Przegląd nowości

„Purytanie” Belliniego w Opéra Royal de Wallonie – Liège

Opublikowano: środa, 26, czerwiec 2019 07:43

Opéra Royal de Wallonie w belgijskim Liège zamyka bieżący sezon jednym z klejnotów włoskiego belcanta, jakim są Purytanie Vincenzo Belliniego, ostatnim dziełem tego kompozytora, który przedwcześnie zmarł zaledwie osiem miesięcy po jego prapremierze w paryskim Théâtre-Italien w 1835 roku. 

 

Purytanie,Liege 1

 

Autorzy nowej realizacji tej pozycji repertuarowej w osobach dyrygentki Speranzy Scappucci i reżysera Vincenta Boussarda postanowili zaprezentować publiczności pełną wersję rzeczonej opery, co zdarza się niezmiernie rzadko i już samo w sobie stanowi godne uwagi wydarzenie. Przypomnieć bowiem należy, iż ponieważ mamy tu do czynienia z dziełem wyjątkowo długim, skomplikowanym i stawiającym wysokie wymagania wokalne, przyjęło się, że skraca się je o rozmaite powtórzenia brawurowych cabalett i scen chóralnych.


Pomija się też fragmenty nastręczające solistom wyjątkowe trudności, jak na przykład wielki finał z aktu pierwszego zawierający przepiękne trio pomiędzy tenorem, barytonem i mezzosopranem, które nie pojawia się nawet na żadnym nagraniu płytowym.

 

Purytanie,Liege 2

 

Równie rzadko można w teatrach operowych usłyszeć wielki duet pomiędzy Elwirą i Arturo z aktu trzeciego, szczęśliwie teraz w Liège przywrócony, podobnie jak pomijane na ogół liczne pasaże z finału opery. Żeby to jednak było możliwe, Opéra Royal de Wallonie musiała sobie poradzić ze skompletowaniem prezentującego najwyższy poziom zespołu solistów, co jej się szczęśliwie - z małymi zastrzeżeniami - udało.

 

Purytanie,Liege 3

 

Nie na darmo przecież obsada czterech głównych ról w tym dziele zyskała przydomek „kwartetu z Purytanów”, który z czasem stał się też synonimem trudno osiągalnych umiejętności wokalnych. Libretto Carlo Pepoliego wydaje się dosyć miałkie, gdyż w zasadzie sprowadza się do historycznego konfliktu w siedemnastowiecznej Anglii pomiędzy zwycięskimi stronnikami Cromwella i pokonanym obozem Stuartów. Oznacza to, że budowanie obrazu scenicznego w oparciu o pozbawioną przykuwających uwagę zwrotów akcji narrację jest tutaj przedsięwzięciem z góry skazanym na porażkę.


Na szczęście francuski reżyser Vincent Boussard położył nacisk na to, co w tej operze wydaje się najważniejsze, to znaczy na psychologiczny wymiar postępowania protagonistów, na ich stany ducha i miłosne pasje, na ludzkie namiętności, rezygnując z niewiele wnoszącego eksponowania wydarzeń politycznych.

 

Purytanie,Liege 4

 

Jego oszczędna pod względem efektów scenicznych realizacja, osadzona w scenografii Johannesa Leiackera i zanurzona w pastelowym i stonowanym oświetleniu Joachima Kleina, sugestywnie przywołuje romantyczny charakter opery Belliniego. Całą głębię przestrzeni wypełnia wznoszący się do samej góry gmach, z krużgankami i kładkami pozwalającymi na płynne przemieszczanie się grup chórzystów oraz solistów.

 

Purytanie,Liege 7

 

Do romantyzmu odsyła nas również umieszczony w centrum fortepian, zręcznie wykorzystywany w scenach intymnych pomiędzy Elwirą i Arturem. Co ciekawe, postać tego ostatniego jest często przez Boussarda utożsamiana z samym Bellinim, co jest już jednoznacznie pokazane w prologu, podczas którego mieszkańcy fortu purytanów gromadzą się przy grobie kompozytora. Warta podkreślenia jest ciesząca oko estetyka historycznych kostiumów, zaprojektowanych przez słynnego kreatora mody Christiana Lacroix.


Wreszcie tajemnicze, oniryczne i poetyckie klimaty są tutaj osiągane za pomocą nastrojowych i subtelnych projekcji wideo Isabeli Robson (na przykład spowolnione spadanie kropel wody czy trzepoczące skrzydła motyla), rzucanych na wielki tiul odgradzający scenę od publiczności. To dzięki nim oglądane przez widzów obrazy cechuje delikatna mglistość i niejednoznaczność.

 

Purytanie,Liege 6

 

Podziw wzbudza ogromna praca, jaką Speranza Scapucci wykonała w zakresie stylu muzycznego, wymagającego od orkiestry niezwykłej delikatności w akompaniamencie, maksymalnie zniuansowanych pianissimi czy niemalże księżycowych barw. Niekiedy ów akompaniament niektórych arii ogranicza się do zaledwie paru pizzicati czy kilku triol, które muzycy z Orkiestry Opéra Royal de Wallonie wykonują z zaiste imponującą precyzją i wyczuciem.

 

Purytanie,Liege 5

 

Na uznanie zasługuje również doskonale przygotowany przez Pierre’a Iodice’a spójnie brzmiący chór, zbiorowy bohater omawianej opery. Co ważne, dyrygentka zadbała też od to, aby w partiach solowych wszystkie, nawet te najwyższe nuty czy akrobacje wokalne zostały wykonane zgodnie z oryginalnym zapisem kompozytora. Dzieje się tak dzięki obsadzeniu w partiach zakochanej pary dwójki wybitnych solistów, w osobach ucieleśniającego Artura Lawrence’a Brownlee’go oraz kreującej postać Elwiry Zuzanny Markovej.


Amerykański tenor wywołuje zachwyt i częste wybuchy aplauzu szlachetnym prowadzeniem finezyjnie, ale także i walecznie brzmiącego głosu, bezbłędnie opanowanym wibratem i ujmującą naturalnością gry scenicznej. Towarzysząca mu czeska sopranistka koloraturowa ujmuje natomiast oszałamiającą wirtuozerią, nasyconą emisją i rzadko spotykaną umiejętnością stopniowania ekspresji, co pozwala jej osiągnąć szczyty emocjonalnego paroksyzmu w słynnej scenie obłędu.

 

Purytanie,Liege 8

 

To właśnie ta dwójka artystów okazuje się wokalnym filarem całego przedstawienia.  Nieco niższy poziom prezentują śpiewający partię Riccarda Mario Cassi, włoski baryton od nie do końca ustabilizowanej emisji, oraz mający drobne problemy z plastycznym frazowaniem, a pochodzący również z Włoch bas Luca Dall’Amico, występujący jako Sir Giorgio Walton.

 

Purytanie,Liege 9

 

Nie zawodzą natomiast pozostali soliści międzynarodowej obsady: Alexise Yerna (królowa Henrietta), Zeno Popescu (Sir Bruno Roberton), członek miejscowego chóru Alexei Gorbatchev (Lord Gualtiero Walton) i przekonująco kreująca niemą rolę cienia Elwiry Sofia Pintzou. Niebywałe zaangażowanie tych wszystkich wykonawców, prowadzonych pewną ręką przez uważaną za niepodważalny autorytet w dziedzinie belcanta i znajdującą się tym razem jakby w transie Speranzę Scappucci, decyduje o wielkim sukcesie tej produkcji.

                                                                             Leszek Bernat