Przegląd nowości

Reżyser powinien być utalentowany

Opublikowano: poniedziałek, 11, luty 2019 07:05

Myślałem o tym, oglądając w Teatrze Muzycznym w Łodzi spektakl Les Miserables wyreżyserowany przez Zbigniewa Maciasa, od kilkunastu lat dyrektora artystycznego tej sceny. Przez kilka dziesięcioleci pracowaliśmy razem kolejno w Teatrach Wielkich Łodzi, Warszawy i Poznania. Macias chcąc mnie rozbawić twierdzi, że jest moim uczniem w zakresie dyrektorowania. Odwzajemniając się uważam, że śpiewania barytonem dramatycznym nauczyłem się właśnie od niego. Różnica polega na tym, że On świetnie sobie radzi programując i kierując pracą teatru, a  ja dotąd nie zaryzykowałem kariery wokalnej, nawet w tak prostym utworze, jak Góralu czy ci nie żal…

 

Ten znakomity śpiewak z repertuarem ponad pięćdziesięciu ról operowych, musicalowych i kilku nagrań płytowych postanowił ponadto zostać reżyserem. Każda droga do tej profesji jest dobra, jeśli włoży się w nią ogrom pracy popartej talentem. Spektakle muzyczne i operowe inscenizowali z powodzeniem reżyserzy teatralni (Okopiński, Hanuszkiewicz, Kordziński, Prus, Zawodziński), filmowcy (Kutz, Żuławski Majewski, Treliński), aktorzy (Brejdygant, Janda, Stuhr, Chyra), absolwenci studiów reżyserskich (Grzesiński, Peryt, Stokalska, Wiśniewski, Adamik), przyuczeni do zawodu (Bursztynowicz, Baduszkowa, Sykała, Czosnowska, Znaniecki), tancerze (Rodbaumówna, Niesobska, Kujawa, Drzewiecki, Konwiński, Wesołowski), wreszcie byli śpiewacy (Bregy, Majak, Żerdzicki, Fołtyn, Biliński, Ochman).

 

Macias należy do tej ostatniej grupy mimo, że ciągle jest w pełni formy wokalnej prezentowanej w Operze Narodowej (np. Miecznik) lub na własnej scenie (rewelacyjny Tewje i Don Kichot).

 

Na mocy ryzykownej decyzji wydanej samemu sobie odważył się już wyreżyserować Krainę uśmiechu, Wesołą wdówkę, Jezus Chrystus Super Star, dokonując tego ze spektaklu na spektakl coraz lepiej. W najbliższych planach zmierzy się ze światowym przebojem musicalowym Miss Saigon, którego premiera przewidziana jest w czerwcu 2019 r. Natomiast kształtem scenicznym Les Miserables po prostu mnie zaskoczył. Ujęcie tematu, pomysł inscenizacyjny, rozwiązanie scen zbiorowych, poprowadzenie czołowych postaci i zmontowanie całości dowodzi nie tylko żmudnych dociekań i kompetencji artystycznej Maciasa, ale jego – ugruntowanego rzetelną pracą – talentu reżyserskiego.

 

Na przełomie grudnia głośno było o wrocławskiej Halce inaugurującej Rok Moniuszkowski. Obejrzałem piąty z kolei spektakl i już podczas uwertury wbiło mnie w fotel. Nie poradzę nic na to, że Halka jest dla mnie – jak dla większości operomanów – świętością narodową.


Toteż wypraszam sobie pląsanie na scenie myszy podczas uwertury, pijanego Stolnika podczas poloneza, Dziembę biorącego pieniądze po kwestii „z mazowiecka rżnij kapela”, czy grającego przez tancerkę psa, przeszkadzającego w arii „Gdybym rannym słonkiem”. Nie zamierzam pastwić się nad wieloma  innymi pomysłami reżyserki,  która wyznała publicznie, że nigdy Halki nie widziała, a wie o niej tyle, co z internetu. Przepełniona pragnieniem odznaczenia się czymś specjalnym podczas debiutu reżyserskiego na terenie Opery, postanowiła zatrzeć różnice między chłopstwem, a szlachtą (sic!) i zmienić zakończenie deklarując, że będzie to… niespodzianka.

 

W scenie finałowej gdy chór śpiewa „Już za późno, już za późno, utonęła biedna już”, tytułowa bohaterka zamiast pławić się w nutach rzeki, rodzi dziecko na środku sceny, zasłonięta spódnicami przez góralki, na wypadek gdyby na widowni były wycieczki szkolne. Następnie jedna z nich wręcza Zofii - narzeczonej Janusza - dopiero co odebranego noworodka, jako że niby prezent ślubny?

 

Na ostatnich akordach orkiestrowych zamiast Halki do topieli skacze Jontek, a za nim – w domyśle – duchy kompozytora i librecisty, przerażonych takim obrotem sprawy.

 

Dla debiutującej reżyserki mamy następującą radę: Należy czym prędzej wrócić do swej wspaniałej kariery teatralnej, zagrać role stosowne do aktualnego emploi, a więc Panią Dulską, Panią Dobrójską, coś z Dam i huzarów, a w przyszłości Matkę w Balladynie, a nawet spróbować wyreżyserować te sztuki. Może znajdzie się jakiś dyrektor teatru dramatycznego, który pozwoli pozmieniać zakończenia. Np. Dulska niech wyjdzie powtórnie za mąż, Dobrójska urodzi późne bliźnięta, huzarów przebierze się za damy, natomiast damy za huzarów, a Matka w Balladynie popłynie sobie kajakiem przez Gopło.

 

Sztuka operowa ma to do siebie, że jeśli spektakl jest dobrze grany, tańczony i śpiewany, to nawet kiepska reżyseria nie przeszkodzi w aplauzie. Należał się on solistom, chórowi, baletowi i orkiestrze pod dyr. Marcina Nałęcz-Niesiołowskiego, który przywrócił Operze Wrocławskiej poziom muzyczny, nieobecny tu od niepamiętnych czasów.

 

Opuszczając ten piękny teatr jeszcze raz utwierdziłem się w mniemaniu, że jednak reżyser powinien być utalentowany.

                                                                       Sławomir Pietras