkowych, perkusyjnych. Robił to parę razy, a publiczność nadal nie pozwalała zejść z estrady. Maestro uciekł się do sposobu – ciągnąc za rękaw Krzysztofa Bąkowskiego. Czy tak będzie wyglądał nowy sezon Filharmonii pod nowym kierownictwem?

                                                                           Joanna Tumiłowicz