Przegląd nowości

„Elektra” w La Scali

Opublikowano: poniedziałek, 03, grudzień 2018 18:29

Impulsem dla skomponowania przez Richarda Strausa jednoaktowej tragedii muzycznej było obejrzenie w Deutsche Theater w Berlinie wywiedzionej z dramatu Sofoklesa tragedii Hugona von Hofmannsthala wyreżyserowanej przez Maxa Reinharda. Wrażenie było tak wielkie, że Strauss i Hofmennsthal podjęli wspólnie decyzję o operowej adaptacji utworu.

 

Elektra,La Scala 2

 

Początek pracy nad nowym dziełem miał miejsce w 1906 roku, a nieco ponad dwa lata później na scenie drezdeńskiej Semperoper 25 stycznia 1909 roku odbyła się premiera Elektry, która z czasem zyskała opinię jednego z najważniejszych dzieł operowych XX wieku. 


Przyjęcie najnowszego dzieła znanego już wtedy i cenionego kompozytora było więcej niż chłodne. Muzyczny ekspresjonizm był jeszcze w tych czasach stylem, który dopiero zdobywał sobie prawo obywatelstwa na operowych scenach więc trudno się dziwić powściągliwej reakcji prapremierowej publiczności. Zresztą wykraczanie poza granice systemu tonalnego dur-moll i nieustająco narastające napięcie dramatyczne też nie przysporzyły jej zwolenników szczególnie wśród krytyków. A jednak jakby na przekór wielu krytycznych uwag dzieło rozpoczęło zwycięski pochód przez najbardziej prestiżowe sceny. 

 

image.png

 

W roku prapremiery wystawiono Elektrę w Nowym Jorku, Monachium, Berlinie, Wiedniu, Mediolanie (z Salomeą Kruszelnicką). Kolejne premiery odnotowano już w 1910 roku – Londyn, Praga, Budapeszt, Bruksela. W Polsce Elektrę wystawiono dopiero w 1971 roku w pamiętnej reżyserii Aleksandra Bardiniego, z równie pamiętną scenografią Andrzeja Majewskiego. Dyrygował Jan Krenz. Partię Elektry śpiewała Hanna Rumowska, Hanna Lisowska była znakomitą Chryzotemis, a Krystyna Szostek-Radkowa wcieliła się w rolę Klitajmestry. Niestety, niewiele osób miało okazję obejrzeć to przedstawienie, które po zaledwie kilku spektaklach zniknęło ze sceny. Druga inscenizacja tego dzieła została wystawiona na stołecznej scenie dopiero w 2010 roku, z kapitalną kreacją Ewy Podleś jako Klitajmestra. Elektra uznana za najwybitniejsze dzieło operowe swojego twórcy stawia ogromne wymagania i przysparza wiele trudności wszystkim: orkiestrze, dyrygentowi, a już najwięcej solistom. Wielka, wspaniała muzyka Straussa wyrażająca dramat przeżyć wewnętrznych bohaterów ma tak gęstą instrumentację i stale narastające napięcie dramatyczne, że odnosi się wrażenie iż wykonawcom może zabraknąć kondycji do pokonania i przekazania wszystkich niuansów partytury. Na szczęście w ascetycznej inscenizacji Patrice Chéreau z maja 2014 roku nic takiego nie ma miejsca. 


Jego wizja ujmuje surową czystością nawiązując do tradycji teatru antycznego będąc jednocześnie wizją na wskroś współczesną, rozgrywającą się poza konkretnym czasem, ale przemawiającą z pełną siłą emocji i ekspresji do dzisiejszego widza. Prostota i czystość tej inscenizacji kipiącej emocjami pozwala w pełni wybrzmieć poruszającej muzyce Straussa. Niestety, w oglądanym przeze mnie przedstawieniu 23 listopada, którym dyrygował Markus Stenz, zabrakło mi przede wszystkim muzyki przytłaczającej masywną potęgą brzmienia oraz intensywnie narastającego napięcia i gęstniejącej z minuty na minutę atmosfery nieuchronnej tragedii jak czeka głównych bohaterów.

 

Elektra,La Scala 4

 

Mimo tej uwagi należy przyznać, że dyrygent, który przejął przedstawienie po nagłej niedyspozycji Christopha von Dohnányi’a, prowadził całe przedstawienie w miarę sprawnie, a orkiestra grała znakomicie i brzmiała świetnie. Na szczęście pełną satysfakcję sprawili wykonawcy. Co prawda Ricarda Merbeth w partii żądnej zemsty Elektry miała na początku pierwszej arii Allen! Weh, ganz allein nieco problemów z wyrazistością niskich dźwięków, ale okazało się to chwilowe, bo już po chwili jej głos nabrał pewności osiągając zarazem pełnię brzmienia szczególnie w górze skali. W sumie stworzyła kreację wokalno-aktorską, o której długo będzie się pamiętało. Jej rozpacz po śmierci ojca zamordowanego przez Klitajmestrę i jej kochanka, jak i pragnienie zemsty, są prawdziwe i przekonywujące. Podobną w  swym dramatycznym wyrazie kreację stworzyła Waltraud Meier jako Klitajmestra. Wykreowana przez nią postać stawia ją w rzędzie wybitnych odtwórczyń tej arcytrudnej partii. Dzielnie im dotrzymywała kroku dysponująca nośnym i pięknie brzmiącym sopranem Regine Hangler w roli Chryzotemis. Interesujące kreacje stworzyli też panowie Michael Volle jako Orestes oraz Roberto Sacca w roli Egistosa.

                                                                                        Adam Czopek