Przegląd nowości

Rewia Voltaire

Opublikowano: środa, 19, czerwiec 2019 10:07

W przeciwieństwie do Don Giovanniego, na którego akcję rzutowano siatkę odniesień do Osiem i pół Felliniego, to w przypadku Kandyda można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z oglądanym na żywo, oryginalnym filmem Michała Znanieckiego na podstawie powiastki Voltaire’a. Wrażenie to wynika z płynnego przechodzenia scen, ich sekwencyjnego układu i charakteru.

 

Kandyd,Krakow 2

 

Poza tym Michał Znaniecki położył nacisk na stronę widowiskową swej pomysłowej inscenizacji, która ma olśnić widza bogactwem i przepychem dekoracji i strojów, a jednocześnie nie pozostaje w konflikcie z pierwowzorem, lecz z nim koresponduje i zachowuje uchwytną więź tożsamościową.

 

Kandyd,Krakow 3

 

Jest to prawdziwa feeria pomysłów, w której jeden efekt goni następny, atrakcja atrakcję, tak że w końcu od ich przybytku bolą nieco oczy i jest się trochę zdezorientowanym, a w pewnym momencie z powodu natłoku i przeładowania nimi wkrada się odczucie monotonii, ponieważ dla błyskotliwych rozwiązań przydałby się odpowiedni kontrast, na tle którego dopiero zostałyby należycie wyeksponowane i wydałyby się prawdziwymi fajerwerkami – scena auto da fé z kankanem zakonnic i inkwizytorów, scena egzekucji indiańskich animistów. Zwłaszcza od połowy drugiego aktu zamiera akcja i pojawia się ciąg luźno związanych ze sobą numerów muzycznych, następujących jeden po drugim. Jest to zatem rewia, a wolterowska dlatego, że narratorzy przybrali jego postać, a są nimi Krzysztof Piasecki i Sławomir Mokrzycki.


Ich występ po części posiada improwizowany charakter. Drugi, będący dziennikarzem radiowym i telewizyjnym, zachowuje pewien dystans i trzyma się realiów epoki, pierwszy natomiast, jako artysta kabaretowy, wplata nawiązania do aktualnej sytuacji politycznej, choć wiele z tych grepsów nie jest najwyższych lotów i stanowi obcy wtręt w świecie Bernsteinowskiej… No właśnie, istnieje rozbieżność, co do gatunkowego zaklasyfikowania Kandyda.

 

Kandyd,Krakow 1

 

Ja proponuję uznać go za musical serio przez analogię do oper: seria i buffa. Czynnik improwizacji występuje również w opowieści przed kurtyną Starej Damy, która przybiera odmienną postać w wydaniu Małgorzaty Walewskiej, inną w przypadku Olgi Maroszek. Dekoracje Luigiego Scoglio przezwyciężyły ograniczenia przestrzenne sceny Opery Krakowskiej, a mianowicie za sprawą otwierających się w nich prześwitów, odsłaniających kolejne plany, zamknięte czarnym tłem horyzontu, co stwarza złudzenie głębi.


Akcja tylko poprzez wiedzę publiczności o Wolterze i jego czasach może kojarzyć się z Oświeceniem, albowiem w scenografii łączą się realia z różnych epok, tworząc autonomiczną, ale spójną całość. Reżyser zachowuje „parytet” w równie bezceremonialnym obchodzeniu się z rozmaitymi tradycjami wyznaniowymi: wspomniany kankan zakonnic i inkwizytorów w sekwencji lizbońskiej, w pewnym momencie przechodzący w wirowanie na wzór derwiszów mewlewich.

 

Kandyd,Krakow 4

 

W następującej po niej sekwencji paryskiej pojawiają się upostaciowane przez tancerzy postacie rabina i arcybiskupa, którzy zakręcą walca, w czym dopatrzyć się można reminiscencji z cricotage’u Gdzie są niegdysiejsze śniegi Tadeusza Kantora, gdzie bracia Lesław i Wacław Janiccy jako kardynałowie wiodą tango, a w sekwencji amazońskiej pojawia się Paquette przebrana w zakonny habit, lecz zachowująca się w nim nader swobodnie.

 

Kandyd,Krakow 5

 

Gdy pod koniec pierwszego aktu akcja przenosi się do Kadyksu, nad dekoracjami unoszą się cztery małe żaglowce, a gdy bohaterowie postanawiają wypłynąć do nowego Świata, w głębi sceny przesuwa się szkielet dwumasztowca. Scenom wojny, a potem sztormu i zatonięcia statku towarzyszą rozbłyski świateł, a morskie fale imitują bele rozpostartej materii niczym w Brechtowskim przedstawieniu Wyjątek i reguła Georgio Strehlera, na którego tak lubi się powoływać Michał Znaniecki. Zresztą pod względem zawiłości akcji Kandyd śmiało może konkurować z librettami oper barokowych, gdyby do przypowieści Voltaire’a muzykę napisał na przykład współczesny mu Johann Christian Bach. 


W przypadku partytury Bernsteina to posiada ona polistylistyczny, kolażowy czy po prostu eklektyczny* charakter, a więc rytmy gawota, walca, polki i  tanga mieszają się w niej z melodią barkaroli. W sekwencji paryskiej dają znać o sobie reminiscencje Ravelowskiego Walca. 

 

Kandyd,Krakow 6

 

O piętrowym palimpseście można mówić w odniesieniu do sceny rozgrywającej się w Eldorado, kiedy w arii Vandenderdura z chórem Bon voyage przywołane zostają cytaty z Pięknej Heleny Offenbacha, który z kolei w Pan Choufleuri przyjmuje sam parodiował styl operowy Donizettiego. Wprawne ucho wyłowi ponadto paralele pomiędzy niektórymi fragmentami Kandyda Królem Ubu Krzysztofa Pendereckiego, na przykład unisonowym śpiewem inkwizytorów w scenie lizbońskiego auto da fé a tym dwugłowego cara w scenie moskiewskiej, czy parodystycznymi koloraturami Kunegundy i Ubicy.


A wszystko to działo się w czasach, gdy tego rodzaju praktyki nie usprawiedliwiano jeszcze estetyką ponowoczesną. W spektaklu bierze udział cała plejada artystów, ponieważ tak bardzo rozbudowana jest obsada i nie zawsze możliwym  staje się wykonywanie przez jednego śpiewaka kilku epizodycznych ról, skoro wymagają one różnych odmian głosów. Wojciechowi Soko-Sokolnickiemu szczęśliwie udało się przezwyciężyć manierę operową i związane z nią ustawienie głosu.

 

Kandyd,Krakow 7

 

Także Łukasz Gaj pewniej czuje się w tej konwencji wokalnej i w znacznej mierze powiodło mu się opanowanie problemów emisyjnej natury, które wcześniej dawały znać o sobie. W roli filozofa Panglossa dwukrotnie wystąpił Mariusz Godlewski, w którego interpretacji zwłaszcza drugi song Dear boy odznaczał się ekspresyjnymi modulacjami barwy głosu, a także jego plastycznym operowaniem, w tym ściszaniem.

 

Kandyd,Krakow 8

 

Monika Korybalska jako przywołana już Plaquette lepiej radziła sobie w drugim akcie z koloraturami, nawiązującymi do refrenu ronda Kunegundy, niż to było w przypadku wykonawczyń jej samej. Katarzyna Oleś-Blacha ujmowała słuchaczy przede wszystkim szlachetnym legato, a także przydaniem większej dozy uczucia scenicznemu wizerunkowi postaci, podczas gdy Joanna Moskowicz lepiej odnalazła się w wokalizach, choć momentami brakowało im większej dozy niewymuszenia, a sama bohaterka odznaczała się pewnym chłodem i wyniosłością.


Więcej temperamentu do postaci Starej Damy wprowadziła Małgorzata Walewska, w której wykonaniu na słowa uznania zasłużyło zwłaszcza brawurowe tango I am easily assimilated, w którym towarzyszą jej tancerze ze szpadami, nagimi torsami i krezami na szyjach, a doświadczenie sceniczne pozwoliło wydobyć różne subtelności muzycznej natury.

 

Kandyd,Krakow 10

 

Olga Maroszek dysponuje nieco jaśniejszym głosem, stąd i kreowana przez nią postać nie posiada tego ciężaru gatunkowego, choć może budzi więcej sympatii. Młody baryton Hubert Zapiór wystąpił w roli Maksymiliana, przybierającego wszakże różne oblicza jak na przykład argentyńskiej piękności ukazanej w konwencji drag queen, dając przy okazji pokaz aktorstwa transmutacyjnego, polegającego na licznych przeistoczeniach, choć reżyser w związku z nim przeszarżował z nadmiarem działań mimicznych (w rozmowie z rodzicami, towarzyszącej odkrywaniu przez Kandyda i Kunegundę ich płciowości), niekiedy ocierających się o burleskę, gdy nieprzyzwyczajony do butów na wysokich obcasach bohater wciąż się przewraca, co stanowi tło sytuacyjne arii gubernatora Buenos Aires. 

 

Kandyd,Krakow 11

 

Pod względem wokalnym artysta przyciemnił barwę głosu, przydając jego brzmieniu znamion wyraźnie bohaterskich. Krzysztof Kozarek poczynił znaczne postępy w panowaniu nad głosem, tak że rolę wspomnianego gubernatora może zaliczyć do bardziej udanych.


W charakterystycznym songu demonicznego Marcina-piromana Words, words, words, będącego rewersem optymizmu Panglossa i jego songu o najlepszym ze światów The best of all possibile worlds, korzystne wrażenie pozostawili  Michał Kutnik i Stanisław Olejniczak, ten drugi również pod względem postaciowym. 

 

Kandyd,Krakow 9

 

Także Wasyl Grocholsky w pełni odnalazł się w parodystycznych rolach Ragockiego i Vandendurdera, a jego śpiew odznaczał się dźwięcznością i wyrównaną barwą. Przyznam się, że miałem wątpliwości, co do wprowadzenia tej pozycji do repertuaru Opery Krakowskiej. W Polsce istnieje praktyka kawalkad pewnych tytułów przez krajowe sceny. Naprzód nie są grane wcale, a potem pojawiają się seryjnie, bądź zgoła równocześnie. Michał Znaniecki wcześniej wyreżyserował Kandyda w Poznaniu, a w ubiegłym sezonie grała go także Opera Wrocławska. Wybór ten okazał się jednak tym razem w pełni trafiony, zarówno w gusta krytyków, jak i publiczności.

                                                                         Lesław Czapliński

 

* Niepotrzebne skreślić