Przegląd nowości

Kurzak w MET i w każdym kinie

Opublikowano: poniedziałek, 18, luty 2019 07:44

Transmitowanie spektakli z Metropolitan Opera w polskich kinach okazało się doskonałym biznesem, bo ludziska walą drzwiami i oknami, bilety są droższe niż w polskich teatrach operowych, a rzeszom operowych kinomanów dostarczono satysfakcji i poczucia, że odwiedzili najsławniejszy teatr operowy i to z jego aktualnymi gwiazdami oraz najnowszymi produkcjami. 

 

Jeszcze za mojej młodości chodzenie na operę do kina było nie do pomyślenia. Ale teraz tego zjawiska nie lekceważyłbym, skoro nagania ono sztuce lirycznej nowych wyznawców. Należy tylko napominać operowych neofitów, że prawdziwa głębia przeżyć czeka ich dopiero wtedy, gdy wybiorą się do teatru odpowiednio wypoczęci i ubrani, telefony komórkowe pozostawią w szatni i zrezygnują z fotografowania się w foyer, w rzędach, lub nawet na tle kurtyny. Na widownię wejdą bez butelek z napojami lub broń Boże z suchym prowiantem i poddadzą się magii opery bez pośrednictwa głośników, w żywym kontakcie wizualnym i dźwiękowym z wykonawcami. 

 

W sobotę 2 lutego transmitowano bezpośrednio z Nowego Jorku w nieocenionym programie II Carmen z udziałem Clémentine Margaine (tytułowa), Roberto Alagna (Don José), Alexandra Vinogradova (Escamillo) i Aleksandry Kurzak (Micaëla). Dyrygował Luis Langré i robił to doskonale.

 

Ponieważ wierny sobie zamiast pójść do kina pozostałem w domu, dzielę się tylko wrażeniami słuchowymi, choć pewnie na scenie również było co oglądać.

 

Zarówno dyrygent jak i tytułowi protagoniści (Aleksandra Kurzak twierdzi że opera ta powinna nazywać się Don José), są artystami francuskimi. Nie często się zdarza, że obsadę tego dzieła dominują krajanie Georga Bizeta. Zaprezentowano wersję oryginalną z dialogami mówionymi, w Polsce mało znaną, ale we Francji wykonywaną zgodnie z tradycją jeszcze od prapremiery w Opera Comique.

 

Zapewne ze względów marketingowych w zapowiedziach informowano, że rolę Micaëli wykonywać będzie Aleksandra Kurzak, jako żona Roberto Alagni. Okazało się, że nawet gdyby nie była (a to ze wszech miar udane małżeństwo!), jest Micaëlą niedoścignioną. Od pierwszej do ostatniej frazy zniewalała liryzmem swego pięknego głosu, śpiewając silniejszym dźwiękiem, niż to czyni w znanych na całym świecie i uwielbianych przez nas interpretacjach koloraturowych, ale nigdzie nie przerysowanym emocjonalnie, co świadczy o perfekcji i mistrzowskim opanowaniu rzemiosła wokalnego.


Z sezonu na sezon głos Aleksandry ciemnieje, z wyraźną tendencją do ekspresji spintowej. Ten nasz klejnot wokalny od początku studiów, aż po dzień dzisiejszy pozostaje pod opieką i kontrolą Jolanty Żmurko, pedagoga wybitnego i wrocławskiej śpiewaczki z dyplomem u prof. Ireny Torbus-Mierzwiakowej. Jolanta nie zrobiła międzynarodowej kariery, ale opatrzność wynagrodziła ją hojnie sukcesami Aleksandry, której obecną transformację wokalną (z koloratury na mocniejszy repertuar), matka powinna strzec, jak oka w głowie.

 

Impresario gwiazdy Bogdan Waszkiewicz zapowiada w najbliższym czasie debiut dzisiejszej lirycznej Micaëli w Otellu, Madama Butterfly Tosce. Przed laty jej matka Jolanta Żmurko również zaczynała od koloraturowej Olimpii, Noriny, Adiny i Królowej Nocy, a pod koniec kariery bez trudu śpiewała AidęNabucco Toskę. Jej córka ma przed sobą wiele lat śpiewania. Widać wyraźnie, że pragnie jak najczęściej występować z mężem, ostatnio w Pajacach, Żydówce Carmen, ale w niedalekiej perspektywie w równie forsownych dziełach Verdiego i Pucciniego. W transformacji do mocniejszego repertuaru jest więc wiele w rękach doświadczonej i niezwykle profesjonalnej matki i teściowej.

 

Jej osobowość nieodparty urok i wdzięk przybliżył Polakom postać wielkiego tenora naszych czasów Roberto Alagnę. Podczas transmisji z MET-u dał wokalną kreację na najwyższym poziomie, prezentując interpretację partii Don Joségo w rdzennie francuskim, mistrzowskim wydaniu.

 

Dotyczyło to również zaledwie 35-letniej francuskiej mezzosopranistki Clémentine Margaine pięknogłosej, ekspresyjnej i wokalnie precyzyjnej dumy francuskiej wokalistyki.

 

Po zakończeniu transmisji jej komentator (nie zapamiętałem nazwiska, bo wymamrotał je niezrozumiale) oświadczył, że dzisiejsza Carmen się mu nie podobała i o wiele lepiej w tej roli zaprezentowałaby się nasza … Anna Borucka (sic!). Czym prędzej dowiedziałem się, kto to taki. Absolwentka katowicka, laureatka konkursów w Vrable, Nowym Sączu, Trnavie, Kudowie i Warszawie. Przez kilkanaście ostatnich sezonów śpiewała Orfeusza, Jadwigę, Dorabellę, Cziprę, kilka epizodów, oraz również Carmen!

 

Nikt mi jednak nie umiał powiedzieć, czy jest krewną radiowego komentatora, jego narzeczoną, przyjaciółką, wspólniczką interesów, czy po prostu ulubioną śpiewaczką.

Ale żeby od razu do Metropolitan Opera?

                                                                       Sławomir Pietras