Przegląd nowości

Uwiedziony od pierwszego dźwięku albo Czarodziej Zdunik

Opublikowano: sobota, 09, luty 2019 11:56

Od pierwszego, dyskretnie zaznaczającego się wejścia smyczków, pewną ręką prowadzonych przez JoAnn Fallettę, oraz rozwijającej się na ich tle kantyleny solowego instrumentu Marcina Zdunika w Koncercie wiolonczelowym c-moll op. 43 Mojsieja (Mieczysława) Wajnberga, bez reszty uwiedziony zostałem przez wykonawców i stojącego za nimi kompozytora.

 

Filharmonia,JoAnn Falletty 1

 

Utwór składa się z dwóch, przeciwstawnych sekwencji: wolnych, granych attacca, oraz szybkich, połączonych kadencją. Przebieg muzyczny wyłania się z dynamiki pianissimo i po zatoczeniu okręgu pod koniec do niej powraca. W tle zasadniczych tematów rozbrzmiewają od czasu do czasu motywy orientalne – w okresie powstawania koncertu autor był z urzędowego przydziału Uzbekiem (w ramach radzieckiego internacjonalizmu okresowo zmieniało się polityczną lub artystyczną przynależność narodową). I właśnie te motywy w ogniwie w tempie Moderato, otwartym przez ostinato blachy i solowego instrumentu, tworzą rodzaj charakterystycznej dla muzyki Wschodu aury pewnej monotonii, w czym dosłuchać się można niezamierzonych zapowiedzi minimalizmu, o którym nikt wtedy jeszcze nie myślał.


Orkiestra w przeważającej mierze spełnia rolę nienarzucającego się akompaniamentu, szerzej dochodząc do głosu w finale, w którym pojawia się dłuższy, samodzielny ustęp na nią przeznaczony. Prowadząca krakowskich filharmoników dostosowała się do takich założeń kompozytora i nie wychodziła przed solistę, z którym nawiązała idealne porozumienie, bacznie zabiegając o należyte wspieranie jego partii. W grze tego artysty budzi podziw przede wszystkim nieskazitelna artykulacja, w której nie ma miejsca na wszelkie niepożądane odgłosy, na przykład związane z kładzeniem smyczka.

 

Filharmonia,JoAnn Falletty 2

 

Dzięki temu można w pełni napawać się szlachetnym, krągłym brzmieniem tego instrumentu, nie tylko w ustępach kantylenowych, ale i w bardziej motorycznych. Posiadając pełną swobodę techniczną i panując nad instrumentem, Marcin Zdunik może poświęcić całą uwagę zamierzeniom interpretacyjnym, a więc odpowiedniemu kształtowaniu frazy, operując przy tym dyskretnymi środkami dynamicznymi i agogicznymi, dzięki którym w jego grze nie ma najmniejszego śladu jakiejkolwiek manieryczności. W dobrym mniemaniu o tym artyście utwierdził Bachowski naddatek.

 

Filharmonia,JoAnn Falletty 3

 

W drugiej części amerykańska kapelmistrzyni starała się wydostać Alexandra von Zemlinskyego z cienia Gustava Mahlera i Richarda Straussa, wydobywając z partytury Fantazji „Syrena”, a właściwie tryptyku poematów symfonicznych na nią się składających, nade wszystko ich walory kolorystyczne, w których można się było od czasu do czasu dosłuchać wrażliwości zgoła impresjonistycznej.


Całość jednak pozbawiona jest większych kontrastów, co przy tych rozmiarach sprawia, iż nie sposób uniknąć wrażenia wyrazowej jednostajności, tak że mimo najlepszych starań nie do końca udało się zaprzeczyć opinii, że największą zasługą tego kompozytora dla muzyki uznać należy bycie teściem Arnolda Schönberga, który na szczęście artystycznie nie podążył jego śladami.

 

Filharmonia,JoAnn Falletty 4

 

Wykonaniu służyła świetna dyspozycja krakowskich filharmoników, jeśli nie liczyć dwóch nierównych wejść blachy po pauzach generalnych w dwóch pierwszych częściach. Program koncertu dopełnił otwierający go El Salón México Aarona Coplanda. Ten eklektyczny twórca o proteuszowej osobowości świetnie ukrywał się za różnymi stylistykami czy zapożyczeniami.

 

Filharmonia,JoAnn Falletty 5

 

W tym przypadku mamy do czynienia z dość obiegowymi wyobrażeniami o muzyce meksykańskiej (choć w partyturze doszukać się można powinowactw z Sensemayą rodzimego twórcy Silvestre Revueltasa), acz jej autorowi nie sposób odmówić sprawności orkiestracyjnej, co jego rodaczka za pulpitem dyrygenckim efektownie wyeksponowała. Muszę przyznać, że do pewnego stopnia zostałem pozytywnie zaskoczony, ponieważ repertuar kazał mi żywić obawy pozostawania przez dwie godziny w zaklętym kręgu epigonów, którymi do pewnego stopnia pozostają wszyscy trzej kompozytorzy. 

                                                           

                                                                                 Lesław Czapliński