Przegląd nowości

Zabij mnie Goethe!

Opublikowano: czwartek, 11, kwiecień 2019 12:06

Szatański pomysł wyrastający jednak z kronik kryminalnych (o ile samobójstwo jest zdarzeniem kryminalnym), stanął u podstaw spektaklu Instytut Goethego. Kroniki donoszą bowiem, iż po opublikowaniu młodzieńczej powieści Johanna Wolfganga Gothego Cierpienia młodego Wertera przez Niemcy przewaliła się fala samobójstw młodych ludzi rozczarowanych niepowodzeniami romansowymi. Autor i reżyser Cezary Tomaszewski zrobił z tego pastisz historii detektywistycznej, w której po serii nagłych śmierci szuka się zabójcy – w domyśle Goethego – który się ukrywa wśród gości zebranych w zamku.

 

Instytut Goethe

 

Tego jednak naszemu twórcy było absolutnie za mało, więc wzbogacił intrygę o nudnawe popisy taneczne i wokalne. I tutaj można mu najwięcej zarzucić, bo w końcu Tomaszewski jest w dziedzinie wokalistyki profesjonalistą, przez wiele lat śpiewał w chórze Teatru Wielkiego w Warszawie, a edukował się wcześniej w przyteatralnym zespole dziecięcym Alla Polacca. Gdyby to on miał zaśpiewać te wszystkie przeboje popularno-operowe, wyszłoby dużo lepiej niż w wykonaniu aktorów, którzy podjęli się tych zadań bez żadnej dłuższej edukacji muzycznej. Wykonywane przez nich melodie były intonowane nieczysto, niechlujnie, z wyraźną tendencją, aby potraktować to całe widowisko, jako zgrywę. Możliwe, że Cezary Tomaszewski, który pragnie jako reżyser zrzucić muzykę poważną czy klasyczną z piedestału, właśnie taką jatkę wokalną precyzyjnie zaplanował, ale wynudzona publiczność nie potraktowała tych zabiegów jako dobry żart. Już więcej śmiechu przyniosła widzom niestandardowa inscenizacja opery Moniuszki Halka, w której na scenę wprowadzono m.in. postać grającą Marię Fołtyn. A zdarzyło się to jeszcze na długo przed ogłoszeniem Roku Moniuszki. Scena końcowa Instytutu Goethego będąca trochę niesmacznym zaskoczeniem miała nas uspokoić w kwestii samobójstw z miłości dzisiaj. Czyżby jednak autor się nie mylił? Zamachy na własne życie i próby samobójcze nastolatków są nadal poważnym problemem, choć już nikt obowiązkowo Cierpień młodego Wertera nie czyta. Ale sam Goethe gdyby wstał z grobu i posłuchał jak się śpiewa na scenie (w ramach Warszawskich Spotkań Teatralnych), to chyba jednak zacząłby strzelać.

                                                                          Joanna Tumiłowicz