Przegląd nowości

Śpiew jako modlitwa

Opublikowano: piątek, 21, czerwiec 2019 21:27

Trudno znaleźć bardziej odpowiedni temat dla Teatru Żydowskiego jak sztukę pt. Śpiewak jazzbandu Samsona Raphaelsona. Jej kinowa wersja stała się sławna dzięki temu, że była pierwszym w historii filmem dźwiękowym, ale jeszcze z pozostałościami kina niemego.

 

Spiewak jazzbandu 1

 

Tym tropem poszedł też Wojciech Kościelniak, który na tej samej fabule oparł zręby śpiewanego i tańczonego widowiska z muzyką Mariusza Obijalskiego. Chodziło generalnie o przeciwstawienie sobie dwóch stylów muzycznych, śpiewu synagogalnego i występów wokalnych tytułowego śpiewaka jazzbandu. Musical Wojciecha Kościelniaka stał się dziełem teatralnym najwyższej próby. Obowiązek zaśpiewania modlitwy Kol Nidrej w przeddzień najważniejszego święta pokutnego Jom Kipur, staje się tu zasadniczym powodem konfliktu w rodzinie młodego artysty.


Wojciech Kościelniak opowiada tę historię dostojnie, ale i z ogromną werwą, pokazując talent muzyczny i taneczny Jakie Robina, który robi wielką karierę na Broadwayu, ale wciąż czuje związek ze swoją rodziną i kulturą wyniesioną z domu. Ojciec Jakiego, synagogalny kantor, wyrzekł się jednak syna. Dla ortodoksyjnego Żyda człowiek poświęcający się lekkiej muzie, frywolnej, a co najgorsze, pozbawionej religijnej głębi, jest odszczepieńcem.

 

Spiewak jazzbandu 2

 

Twórcy widowiska są jednak zdania, że jazz tak ukochany przez Jacka, to także rodzaj modlitwy. Jest ona wprawdzie zniekształcona, chora i nieświadoma celu, ale też niesie wartości duchowe. Musical Kościelniaka ma właśnie takie wyraziste przesłanie. W zatłoczonych kabaretach i lokalach o podejrzanym, rozpustnym charakterze, też możliwe są głębsze przeżycia.

 

Spiewak jazzbandu 3

 

Śpiewak jazzowy od synagogalnego różni się tylko tym, że nie wie, że się modli. A dodatkowo – tłumaczy nam twórca musicalu – Żydzi determinują naturę i zakres jazzu bardziej niż czarni mieszkańcy Ameryki, od których ukradli jazz i dali mu nowy kolor i znaczenie. Jazz to przecież także Irving Berlin, Al Jolson, George Gershwin, Sophie Tucker. To są Żydzi ze swoimi korzeniami w synagodze. I oni wyrażają w ewangelicznych zwrotach naturę naszego dzisiejszego chaosu. Musical Kościelniaka jest perfekcyjnie zrealizowany przez artystów dokooptowanych do składu warszawskiego Teatru Żydowskiego. Rewelacyjni soliści z Kamilem Krupiczem na czele, podnoszą zamysł autora do wyżyn rzadko oglądanych na polskiej scenie.


Krupicz jest żywy jak iskra, śpiewa jak w transie i wykonuje w trakcie niesamowite ruchy taneczne, piruety podskoki, gesty. Jest 100 razy lepszy od występującego w tytułowej roli w 1927 roku Ala Jolsona. Wierzymy, że to on jest w głębi duszy prawdziwym Jakiem Robinem. który dla sceny jazzowej porzucił swoje nazwisko Rabinowitza.

 

Spiewak jazzbandu 4

 

W roli ojca Jakiego, starego kantora, gra i śpiewa świetny Paweł Tucholski, którego można by z lubością słuchać wśród renomowanych kantorów synagogalnych, jacy prezentują się podczas corocznych festiwali Warszawa Singera. Najwyższe kompetencje sceniczne prezentuje też w roli Tapera Arkadiusz Borzdyński.

 

Spiewak jazzbandu 5

 

Zupełnie swobodnie gra na pianinie różne kawałki, jest nawet początek Poloneza A-Dur Chopina, akompaniuje tancerzom i śpiewakom, sam też śpiewa i tańczy, jakby nic innego w życiu nie robił. Warto wiedzieć, że wszyscy ci artyści są muzykami po Akademiach, mają przygotowanie taneczne i aktorskie, a także, jak Mariusz Obijalski – zajmują się profesjonalnie kompozycją. Wśród tańczących dostrzegamy Ewelinę Adamską-Porczyk, która jednocześnie przygotowała niezwykłą choreografię, pokierowała próbami grupy baletowej, potrafiła wydobyć z tancerzy niesamowitą energię, czego najlepszym przykładem jest scena Express, czyli zbiorowego szaleństwa podczas jazdy pociągiem.


Tej zespołowy układ chóralno-taneczny, który w całości odbywa się na krzesłach, połączony z opowieścią o karierze Jakiego i jego dziewczyny przejdzie zapewne do złotej księgi polskiego teatru muzycznego. Wojciech Kościelniak zaprosił do zaprojektowania scenografii i kostiumów Annę Chadaj, co wymaga dodatkowego komentarza.

 

Spiewak jazzbandu 6

 

Scena jest bowiem jakby wnętrzem planu filmowego, podzielona jest na poszczególne klatki taśmy, które od czasu do czasu zasłaniane przezroczystą siatką stają się ekranami dla „cytatów” ze starego filmu. Jej kostiumy także przemawiają, u kantora np. są nadrukowane wersy pisane alfabetem hebrajskim. 

 

Spiewak jazzbandu 7

 

Autor reżyserii świateł –Tadeusz Trylski przyjechał prosto z Broadwayu, by wspomóc taką niezwykłą produkcję. Nie należy zapominać o aktorach Teatru Żydowskiego występujących w rolach charakterystycznych, którzy z wielkim oddaniem wprowadzają nas w świat żydowskiej kultury, która do USA przybyła z Europy i tam początkowo dyskryminowana i pomijana po wielu latach uzyskała dla siebie godne miejsce. Gdy oni śpiewają, to choć brak im wokalnej perfekcji, mamy pewność, że tak właśnie wyglądało zwykłe, żydowskie muzykowanie domowe. W pamięć zapadają kreacje matki Jakiego – Moniki Chrząstowskiej, Joachima – Jerzego Walczaka, Judelsona – Henryka Rajfera i wielu innych. Jeśli ktoś uzna, że moje zachwyty są przesadzone, niech się uda na spektakl Śpiewaka Jazzbandu.

                                                                 Joanna Tumiłowicz