Przegląd nowości

Luks przywozi LUX

Opublikowano: środa, 28, sierpień 2019 10:41

Wydarzenia muzyczne na początek 15. Festiwalu Chopin i jego Europa zdominowały znakomite zespoły specjalizujące się w muzyce dawnej Collegium Vocale 1704 i Collegium 1704 pod dyrekcją Vaclava Luksa. Zaczęło się od wykonania w Kościele św. Krzyża dwóch utworów oratoryjnych, Requiem Luigiego Cherubiniego i Te Deum Karola Kurpińskiego. Piękna muzyka z początków romantyzmu grana, jak zaznaczono w programie, pod sercem Chopina.

 

Stefani 1

 

Cherubini zaskoczył od razu pięknym ciemnym, aksamitnym i idealnie czystym, choć niezbyt mocnym brzmieniem zespołów, które grały bez wysoko brzmiących instrumentów, bez skrzypiec i altówek. Potem muzyka nabrała energii, a w Dies Irae (Dzień Gniewu) kompozytor i zespoły Maestro Luksa zastosowały groźne uderzenia w perkusję, co wypadło trochę nazbyt teatralnie.

 

Stefani 2

 

Dopiero zakończenie Requiem przywróciło emocjonalną równowagę, skupienie i wyciszenie, na końcu którego jest prawdziwe światło, czyli Lux Aeterna. Druga kompozycja będąca podniosłym wołaniem do Stwórcy, była kantatą, w której kompozytor ustawił w kulminacyjnym punkcie koloraturową arię sopranową Dignare, Domine (śpiewała pięknie Simona Houda-Saturova), z towarzyszeniem wirtuozowsko ustawionej partii solowych skrzypiec. W utworze tym dała o sobie znać nieco zdradliwa akustyka świątyni, bo wszystkie części fugujące zacierały się w pogłosie. Szkoda, że dyrygent nie zwolnił tempa, albo nie zrezygnował z mocniejszego forte.


Takich uwag nie można było zgłaszać pod adresem czeskiego zespołu i dyrygenta w koncertowym wykonaniu opery Cud mniemany czyli Krakowiacy i Górale następnego dnia w Filharmonii Narodowej. Tutaj mieliśmy już idealną jasność, radość, humor i ludowy temperament, który Czech z urodzenia, a Polak z wyboru Jan Stefani stworzył przy współpracy z Wojciechem Bogusławskim. Nie na darmo został też Kapelmistrzem Dworu króla polskiego Stanisława Augusta Poniatowskiego. W Uwerturze wysłyszeliśmy motywy zapożyczone przez Stefaniego u Mozarta.

 

Stefani 3

 

W Filharmonii kościelny pogłos nie zaburzał odbioru muzyki, mogliśmy podziwiać precyzję i muzykalność orkiestry, która bezbłędnie wygrywała rytmy góralskie, węgierskie, podkrakowskie i oczywiście dostojne polonezy. Motywy taneczne typowo polskie, choć zapewne trochę podobne do ich rodzimych, czeskich.

 

Stefani 4

 

Wszak Jan Stefani, wzorem zawodowych badaczy folkloru podróżował po Polsce, wsłuchiwał się w ludowe kapele i wchłaniał żywioł tkwiący w prostym ludzie. Nieźle też wcielili się w postacie tej zabawnej, choć wcale nie banalnej śpiewogry, soliści z przewagą Czechów. Ale Natalia Rubiś w roli Basi była bezkonkurencyjna i tylko sympatyczny bas Jana Martinika, który wczuł się w osobę zarozumiałego Górala Bryndasa, stwarzał wrażenie, że na estradzie Filharmonii Narodowej toczy się jakaś akcja.


Dla nie w pełni zaspokojonych urokiem pierwszej polskiej opery Narodowy Instytut Fryderyka Chopina wydał dwupłytowy album z pełnym nagraniem dzieła Stefaniego i Bogusławskiego. Tutaj partiom granym i śpiewanym przez zespoły Vaclava Luksa towarzyszą znakomicie zaaranżowane mówione dialogi w reżyserii Janusza Kukuły, a wśród wykonawców znajdziemy takie znakomitości polskiej sceny, jak Andrzej Seweryn, Danuta Stenka, Mariusz Bonaszewski, Łukasz Lewandowski, Anna Cieślak.

 

Stefani 5

 

I tak spełniła się wspaniała idea Festiwalu Chopin i jego Europa, aby pokazać fenomen polskości tkwiący w narodowej muzyce, z jego wcześniejszymi postaciami. Także ten wciąż niedoceniany tkwiący w z pozoru błahej śpiewogrze, z ogromnym ładunkiem patriotycznym i społecznym, który napisali dla nas urodzony w czeskiej Pradze Jan Stefani i tytan teatralnej polskości Wojciech Bogusławski.

 

Stefani 6

 

Nasza wdzięczność należy się też wrażliwemu wykonawcy Vaclavowi Luksowi i pomysłodawcy Stanisławowi Leszczyńskiemu. Po koncercie w Filharmonii Narodowej Vaclav Luks podpisywał wydaną w znakomitym tempie i stylu płytę z polsko-czeskimi Krakowiakami i Góralami. Zaś publiczność wymieniała spostrzeżenia i dawała wyraz nieraz pełnemu zaskoczeniu, że w naszej narodowej skarbnicy muzycznej są dzieła tak miłe dla ucha, lekkie i piękne zarazem

                                                                   Joanna Tumiłowicz