Przegląd nowości

Dni Muzyki Symfonicznej, albo Chumała i Beethoven

Opublikowano: poniedziałek, 15, październik 2018 14:05

Poprowadzony przez białoruskiego kapelmistrza Alaksandra Chumałę koncert inauguracyjny LII Dni Muzyki Organowej w całości składał się z utworów trzech klasyków wiedeńskich. Zapoczątkowała go Uwertura do „masońskiego misterium inicjacyjnego” Czarodziejski flet Wolfganga Amadeusa Mozarta.

 

Filharmonia,Krakow 5

 

Cesarz Leopold po prapremierze Wesela Figara w rozmowie z kompozytorem wyrazić miał opinię, że, jak na gust jego wiedeńczyków, jest tam zbyt wiele nut. Niezrażony tym Mozart odparował: „Tyle, ile trzeba, i ani jednej więcej”. Ja natomiast w trakcie wykonania omawianej uwertury miałem z kolei wrażenie, że było w nim za dużo dźwięku, w znaczeniu nadmiernej dynamiki, i to dźwięku dość powierzchownej natury. Za to w odpowiedniej proporcji występował właściwy dla klasycystycznej muzyki puls, nadający jej przebiegowi pożądaną regularność.


Zgodnie ze swoją tonacją, promienną jasnością i przejrzystością odznaczał się  Koncert organowy C-dur Hob: 18/1 Josepha Haydna. Dzięki wzorowo układającemu się porozumieniu pomiędzy dyrygentem i grającym solową partię Andrzejem Białkiem udało się wyważyć właściwe proporcje pomiędzy koncertującym instrumentem a akompaniującą orkiestrą, wywodząc je nie tyle z muzycznej rywalizacji, co dialogu. 

 

Filharmonia,Krakow 6

 

Lwi pazur białoruski kapelmistrz ukazał jednak dopiero w „Siódmej” Beethovena. I to nie wdając się w romantyzowanie, którego często doszukuje się w późniejszych opusach tego kompozytora, lecz kładąc przede wszystkim nacisk na logikę klasycystycznej formy i jej przebieg. Tym razem nie forsował też dynamiki, co nie oznacza, iż unikał w tym zakresie większych kontrastów, ale dozował je z większą dozą powściągliwości.

 

Filharmonia,Krakow 3

 

O wiele bardziej, niż poprzednio, odwoływał się do agogiki, stosując zwłaszcza efekt ritardanda, w pełni uzasadniony w odniesieniu do symfoniki Beethovena, który sam z upodobaniem po niego sięgał. A więc po wolnym wstępie Poco sostenuto dyrygent opóźniał wejście tematu Vivace, by tym bardziej  mógł on wybuchnąć swoją żywiołowością. Na pełnię fortissima dyrygent pozwolił sobie natomiast dopiero w zamykającej tę część kodzie. W marszowym Allegretto zadbał o pogłębione brzmienie niskich smyczków, za drugim ich wejściem sięgając po ściszone brzmienie w stosunku do ich ekspozycji i dopiero kulminację podkreślił za sprawą większego natężenia dynamicznego.


Scherzo pod jego batutą zyskało pożądany rozpęd, ustępując majestatycznemu, fanfarowemu triu z wysuwającą się na pierwszy plan grupą instrumentów dętych, fortissimo rezerwując dla powtórzenia jego tematu przez orkiestrowe tutti po dołączeniu się smyczków. Przed repetycją tematu Scherza znów zastosował efekt rallentanda, by wywierało ono złudzenie szybciej wykonywanego niż w rzeczywistości.

 

Filharmonia,Krakow 8

 

Tę część zamknęło stanowiące skróconą rekapitulację efektowne spiętrzenie tematyczne repryzy przechodzącej w kodę. I wreszcie szalony finał w tempie Allegro con brio, tym razem z efektem acceleranda, a więc przyśpieszenia. Przy tym wszystkim kapelmistrz nie tracił „z uszu” detali, polegających na wejściach poszczególnych grup instrumentów i może dopiero we wspomnianym finale pęd i brawura wzięły nieco górę nad precyzją, stąd od czasu do czasu dawały znać o sobie drobne nieścisłości.

 

Filharmonia,Krakow 9

 

Wagner swego czasu wyraził się, że VII Symfonia stanowi apoteozę tańca. I dyrygent dał się mu ponieść, wykonując na podium swoiste układy choreograficzne, szczególnie w ostatniej części przywodzące momentami na myśl ruchy animowanej marionetki. Nic to wszakże nie ujmuje stworzonej przez niego kreacji artystycznej, w powstaniu której dzielnie mu sekundowali muzycy z krakowskiej orkiestry filharmonicznej, którzy wyzwolili z siebie cały drzemiący w nich  twórczy potencjał. Oby starczyło go i na resztę sezonu. W ten sposób Dni Muzyki Organowej niepostrzeżenie przemieniły się w Dni Muzyki Symfonicznej.

                                                                                  Lesław Czapliński